Gdzie zaszły i dokąd zmierzają przeglądarki internetowe? Spytałem u źródła
Mogłoby się wydawać, że przeglądarki internetowe mają już całą funkcjonalność, jakiej potrzebujemy. W rzeczywistości tuż za rogiem może czaić się rewolucja.
Niezależna opinia redakcji. Organizatorem wyjazdu była firma Opera
Niedawno miałem okazję być w Oslo, gdzie wraz z 19 innymi dziennikarzami z różnych części świata mogłem na własne oczy zobaczyć miejsce, w którym powstaje jedna z najbardziej innowacyjnych przeglądarek internetowych na świecie i dowiedzieć się, jakie plany ma międzynarodowy zespół rozwijający ten program. Przekonałem się jednak o czymś więcej: ten sektor zmierza w bardzo interesującym kierunku. A w tle tego wszystkiego znajduje się najgorętsza technologia ostatnich miesięcy.
To właśnie w Oslo narodziła się jedna z pierwszych przeglądarek w historii internetu. Mowa o Operze, która równocześnie jest jedynym programem do surfowania po sieci, który przetrwał od tamtych czasów aż do dzisiaj. Podczas wizyty w norweskiej stolicy porozmawiałem z ludźmi, którzy rozwijają Operę obecnie, ale też z człowiekiem, który dowodził technologicznym zespołem tej firmy od końcówki lat 90. do 2016 r.
Ba, Håkon Wium Lie – bo o nim mowa – jest jednym z „ojców założycieli” internetu, jaki dzisiaj znamy. To niezwykle kreatywny, pogodny i entuzjastycznie nastawiony człowiek, który w CERN-ie, wespół z Timem Bernersem-Lee pracował nad fundamentami sieci World Wide Web. Jego dziełem są kaskadowe arkusze stylów, czyli CSS – obok protokołu HTTP i języka HTML jest to jeden z kluczowym składników stron internetowych. Zarazem jest to narzędzie, dzięki któremu przeglądanie sieci stało się przyjemne dla oczu.
Håkon Wium Lie to także jeden z twórców testu Acid2 przeznaczonego do weryfikacji zgodności przeglądarek internetowych z ogólnymi standardami sieciowymi. Przyczynił się więc do tego, że dziś, niezależnie od tego, z jakiego programu do surfowania po sieci korzystasz, dostajesz stronę, która wygląda i działa tak jak powinna. Przez długi czas wcale tak nie było.
Kto toczy wojnę, gdy lider jest jeden?
Wszak jeszcze do niedawna wojna internetowa trwała w najlepsze. Rywalizacja Microsoftu, Mozilli, Opery i Google’a była realna, ale dziś ten ostatni jest liderem absolutnym. Trudno nazwać to inaczej, gdy z Chrome’a – w ujęciu globalnym – korzystają blisko dwie osoby na trzy. Pozostałym kawałkiem tortu najeść muszą się wszystkie inne programy razem. Czy ich istnienie ma więc w ogóle jeszcze sens? Zdecydowanie tak. Mało tego, wiele wskazuje na to, że właśnie teraz jesteśmy świadkami jednego z najciekawszych momentów w historii programów tej kategorii.
Trzeba bowiem uświadomić sobie jedną ważną rzecz. Google Chrome jest przeglądarką dla każdego. Miała nią być i Amerykanom rzeczywiście udało się to osiągnąć. Złośliwi mogliby stwierdzić, że skoro jest dla każdego, to pewnie jest i do niczego, ale postawmy sprawę jasno: to po prostu dobry program. Większość osób jest zadowolona z tego, co Chrome ma do zaoferowania i na co dzień jest on dla nich w zupełności wystarczający.
Wiele wskazuje na to, że właśnie teraz jesteśmy świadkami jednego z najciekawszych momentów w historii programów tej kategorii
Konkurencja (może poza Microsoftem, któremu – jak się zdaje – marzy się bezpośrednie starcie z przeglądarką Google’a) idzie w innym kierunku. Mamy Firefoksa będącego obecnie jedyną poważną alternatywą dla programów napędzanych silnikiem Chromium. Mamy Brave’a stawiającego na prywatność i bezpieczeństwo. Mamy też wreszcie Operę, której ekipa skupia się na innowacyjnych funkcjach dla poprawy produktywności i ogólnej przyjemności z surfowania po sieci.
Gdy rozmawiałem z pracownikami Opery, mówili to wprost: Opera nie jest przeglądarką dla każdego. Ma określoną grupę odbiorców. Choć trudno byłoby ją precyzyjnie zdefiniować, to nie będzie dalekie od prawdy stwierdzenie, że są to użytkownicy, którzy z jednej strony traktują surfowanie po sieci jako zadanie samo w sobie, a z drugiej – którzy w internecie robią więcej niż tylko przeglądanie stron.
„Przeglądarka to nie produkt. To doświadczenie”
Krystian Kolondra, którego wysiłki skupiają się na rozwoju komputerowej wersji Opery, podzielił się swoim podejściem: przeglądarka nie jest dla niego produktem, lecz usługą, a może wręcz doświadczeniem. I choć pewnie sporo w tym marketingu, to jednak pokazuje pewną zmianę, która jest jak najbardziej realna. Nasze życie przeniosło się do świata wirtualnego, a przeglądarka jest portalem, przez który tam trafiamy. W związku z tym rażącym niewykorzystaniem potencjału byłoby ograniczanie funkcjonalności takiego programu do samego otwierania stron WWW.
Nasze życie przeniosło się do świata wirtualnego, a przeglądarka jest portalem, przez który tam trafiamy
I faktycznie, Gdy w sieci pojawiły się portale społecznościowe, przeglądarki internetowe zaczęły pełnić funkcję przestrzeni do komunikacji. Popularyzacja muzycznych i filmowych serwisów streamingowych uczyniła z nich zaś centrum życia kulturalnego. Wcześniej jeszcze realizowały zadania rozrywkowe (obsługując popularne swego czasu gry flash). To proces przemian, który trwa i bez wątpienia będzie trwać.
Opera była pierwszą z dużych przeglądarek, która otrzymała zintegrowany VPN. Poprawiając bezpieczeństwo (choćby podczas korzystania z otwartej sieci Wi-Fi) VPN pozwala też na konsumowanie treści, które normalnie byłyby niedostępne ze względu na geoblokady. Charakterystyczną cechą programu jest też obecność odtwarzacza muzycznego i komunikatora na pasku bocznym. Dzięki temu można realizować większość zadań w obrębie pojedynczej aplikacji uruchomionej na jednym urządzeniu.
To tylko kilka przykładów, które doskonale obrazują, że przeglądarki stron internetowych realnie zmieniają się w przeglądarki internetowe. I nawet jeśli suche liczby tego nie pokazują, to Opera jest goniona przez konkurencję, a nie jest tą, która goni. To jeden z czynników, które mogą sprawić, że lada moment będziemy świadkami kolejnej wojny przeglądarek, którą prorokuje Håkon Wium Lie. Zdaniem innowatora jesteśmy w jej przededniu.
Przeglądarki stron internetowych realnie zmieniają się w przeglądarki internetowe
Jednak o ile możliwość przełączania utworów ze Spotify czy odpisania komuś na Messengerze bez konieczności opuszczania strony, na której się znajdujesz, to fajne bajery, to prawdziwie zasady gry zmienić może coś innego. Usłyszałem to choćby od Joanny Czajki (będącej Product Directorem Opery) czy Stefana Stjernelunda (stojącego na czele zespołu rozwijającego androidową wersję przeglądarki). Mowa o sztucznej inteligencji.
Era sztucznej inteligencji
Trudno kłócić się z opinią, że 2023 był rokiem sztucznej inteligencji. Chociaż wcale nie jest to nowa rzecz, to jednak w ubiegłym roku te dwie litery – AI – były powtarzane na każdym kroku i w najrozmaitszych sytuacjach. Do tej pory sztuczna inteligencja budziła raczej skojarzenia ze skynetem i wizją robotów, które uzyskawszy intelekt mają zacząć stanowić zagrożenie dla nas, ludzi, przejmując kontrolę nad naszym życiem. Naraz jednak okazało się, że całość może być znacznie bardziej przyziemna.
Eksplozję popularności sztucznej inteligencji wywołał ChatGPT, który pokazał, że może ona być czymś, co nie zagraża ludziom, lecz stanowi dla nich realną pomoc. Mało tego – pomagać może im na każdym kroku. Potrafi automatyzować zadania, przyspieszać ich realizację i zdejmować z ludzkich barków lwią część roboty.
„Czacie, przeczytaj dla mnie te strony i napisz mi na tej podstawie streszczenie. Dzięki, ale jakbyś mógł zmienić język na nieco swobodniejszy. Świetnie! Wygeneruj mi do tego, proszę, ilustrację. Nie, nie taką. Więcej pastelowych kolorów i żeby wyglądało to nieco bardziej realistycznie. Doskonale! Teraz tylko zamień mi to wszystko na kod HTML, który będę mógł osadzić na swojej stronie. Tak, to wszystko, dziękuję”. Całość zajmuje mniej niż kwadrans.
Co to wszystko ma wspólnego z przeglądarkami internetowymi? Otóż zespół Opery wierzy w to, że sztuczna inteligencja może pomóc także na tym polu. Zresztą już w ubiegłym roku program został wzbogacony o autorskie funkcje AI uruchamiane z poziomu bocznego panelu. Aria – bo tak się nazywa – działa podobnie do wspomnianego już wcześniej ChataGPT, umożliwiając uzyskiwanie niemal natychmiastowych odpowiedzi, bez konieczności przeszukiwania internetu na własną rękę.
Także Microsoft wprowadza funkcje chatbota do swojej przeglądarki, a Google przecież nie bez powodu rozwija swojego Barda. Rywalizacja na tym polu będzie więc tylko nabierać tempa. Bez wątpienia też możliwości sztucznej inteligencji w obrębie przeglądarek internetowych będą się dynamicznie zwiększać. Wystarczy zresztą zapytać o to Arię, a wśród potencjalnych możliwości wspomni o personalizacji doświadczeń użytkownika, automatycznym przewidywaniu jego zachowań czy optymalizacji wydajności i bezpieczeństwa.
Oczywiście warto też w tym wszystkim zachować pewną dozę sceptycyzmu. Nieraz już mieliśmy być świadkami spektakularnych rewolucji, a ostatecznie kończyło się na spektakularnych porażkach. Niemniej jednak sztuczna inteligencja już teraz zmienia sposób, w jaki poszukujemy informacji, systematyzujemy wiedzę i realizujemy rozmaite zadania. W przyszłości – i to niedalekiej – będzie to robić jeszcze bardziej i jeszcze częściej. A jak? Nie będzie trzeba długo czekać, by się o tym przekonać.
Nadchodzi czas przeglądarek, które nie służą, lecz towarzyszą
Nie ulega wątpliwości, że przeglądarki internetowe przeszły długą drogę. Na przełomie XX i XXI wieku tłem dla rywalizacji była szybkość działania i zgodność z obowiązującymi standardami. Z czasem jednak rywalizacja przeniosła się na pole bezpieczeństwa, funkcjonalności i produktywności, dzięki czemu zyskaliśmy „zielone kłódki”, zintegrowane menedżery haseł, synchronizowane surfowanie, szerokie opcje personalizacji czy też karty i ich grupy. Kolejny rozdział właśnie się zaczyna. Nadchodzi czas przeglądarek, które nie służą, lecz towarzyszą.
Za zaproszenie i niejedną rozmowę dziękuję polskiej i norweskiej ekipie Opery.
Niezależna opinia redakcji. Organizatorem wyjazdu była firma Opera
Komentarze
3