Tańcz, telepatornico, tańcz!
Skoro wcześniej wspomniałem o telepatornicach, pociągnę ten wątek. Zamiast rozwodzić się nad charakterystyką tych bądź co bądź fascynujących stworzeń, streszczę pokrótce walkę z jedną z nich. Nie tyle chodzi o opis samego przeciwnika, co o zilustrowanie tą potyczką arsenału broni Ratcheta.
Na początek odpaliłem swój plecak i wzbiwszy się w powietrze otworzyłem do poczwary ogień z mojego standardowego Pożogera. Niewiele to dało, bo bestia była odporna na ołów jak misie koala na eukaliptusa. Trzeba było sięgnąć po cięższy kaliber.
Granatnik z automatycznym namierzaniem nadawał się do tego idealnie. Wystrzelone pociski zawisły na chwilę w powietrzu, po czym znacząc niebo szarymi smugami uderzyły w kosmicznego potwora. Tym razem efekt był satysfakcjonujący, ale – jak na złość! - zapomniałem zaopatrzyć się w większą ilość amunicji.
Odłożyłem więc na bok granatnik i z pewnym wahaniem sięgnąłem po kulę dyskotekową. Właśnie tak! Takie oto cudo znalazłem w moim plecaku pełnym narzędzi zagłady. Nie zastanawiałem się długo – raz kozie śmierć! Cisnąłem w telepatornicę potańcówkowym gadżetem, a ona zastygła w połowie ataku i niespodziewanie zaczęła się kołysać do rytmu muzyki. Dziwacznie, bo dziwacznie, ale nie jestem jurorem You Can Dance, żebym miał to surowo oceniać. Starczyło mi, że stała się zupełnie bezbronna i podatna na moje ataki.
Mordu dopełnił tajemniczo brzmiący Pikselator. To nic innego, jak pukawka zamieniająca przeciwników w stertę kolorowych pikseli. I wierzcie mi, jest nie tylko efektywna, ale też niesamowicie efektowna. Gigantyczny boss w konwencji starych Atari? Oj, jest na co popatrzeć!
Zresztą nie tylko arsenał broni dostarcza takich uciech. Na podorędziu Ratcheta jest cały zestaw gadżetów (w dużej mierze znanych z poprzednich części), za pomocą których możemy ślizgać się po szynach, spacerować po pionowych ścianach, wzbijać się w powietrze czy nawet przenosić z miejsca na miejsce hektolitry wody.
Oczywiście, ten ogromy pakiet sprzętu to niekwestionowany plus Ratchet & Clank, który znacznie uatrakcyjnia rozgrywkę. Tym niemniej rodzi on jeden istotny minus. Jest nim nadmiernie złożone sterowanie.
Być może zdolniejsza manualnie młódź radzi sobie z tym bez problemu, jednak ja do samego końca nie byłem pewien, który przycisk odpowiada za wzlot do góry na śmigle, który za poziomy przelot przy użyciu helikopterowego ustrojstwa, który za rzut kluczem francuskim, który za jeden rodzaj celowania, a który za drugi jego typ.
Ale, ale! Ten drobny mankament w niczym nie przeszkadza, bo akcja pędzi jak struś z bajki Warnerów. Niejeden film sensacyjny mógłby pozazdrościć Ratchet & Clank tej dynamiki.
Co za kita, panie Bond
Ratchet doskonale wiedział, że ten pociąg nie dowiezie wszystkich pasażerów do celu. Taka już cecha lisowatego lombaksa, że ma nosa do tych spraw. Jedna eksplozja za drugą. Za burtę wylatują kolejni kosmici. Składem zarzuca na zakrętach, skrzynie szybują w powietrze.
Roztrzaskują się ekrany reklam zahaczane dźwigiem sterczącym z dachu jednego z wagonów, a Ratchet huśta się na plazmowej lince harpuna i susami przeskakuje z jednej platformy na drugą. Już tylko chwile dzielą go od eksplozji ładunku znajdującego się w pociągu. Czy zdąży dotrzeć do bomby na czas?
Tak, tak, to nie fragment filmu ze Stevenem Seagalem, ale gry Ratchet & Clank. Wyobraźcie sobie, że towarzyszy temu muzyka, która do złudzenia przypomina kawałki znane z Bondów. Brzmi nieźle? Jeszcze jak! A słowo „brzmi” jest tu jak najbardziej na miejscu.
Wspominałem już, że obraz tworzy niepowtarzalny klimat tej produkcji, ale warto wspomnieć, że ścieżka dźwiękowa też dorzuca tu swoje parę groszy. A raczej parę złotych, dolarów, euro – biorąc pod uwagę, jak świetnie dopełnia całości.
Przez to trudno się oderwać od tego Bonda z lisią kitą. Zwłaszcza, że twórcy zadbali o to, żeby nie brakło atrakcji siłą wciągających gracza z powrotem w barwny wszechświat lombaksa i robota.
Każdy lombaks swoje śrubki chwali
Gdybym miał wskazać jeden obraz najbardziej charakterystyczny dla serii Ratchet & Clank, byłyby nim fontanny śrubek wylatujące z roztrzaskiwanych kluczem francuskim skrzyń. A to prowadzi nas do fenomenu, który najskuteczniej wydłuża żywotność każdej gry, a mianowicie – zbieractwa.
W Ratchet & Clank z 2016 roku nie brakuje fantów do gromadzenia. Począwszy od milionów ordynarnych śrubek, które możemy sprzedawać w sklepiku, aż po kolekcjonerskie holokarty. Do tego dochodzą jeszcze kawałki kosmicznej materii pozwalające na ulepszanie uzbrojenia, jak również wielkie złote śruby, które odnajdą tylko najbardziej zawzięci „ratchetowi” poszukiwacze.
Dorzućmy jeszcze całkiem wymagający poziom trudności (już tak zwany „normal” potrafi rzucić nie lada wyzwanie) i otrzymamy grę, która może być pozornie niezbyt długa, ale z powodzeniem wystarczy na długie zimowe wieczory. Co, co? Dopiero wiosna? No właśnie!
Ratchet & Clank we własnej osobie
Same superlatywy, wszystko fantastyczne... Coś nie pasuje? I słusznie, bo Ratchet & Clank to produkcja niepozbawiona wad. Niektórzy powiedzą nawet, że te ostatnie dominują. Jednak mój odbiór gry o lombaksie i robocie był naprawdę pozytywny.
Dla mnie jest to nie tylko reanimacja kultowej serii, ale przede wszystkim hołd złożony trójwymiarowym platformówkom i tytułom tworzącym zręby tego gatunku.
Można wytknąć Ratchet & Clank jej powtarzalność względem poprzednich części, mętną fabułę (choć moim zdaniem jej „gęstość” jest raczej zaletą), miejscami nieciekawe zadania, ale koniec końców jest to moim zdaniem tytuł naprawdę godny polecenia.
Opinie rozczarowanych maniaków starego Ratchet & Clank na pewno się znajdą, bo takie oceny zawsze wypływają na wierzch przy remake’ach cyfrowych legend. Miejmy jednak nadzieję, że niezależnie od nich twórcy z Insomniac Games pójdą za wzorem swoich bohaterów. W końcu Ratchet i Clank nie zważali na opinie innych i zawsze robili swoje.
Ocena końcowa:
- powrót kultowego tytułu
- olśniewające planety
- wciągająca opowieść
- bogaty arsenał zabawnych i śmiercionośnych spluw
- ratchetowe gadżety
- plansze zachęcające do eksploracji
- ciekawe misje Clanka
- stosunkowo wysoki poziom trudności
- niezłe spolszczenie
- atrakcyjna cena
- łudzące podobieństwo do pierwowzoru
- nieco przekombinowane sterowanie
- powtarzające się zadania
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
super
Komentarze
13- przy dużej zadymie framerate spada do 15....
Jeszcze chętnie zagrał bym w remake Conkera, pierwszego Crasha , J&D