Ulubione części naszych dłoni
Kształt Razer Mamba nie jest szczególnie wymyślny i możemy w zasadzie powiedzieć, że to absolutna klasyka, nad którą nie ma sensu się dłużej zatrzymywać. Jednakże nie uczynię tego i przez chwilę pomówię o profilu razerowego gryzonia, dlatego że charakteryzuje się on niezwykłą wprost wygodą. Oczywiście, że jest to wszystko kwestia indywidualnych preferencji, ale jak dla mnie myszka wprost idealnie leży w dłoni.
Chropowata powierzchnia na bokach gryzonia pozwala pewnie chwycić urządzenie, natomiast lokalizacja przycisków sprawia, że w zasadzie nigdy nie musimy nadmiernie gimnastykować palców, żeby któregoś z nich dosięgnąć. Warto wspomnieć dodatkowo o kółku, które zostało wyposażone w możliwość przechylania go na boki. Wkomponowanie takiego przełącznika w już istniejący element to znacznie wygodniejsze rozwiązanie, niż niepotrzebne tworzenie dodatkowego kawałka plastiku wystającego spomiędzy palców gracza.
Co ciekawe, Razer Mamba cechuje się stosunkowo niewielkim „tyłem”. Wbrew pozorom, nie jest to wcale rzecz bez znaczenia, bo wśród graczy istnieją zasadniczo dwie szkoły chwytania myszki. Jedni posługują się tak zwanym „palm gripem”, czyli kładą całą dłoń na urządzeniu, natomiast inni przytrzymują je jedynie czubkami palców i fragmentem śródręcza (to z kolei „claw grip”). Taka a nie inna budowa Razer Mamba sprawia, że grupa użytkowników preferujących drugi z wymienionych sposobów także może w satysfakcjonujący sposób korzystać z tego sprzętu.
Na kablu i bez niego
Czas jednak przejść do jednego z najciekawszych rozwiązań, jakim wyróżnia się spośród innych produktów Razer Mamba, a więc do jej hybrydowej konstrukcji. Chodzi rzecz jasna o dwa tryby jej pracy – bezprzewodowy i standardowy, po kablu. Tylko od nas zależy, na którą opcję się zdecydujemy. Nasz gryzoń wyposażony został bowiem w ponad dwumetrowy kabel z wtyczką USB i stylowo wyglądającą podstawkę będącą jednocześnie ładowarką. Wystarczy podłączyć przewód do ładowarki lub do samej myszki, żeby uzyskać wybrany tryb. Zbędne są jakiekolwiek dodatkowe ustawienia.
Zgodnie z opisem producenta akumulator wystarcza na dwadzieścia godzin grania i jest to z pewnością mnóstwo czasu na dokonanie wirtualnej rzezi lub budowy fortecy naszych marzeń. Jednakże w przypadku zapominalskich, do których sam też się zaliczam, może zdarzyć się, że po zakończonej potyczce myszka nie wyląduje grzecznie na stacji ładującej, ale zostanie na blacie biurka. Wtedy dwadzieścia godzin kurczy się przy kolejnej rozgrywce i koniec końców optymalnym rozwiązaniem pozostaje podłączenie kabla. Oczywiście, nie sposób winić producenta za nieprzemyślane zachowania użytkowników, ale jednak wydłużenie czasu pracy akumulatora zaoszczędziłoby sporo energii, którą trzeba poświęcać na pamięć o ładowaniu urządzenia.
Częstotliwość Razer Mamba została sprawdzona za pomocą programu Mouse Rate Checker. Jak widać mysz podłączona kablem do komputera spokojnie osiąga zakładane 1000 Hz.
...czego niestety nie da się powiedzieć w przypadku komunikacji bezprzewodowej. Tu średnia wartość spadała poniżej 1000 Hz.
Testy na predykcję i efekt jitter, a więc korektę naszych rzeczywistych ruchów przez oprogramowanie myszy oraz niewielkie drgania przy wysokich rozdzielczościach, pokazały, że sensor Razer Mamba w trybie bezprzewodowym nie pozostawia pola do wielu zarzutów w obu tych aspektach.