Zabawy z bronią
Oczywiście, wszystkie te dodatkowe spusty byłyby niczym, gdyby nie możliwość ich konfiguracji. W tym celu wystarczy nadusić jeden z czterech przycisków znajdujących się na panelu Quick Control, następnie wdusić jeden z wielofunkcyjnych klawiszy oznaczonych literką „M”, poczekać aż jedno z dwóch światełek przy znaczku Xboksa zamruga do nas ochoczo...
Zaraz, zaraz, chwila, moment, byłbym zapomniał – najpierw drugim z czterech wspomnianych przycisków wybieramy jeden z dwóch profili... Tak? A może nie? Od początku! Naciskamy drugi z czterech przycisków, wybieramy jeden z dwóch profili, pociągamy za jeden z sześciu spustów, ale tylko jeśli jest on jednym z czterech... Nie, nie... Jeszcze raz próbujemy?
Ironizuję – przyznaję się. Pardon! W rzeczywistości procedura przypisania funkcji standardowych klawiszy do któregoś z dodanych w Razer Wildcat spustów nie jest aż tak złożona. Ale też nie jest szczególnie intuicyjna i wymaga pewnego treningu. Zwłaszcza, że dwa profile to zdecydowanie za mało, żeby obsłużyć cyfrową bibliotekę prawdziwego fana microsoftowej konsoli, więc częste programowanie przycisków jest konieczne.
Żeby jednak nie pozostawać w sferze abstrakcji i nie mówić o konfigurowaniu pada, tak jakby się wykładało teorię strun, przytoczę tytuły, które posłużyły za poligon dla Żbika w wężowej skórze. Skoro już Razer zeswatał się z Xboksem, postanowiłem sięgnąć na dno posagowego kuferka tego ostatniego i wygrzebać stamtąd absolutną klasykę.
Gears of War: Ultimate Edition i odkurzona kolekcja Halo nie stanowiły dla Razer Wildcat żadnego wyzwania. Po kilku minutach rozgrywki udało mi się tak „poprzepisywać” przyciski, żeby ani na moment nie zdejmować palców z zielono połyskujących gałek podczas walk z hordami Szarańczy i zakutymi w zbroje Spartanami. Również lekka i poręczna konstrukcja pada stanowiła pewien atut na wirtualnym polu bitwy. Co tu dużo mówić? Test bojowy zdany na pięć!
Choć budowa Razer Wildcat nie grzeszy szczególną finezją, muszę przyznać, że liczba spustów, jak również ich stosunkowo wygodne położenie (o drobnych zastrzeżeniach już wspominałem), dawały przewagę nad przeciwnikiem i zwiększały komfort konsolowej strzelaniny. Dodatkowo zaznaczę, że „hamulce” klawiszy „RT” i „LT” zostały tak dobrze zlokalizowane, że przestawiałem je po kilka razy w trakcie jednego meczu w zależności od tego, czy w moje ręce wpadła broń mniejszego czy większego kalibru.
Na szczególną uwagę zasługuje także tryb ultraczułego spustu (Hair Trigger Mode), czyli znaczne zwiększenie czułości triggerów, które świetnie się sprawdza w połączeniu ze wspomnianymi „hamulcami”. Po włączeniu tej opcji (a można to zrobić szybko i wygodnie) niektóre ze znanych mi dobrze spluw Halo sprawiały wrażenie, jak gdyby dostały zupełnie nowego „kopa”.
Drapieżnik na pecetowych salonach
Podobnie jak wcześniej opisywany Xbox Elite także Razer Wildcat całkiem nieźle sprawdza się w roli pecetowego kontrolera. Co prawda w tym przypadku żaden z systemów Windows nie jest faworyzowany dedykowaną aplikacją, bo tej po prostu nie ma, ale wyraźnie łatwiej podłączyć gamepada pod „dziesiątkę” niż wcześniejsze okienka. W tym systemie urządzenie wykrywane jest bowiem błyskawicznie i bez żadnych problemów.
Nieco więcej zachodu, podobnie zresztą jak z Xbox Elite, może wymagać instalacja Razer Wildcat w Windows 7. Tu także wystarczy instalacja odpowiednich sterowników, które producent udostępnia zresztą na swojej stronie. Ja osobiście miałem kłopoty przy powtórnym podłączaniu pada. Być może była to kwestia nieodpowiedniego zasilania. Tak czy inaczej wystarczyła ponowna instalacja sterowników by wszystko wróciło do normy.
Pod względem oferowanych na pececie funkcjonalności Razer Wildcat przedstawia się w zasadzie niemal identycznie co na Xbox One. Niemal, bo choć działa zarówno mapowanie przycisków jak i wibracje pada czy własna konfiguracja profili, to dostępne z poziomu panelu Quick Control regulacja dźwięku i wyciszanie mikrofonu są dla posiadaczy komputerów niedostępne. Przynajmniej na razie, bo Razer obiecał wprowadzić tę funkcjonalność nieco później.
Piąty zmysł
Na koniec przyjrzyjmy się jeszcze akustycznym popisom Razer Wildcat. Do tej pory opisałem tylko dwa z czterech wspomnianych już przycisków znajdujących się u dołu kontrolera, na specjalnym panelu Quick Control przywołującym skojarzenia z dołączanym do fabrycznego gamepada Xbox One zestawu słuchawkowego.
Pozostałe klawisze odpowiadają za wyciszenie mikrofonu (aktywacja tej funkcji jest oznaczona żarzącą się wyraźnie pomarańczową diodą) oraz za regulację głośności gry. Oprócz tego dodano gniazdo słuchawkowe, pod które podpinamy się słuchawkami dowolnej maści.
Trudno nazwać te rozwiązania wywrotowymi, ale ułatwiają one rozgrywkę. Parę ruchów kciukiem i zwiększyliśmy decybele kulomiotu. Kolejne stuknięcie w klawisz i zatkaliśmy nasze wirtualne usta, żeby do uszu innych graczy nie dotarła cisnąca się na nie wiązanka podwórkowej łaciny. Proste, a zarazem wygodne, czyli tak jak lubię.
Tylko zamek wylata
Aparycja Razer Wildcat przywodzi na myśl kultowy cytat Pawlaka o tym, że w strzelbie „zamek wylata”. W rzeczy samej Żbik przypomina taką spluwę, która dobrze spełnia swoją funkcję, ale nie należy od niej wymagać wymyślnej budowy, ani eleganckiego wyglądu. Wprawdzie literalnie żaden ze spustów nie wypadnie nam na podłogę podczas rozgrywki (chyba, że źle go dokręcimy), ale i tak niektórych może odpychać nieco spartańska konstrukcja tego pada i jego, bądź co bądź, odpustowa kolorystyka.
Oczywiście, sprawy nie są tak czarno-białe, jak w moim opisie. Twórcy Razer Wildcat tłumaczą, że ich kontroler jest przeznaczony przede wszystkim dla profesjonalistów. Stąd – jak można się domyślać, brak bezprzewodowej komunikacji, lekka plastikowa budowa, gumowe naklejki i tym podobne. Być może faktycznie dla zawodowych graczy pad Razera stanie się ulubionym narzędziem mordu.
Choć patrząc na zielono-czarnego pada mamy przed oczami zastępy xboksowej społeczności, nie należy zapominać, że posiadacze „pieców” także są grupą docelową tego produktu. Dlatego też Razer Wildcat oferuje na pececie lwią część tych swoich funkcji, z których mogą korzystać posiadacze Xboksów. No może nie wszystkie, ale z zgodnie z zapowiedziami Razera z czasem ma to się zmienić na lepsze.
Wiem, wiem, zaraz zagrzmi chór komentarzy na temat wyższości myszy i klawiatury nad konsolowymi kontrolerami, ale w obliczu niezwykłej precyzji Żbika oraz jego dużej czułości, być może nawet posiadacze komputerów połakomią się na ten wężowy kąsek. Wprawdzie to drapieżnik o mało sympatycznej mordce, ale za to potrafi on zaimponować swoim refleksem i dokładnością nawet najbardziej wymagającym graczom.
Ocena końcowa:
- duża liczba dodatkowych przycisków (spusty i bumpery)
- nakładki i naklejki antypoślizgowe
- szybkie, choć niezbyt intuicyjne programowanie przycisków
- gniazdo słuchawkowe
- wbudowany panel z klawiszami do regulacji dźwięku i aktywacji mikrofonu
- możliwość odkręcenia dolnych spustów
- hamulce triggerów i tryb ultraczułego spustu (Hair Trigger Mode)
- wygodny futerał
- współpraca z Windows 7/8.1/10
- działa tylko po kablu
- wygląd, który nie każdemu przypadnie do gustu
- plastikowa konstrukcja kontrastująca z wysoką ceną
- raz naklejona warstwa antypoślizgowa nie może być zastosowana ponownie
- Ergonomia:
dobry - Jakość Wykonania:
dobry - Uniwersalność
super - Funkcje dodatkowe:
dobry
Komentarze
17