Powiedzieć, że Senua’s Saga: Hellblade 2 spełniła pokładane w niej nadzieje to jak nic nie powiedzieć. To absolutnie niesamowite, narracyjne doświadczenie, na którym cieniem kładzie się jednak kilka spraw. I fakt bardzo później premiery tej produkcji jest tylko jedną z nich.
Przyznam szczerze, że po tylu zapowiedziach Senua’s Saga: Hellblade 2, historycznym pokazie gry z końca 2019 roku, po którym wielu zbierało szczękę z podłogi, nie spodziewałem się, że na tę grę przyjdzie nam czekać jeszcze kolejne 4 lata. No bo przecież miał to być tytuł, który pokaże nam moc Xbox Series X. Siłą rzeczy wydawało mi się, że musi to być albo tytuł startowy albo chociaż jedna z gier, która pojawi się w pierwszym roku urzędowania nextgenów. Niestety jak widać stało się inaczej. Ba, na nextgenową konsolę Microsoftu wcześniej zdążył „wyjść” nawet mityczny Starfield, o którym pierwsze wzmianki pojawiały się już w 2017 roku.
Ale najdziwniejsze jest to, że choć Senua’s Saga: Hellblade 2 urosła przez te lata do tytułu wysokobudżetowego (wystarczy spojrzeć z jakim pietyzmem przygotowano tutaj twarze postaci, ich mimikę, emocje i ekspresję) przed jej premierą zapanowała jakaś niezrozumiała cisza – brak reklam, brak szumu medialnego, brak niemal wszystkiego z czym wiąże się dziś wydawanie gier. Efekt tego taki, że niektórzy już wieszczyli sromotną klęskę odpowiedzianego za ten tytuł studia Ninja Theory. Czy faktycznie mieli rację? A gdzie tam. Senua’s Saga: Hellblade 2 to naprawdę niesamowite przeżycie, choć jako gra już jedynie taka sobie. Dlaczego? Tego dowiecie się z naszej recenzji.
Senua’s Saga: Hellblade 2 – historia, którą trudno będzie zapomnieć
Pamiętacie pierwszą część tej serii? Zapewne tak, bo przecież inaczej byście tu nawet nie zajrzeli. Hellblade: Senua’s Sacrifice pokazało, że można stworzyć niezwykłą opowieść nawet z tak trudnego i wstydliwego tematu jak zmaganie się z chorobą psychiczną. Trzeba było tylko nieco odwagi i wsparcia autorytetów medycznych zajmujących się psychozą, a także ludzi, którzy na co dzień sami zmagają się z tego typu chorobami. A czemu w ogóle o tym wspominam? Bo Senua’s Saga: Hellblade 2 jest pod każdym względem bardziej dopracowane, dojrzalsze i dużo bardziej sugestywne.
Zacznijmy może od tego, że nasza celtycka wojowniczka – Senua, nie błądzi już po omacku nie będąc do końca świadoma czego właściwie doświadcza. Teraz już wie z czym się mierzy i z całych sił walczy o odzyskanie kontroli nad swoim życiem. Czy to oznacza, że nie doświadczymy w Senua’s Saga: Hellblade 2 objawów jej psychozy? Nic z tych rzeczy. One są i to w ilościach hurtowych, łącznie z podszeptującymi naszej bohaterce furiami, tyle tylko, że widać, że Senua tak łatwo im się nie poddaje. To co kiedyś ją ograniczało, teraz napędza ją do działania.
I to właśnie wewnętrzna walka skłania ją do udania się w podróż w celu ostatecznego pokonania ciemności. Dlatego daje się pojmać łowcom niewolników, którzy wywożą ją na Islandię. To tu rozegra się historia, którą, wierzcie lub nie, jeszcze długo będziecie wspominać. Bez wdawania się w szczegóły, bo przy takich narracyjnych produkcjach każde nadmiarowe słowo może popsuć innym zabawę, dopowiem tylko, że twórcom naprawdę udało się wyreżyserować opowieść, która momentami spokojnie mogłaby uchodzić za film.
Do tego budują przy tym tak niesamowity, mroczny, ciężki i niezwykle sugestywny klimat, że nie dałem rady „wziąć” Senua’s Saga: Hellblade 2 na swoje barki, na jedno posiedzenie. W kilku miejscach musiałem zrobić przerwę – dla spokoju ducha i swojego zdrowia psychicznego. Ale nie zrozumcie mnie źle, historia Senui, która musi zmierzyć się z olbrzymami (niewielki spoiler, ale akurat jedną taką scenę widzieliśmy już w kilku zwiastunach) nie jest aż tak męcząca. To co tutaj potrafi porządnie wymęczyć to ultragęsta atmosfera, której nie dałaby rady pokroić nawet siekiera. Atmosfera i wszechogarniające ciemności.
Bo musicie wiedzieć, że choć sama gra rozgrywa się na Islandii to jednak dużo lokacji, które przyjdzie nam tu odwiedzić tonie w nieprzebytych ciemnościach. Czasem dysponujemy pochodnią, a czasem jedynym światłem jest dziwna, niebieska poświata, która właściwie wskazuje nam drogę. Jeśli dodacie do tego całkiem niezłe straszenie nas przez twórców nagłymi rozbłyskami światła, które ukazują czające się w ciemnościach „upiory” bądź też dobiegające z mroku odgłosy i szepty, które dodatkowo „komentowane” są przez nasze furie, wówczas robi się już naprawdę srogo.
W takich momentach czułem, jak adrenalina buzuje mi w żyłach mobilizując mój organizm do wytężonych prób przebicia się przez ten mrok i dostrzeżenia czającego się tam niebezpieczeństwa. Co najlepsze twórcy Senua’s Saga: Hellblade 2 postarali się, by to specyficzne uczucie towarzyszyło nam nawet w pozornie niegroźnych lokacjach. Oczywiście, opowiadana historia miewa też i „spokojniejsze” fragmenty, ale zawsze gdzieś tam w tle czają się prześladujące naszą bohaterkę demony i nigdy nie wiadomo, kiedy dadzą o sobie znać.
Zabawa w chodzenie
Jeśli myśleliście, że Senua’s Saga: Hellblade 2 odejdzie od dotychczasowego schematu rozgrywki i zamiast napędzanej historią eksploracji przeplatanej walką i zagadkami zaserwuje nam przygodę mocniej nastawioną na akcję, to niestety muszę Was zmartwić – pod tym względem nowa odsłona nie różni się zbytnio od tego co widzieliśmy w części pierwszej. Znów mamy więc „symulator chodzenia” po zamkniętych, korytarzowych lokacjach, w których tu i ówdzie pojawiają się jakieś rozgałęzienia. Najczęściej jednak ścieżka prowadząca do celu naszej podróży jest tylko jedna, a te odnogi mogą skrywać jakieś znajdźki – czy to ukryte za kamiennymi twarzami znane już monumenty z runami, czy też drzewka, które również skrywają jakąś część opowieści.
Znów też nie ma tu żadnego interfejsu użytkownika, żadnych znaczników, gdzie iść, co zrobić czy stanu zdrowia naszej bohaterki. Ale to akurat dobrze, bo dzięki temu faktycznie mamy wrażenie uczestniczenia w osobliwym seansie filmowym. I nie, nie oznacza to automatycznie, że Senua’s Saga: Hellblade 2 to taki samograj, który sam się przechodzi. Owszem, zagadki są tu dość proste – ot, znane już szukanie wzorów w danej miejscówce czy też „zabawa” przestrzenią, by otwierać i zamykać przejścia, ale na tym „zabawa” jeszcze się nie kończy.
Nieodłącznym elementem pierwszej części gry były starcia z przeciwnikami. I oczywiście powracają one też w „dwójce”. Twórcy z Ninja Theory obiecywali nam radykalne zmiany w systemie walki i częściowo tych obietnic dotrzymali. Czemu częściowo? Bo mam wrażenie, że starcia w Senua’s Saga: Hellblade 2 stały się jeszcze bardziej schematyczne. Przeciwników jest tu co prawda kilka różnych rodzajów, ale już gdzieś w okolicach połowy gry wiemy już jakie kombinacje ciosów stosuje niemal każdy z nich więc i sama walka nie sprawia przesadnie dużych trudności. Do tego dochodzi dość typowe kolejkowanie przeciwników – niemal każdy taki fragment gry zbudowany jest na zasadzie jeden wróg, a potem następny.
Co najlepsze, choć gra oferuje zarówno blokowanie jak i uniki, w pewnej chwili zacząłem stosować wyłącznie te drugie i efekt wydawał mi się dużo lepszy. Szczególnie, że w „dwójce” powraca też lusterko, które napełniając się w czasie walki pozwala nam raz na jakiś czas aktywować spowolnienie czasu, które w zasadzie, w większości wypadków, kończy walkę za sprawą kilku szybkich, celnych ciosów. Jedną rzecz muszę tu jednak bardzo mocno pochwalić – wszelkie animacje Senui unikającej ciosów, próbującej blokować zbyt potężne dla niej uderzenia, a nawet zamachy czy finiszery to wszystko w Hellblade 2 to absolutne mistrzostwo świata.
Obraz i dźwięk doskonale się uzupełniają
Powiedzmy sobie szczerze, Senua’s Saga: Hellblade 2 nie byłaby tak niesamowita, gdyby nie fenomenalna oprawa graficzna. Już nawet pal licho te nieszczęsne pasy na górze i na dole ekranu – to co ludziom z Ninja Theory udało się wykreować przy użyciu Unreal Engine 5 zasługuje na gromkie, kilkuminutowe oklaski na stojąco. Zresztą spójrzcie na screeny, na twarz naszej bohaterki i innych występujących tu postaci. Emocje jakie się na nich uwidaczniają to po prostu coś pięknego. Ba, pojawiają się one nie tylko podczas przerywników filmowych (o ile są to w ogóle przerywniki, bo wszystko wygląda tu jak jedna całość), ale też podczas niektórych walk.
Twórcy podkreślali zresztą swoje wielkie przywiązanie do detali – stąd prawdziwi aktorzy, prawdziwe rekwizyty i prawdziwe miejscówki, które później były digitalizowane. Nawet na nagranie scen walki poświęcono tu aż 69 dni sesji motion capture, co samo w sobie świadczyć może o skali tego projektu.
Oprawa wizualna, choć świetna, byłaby jednak znacznie mniej immersyjna, gdyby nie fenomenalnie nagrany dźwięk. Twórcy już na starcie gry sugerują, by w Senua’s Saga: Hellblade 2 grać tylko w słuchawkach i ma to swoje solidne uzasadnienie. Ninja Theory skorzystało tu bowiem z dźwięku binauralnego, czyli techniki opartej na dwóch mikrofonach mających naśladować pozycje ludzkich uszu. Ten zabieg sprawia, że percepcja dźwięków jest zupełnie inna, głęboka, bo uwzględnia ich rozchodzenie się w przestrzeni i fakt docierania do naszych uszu w innym czasie.
Wciąż nie wiecie pewnie o co chodzi, co? To może wyjaśnię na przykładzie tego czego doświadczamy w Senua’s Saga: Hellblade 2. Kojarzycie podszeptujące nam tutaj do uszu furie? No to słyszymy je teraz czasami tak jakby faktycznie krążyły dookoła naszej głowy. Inny przykład to wspomniane już wcześniej pogrążone w ciemnościach jaskinie – tam dźwięk rozchodzi się w taki sposób, że gdy cisze przerwie jakiś odgłos niemal odruchowo odwracamy się w jego kierunku. Wszystko to zaś sprawia, że faktycznie mamy wrażenie pełnego zanurzenia w tym świecie.
Senua's Saga: Hellblade 2 - czy warto kupić?
Nie da się zaprzeczyć, że Senua’s Saga: Hellblade 2 to pozycja absolutnie wyjątkowa. Niestety, z tego względu może ona jednak nie być dla wszystkich. To jak postrzega świat człowiek ogarnięty psychozą momentami może powodować u nas spory dyskomfort psychiczny. Ta gra potrafi nakręcać nie tyle strach co wewnętrzny niepokój. Szczególnie, że z racji mocnego skupienia się na mroku i jak największej immersyjności w Senua’s Saga: Hellblade 2 nie da się grać inaczej niż w wieczorami i w nocy, przy zgaszonym świetle, ze słuchawkami na uszach.
Dlatego właśnie zamiast zwyczajowego polecania zakupu, w tym przypadku gorąco zachęcam do sprawdzenia tego tytułu w ramach usługi Xbox Game Pass, w której będzie on dostępny już od momentu swojej premiery. Ograniczycie w ten sposób możliwy zawód, jeśli Sanua’s Saga: Hellblade 2 zupełnie Wam nie podejdzie, a może nawet odrzuci w ciągu kilkunastu pierwszych minut.
No i będziecie mogli cieszyć się nią bez względu na to, czy jej przejście zajmie Wam 6 czy 8 godzin, bo mniej więcej tyle trzeba liczyć na pojedyncze ukończenie gry. Twórcy przygotowali co prawda dodatkowy tryb z narracją prowadzoną przez pozostałych bohaterów przygody Senui, ale choć jest to miły dodatek, docenią go zapewne tylko nieliczni. Czy warto więc było tyle czekać na Senua’s Saga: Hellblade 2? Warto, choć nie da się ukryć, że te 3-4 lata temu ten tytuł z pewnością rozbiłby bank. A dziś… cóż, zobaczymy.
Opinia o grze Senua's Saga: Hellblade 2
Plusy:
- świetnie poprowadzona opowieść
- drugie podejście do tematu psychozy i główna bohaterska, której przemianę śledzimy
- zachwycająca oprawa wizualna, szczególnie twarze postaci i widoczna na nich ekspresja
- fenomenalne udźwiękowienie, które docenimy grając na słuchawkach
- pomysłowo poukrywane znajdźki
- nieźle pomyślana historia olbrzymów i sekwencje "walki" z nimi
- starcia z przeciwnikami, które zachwycają animacjami
- ciekawy patent z dodatkowymi trybami narracyjnymi, dostępnymi po ukończeniu gry
Minusy:
- nadal dość schematyczny system walki
- to wciaż bardziej narracyjny symulator chodzenia niż gra akcji
- spora ilość wyjątkowo ciemnych lokacji, których pokonywanie niemal po omacku bywa frustrujące
- zagadki przestrzenne, choć ciekawe, nie stanowią większego wyzwania
- długość gry nie powala (jakieś 7-8 godzin na jedno przejście)
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę Senua's Saga: Hellblade 2 na Xbox Series X, na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od Xbox Games Studios
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
7