Na przedpremierowym pokazie Sniper Elite 4 bez pudła trafił w nasze oczekiwania. A teraz my bierzemy go na cel, żeby odpowiedzieć ogniem naszych wrażeń.
- zapierające dech w piersiach krajobrazy Włoch,; - gigantyczne i pełne zakamarków mapy,; - niesłabnąca satysfakcja z rentgenowskich strzałów,; - tryb wieloosobowy dający dodatkową frajdę z rozgrywki,; - całkiem niezła oprawa wizualna.
Minusy- sztampowe cele zadań,; - irytujące wady sztucznej inteligencji,; - to raczej eksploatowanie znanej konwencji, niż próba szukania innowacji.
Sniper Elite 4, czyli z ziemi polskiej do włoskiej
Coś tam błyska... Tam, na horyzoncie. Widzicie? O, tam! Refleks słońca na szklanej soczewce. To Sniper Elite 4 ukrywa się w niedalekiej przyszłości. Na premierę tej snajperskiej strzelaniny trzeba będzie zaczekać do Walentynek, bo dopiero wtedy Karl Fairburne po raz czwarty spróbuje trafić w nasze serca, ale już teraz, na zamkniętym pokazie prasowym udało nam się podejrzeć następcę Sniper Elite III: Afrika w wersji na PlayStation 4.
I tak oto mroźnym styczniowym popołudniem przeniosłem się do słonecznej Italii, która w „czwórce” zamieniona została w snajperski poligon. Czekały na mnie tam niesamowite krajobrazy, podnoszące adrenalinę wyzwania i rentgenowskie ujęcia rozrywanych ciał, rzecz jasna. Było tak, jak przypuszczałem, że będzie, a i tak lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Ciao, bella!
Rok 1943. Państwa Osi wycofują się rakiem z Afryki, a alianci depczą im po piętach. Półwysep Apeniński staje się nowym teatrem działań wojennych. Zanim jednak w nazistowskie pozycje uderzy nawałnica Sprzymierzonych, znajdzie się robota dla pojedynczego człowieka.
Tym sposobem wylądowałem na włoskim wybrzeżu ze starym, dobrym Springfieldem w dłoni i nadzieją w sercu. Przedarłem się przez ruiny okryte cieniem skał, które uformowały wieki przypływów i odpływów, a następnie wyszedłem na otwartą przestrzeń.
Starczył jeden rzut oka ze szczytu jakiejś zapomnianej wieży, żeby przekonać się, że droga do wykonania tylko tej jednej misji to nie lada plac zabaw. Na rozległej mapie znalazłem między innymi poznaczone śladami bombardowań zabytki, rolnicze poletka, niewielką przystań dla łodzi, malowane pastelowymi barwami miasteczko i górującą nad okolicą willę.
Oblizałem się ze smakiem na ten widok i przystawiłem lunetę do oka, żeby zaspokoić swój wilczy apetyt. I rzeczywiście, to była prawdziwa taktyczna uczta! Wprawdzie ograniczenia czasowe przedpremierowego pokazu, pozwoliły mi tylko raz przedrzeć się przez linie wroga, ale czuję, że mógłbym z powodzeniem robić to przez wiele godzin.
Aż chce się przeszukiwać każdy zakamarek podziemnych przejść i naziemnych zabudowań, znajdując coraz to nowe sposoby dotarcia do wyznaczonych celów. Nie raz zdarzyło mi się nawet zabłądzić w plątaninie jaskiń czy też zagubić wśród pagórkowatych gospodarstw. Ale znacznie częściej udawało mi się wykorzystać ten teren na moją korzyść – żeby znaleźć lepszą pozycję strzelecką albo zmylić tropiący mnie pościg.
Ta pojedyncza mapa ze Sniper Elite 4 przywiodła mi na myśl ostatnie przygody Hitmana. Dlatego, że podobnie jak tam, i tutaj nie znajdujemy prostej drogi do celu, którą prędko zapomnimy.
Zamiast tego, odsłania się przed nami obfitujący w możliwości labirynt, który chcemy przechodzić wciąż od nowa, żeby odkryć każdą z jego tajemnic. I trzeba też dodać, że ta plątanina ścieżek i przejść to prawdziwa krajobrazowa piękność.
Akcja i kamera
Pędziłem więc do przodu, przeskakując z jednej kryjówki do drugiej, a pojawiające się na niebie bombowce głuszyły odgłosy moich strzałów. Raz po raz szarpałem za spust, ustawiając poziom przybliżenia i dystans dzielący mnie od przeciwnika, a potem... No, potem już tylko rozsiadałem się wygodnie w fotelu i obserwowałem, jak pędzący na zwolnionych zdjęciach pocisk malowniczo penetruje bebechy wroga.
Zresztą, te rentgenowskie ujęcia, które stały się już znakiem rozpoznawczym serii Sniper Elite, nie ograniczają się tylko do strzałów z dalekiego dystansu. W Sniper Elite 4 dodano do nich odłamki eksplodujących materiałów, które na zwolnionych zdjęciach przeszywają ciała przeciwników, a nawet zdarza się obserwować jak trzaska ta czy inna kość podczas walki wręcz. I tym razem te anatomiczne animacje wyglądają jeszcze pikantniej, niż w poprzednich odsłonach serii.
Jeśli więc chodzi o mechanikę, nie mam do niej najmniejszych zarzutów – od nowego w Sniper Elite 4 ustawiania lunety z poprawką na opadanie kuli po wykorzystywanie środowiska (na przykład wiszących na hakach materiałów budowlanych) do likwidacji nazistowskich patroli. Sniper Elite 4 kontynuuje i rozwija szlachetną tradycję swoich poprzedniczek.
Szkoda tylko, że zupełnie blado wypadły przy tym cele mojej misji. Ot, zlikwidować paru oficerów i dodatkowo rozwalić kilka kamer wykorzystywanych do nagrywania propagandowych filmów. Można powiedzieć, że to klasyka gatunku, ale z drugiej strony – czy to nie pójście na łatwiznę?
Pomijam już zasadność niszczenia sprzętu filmowego przez elitarnego strzelca wyborowego, ale ta cała heca ze strzelaniem do oficerów to pomysł na poziomie BloodRayne. Żałuję, że nie pomyślano, o czymś znacznie oryginalniejszym, z hollywoodzkim pazurem.
Krwawe podchody w wykonaniu Sniper Elite 4 dały mi olbrzymią satysfakcję, ale realizowane po drodze cele nie smakowały jak rodzynki na pysznym cieście. Bliżej im było do kolejnych kawałków jednolitej lukrowej masy.
Podobnie zresztą rozczarowała mnie sztuczna inteligencja. Niby przeciwnicy reagują w sposób mniej przewidywalny, niż do tej pory, ale ten system nie jest pozbawiony wad. W finale wykonywanej przeze mnie misji narobiłem trochę hałasu, toteż zaraz zleciała się do mnie cała banda strażników.
Chłopcy wspinali się do mojej kryjówki po drabinie, jeden za drugim, jak owieczki na rzeź. Żadnemu nie wpadło do głowy, żeby pobiec po granat albo wysadzić w powietrze cały budynek. Po prostu wdrapywali się kolejno, wiedząc, że padną od celnych strzałów mojego karabinu. Aż w końcu zostałem sam ze stertą niemiecko umundurowanych trupów. Jeżeli w rzeczywistości żołnierze Hitlera też się tak zachowywali, to nie dziwię się, że ponieśli sromotną klęskę.
Wstrzymując oddech przed strzałem
Całości jeszcze nie znam i trochę czasu minie, zanim będę mógł powiedzieć wszystko, co jest do powiedzenia o Sniper Elite 4. Może w dniu premiery okaże się, że wytknięte przeze mnie wady to tylko złudzenie. Kto wie? Kolejnym misjom może nie brakować wciągającego scenariusza, a i żołnierze Wehrmachtu mają jeszcze szansę podnieść swoje IQ.
Poza tym te niedociągnięcia nie zmieniają faktu, że Sniper Elite 4 zapowiada się naprawdę nieźle. Warstwa wizualna olśniewa, mechanika daje ogromną satysfakcję, a zaprezentowana na przedpremierowym pokazie mapa jest zwiastunem olbrzymich terenów podatnych na taktyczne główkowanie. Krótko mówiąc, Sniper Elite 4 celuje wysoko, prosto w przysłowiową dziesiątkę. Jednak dopiero 14 lutego dowiemy się, czy trafi.
Okiem Gamingowego Menela
Maciej Piotrowski
Po zeszłorocznych targach Gamescom Sniper Elite 4 znalazł się na mojej prywatnej liście „potencjalnych hitów”. Nie pewniaków, bo po ograniu wówczas słynnej już misji z wielkim działem kolejowym Leopold miałem do samej rozgrywki kilka sporych zastrzeżeń. No ale była to dość wczesna wersja więc błędy i niedociągnięcia mogły się zdarzać, o czym zresztą zawczasu mnie poinformowano. Teraz, podczas zamkniętego pokazu, dane mi było pobawić się Sniper Elite 4nieco dłużej. Inna misja pozwoliła też spojrzeć na całość znacznie wnikliwiej. Krótko i na temat - jest lepiej, dużo lepiej. Pomimo wciąż mało rozgarniętej sztucznej inteligencji (ale i tak jest lepiej niż było, bo przeciwnicy próbują nas okrążać) i całego mrowia przeróżnych dodatkowych wyzwań rozgrywka jest szalenie satysfakcjonująca. I nie chodzi tu tylko o charakterystyczne dla serii nagrody za najlepsze strzały w postaci niezwykle obrazowych ujęć rentgenowskich. Dzięki jeszcze sprytniej zaprojektowanym lokacjom można ułożyć sobie niemal cały plan podejścia do głównego celu i jego jak najbardziej widowiskowej eliminacji. Oby tylko twórcom nie zabrakło pomysłów i cała para nie poszła w gwizdek, bo jak słusznie zauważył Jakub, udostępniona nam misja raczej nie grzeszyła innowacyjnością. Mocno trzymam za to kciuki. Moja wstępna ocena: 4,3/5
Ocena wstępna:
- olbrzymie, snajperskie piaskownice
- mnóstwo sposobów na realizację celów
- wspaniałe krajobrazy Włoch
- piekielnie satysfakcjonująca rozgrywka
- słynne rentgenowskie ujęcia robią jeszcze większe wrażenie
- sztampowe cele zadań
- irytujące wady sztucznej inteligencji
- to raczej eksploatowanie znanej konwencji niż próba szukania innowacji
Komentarze
1