Seria Sniper Elite wreszcie osiągnęła poziom, o który modliłem się po nocach już przy okazji zapowiedzi części drugiej. Jak widać co się jednak odwlecze…
Swoboda w realizacji celów na dużych, pół-otwartych mapach; mnóstwo zadań pobocznych; możliwość konfiguracji wyposażenia przed każdą z misji; niezła oprawa audiowizualna; widowiskowe strzały X-Ray; obecność poziomów trudności i ustawień dla domorosłych fanów balistyki
MinusyKiepsko poprowadzona, a przez to nieangażująca fabuła; to już trzecia część serii, a główny bohater to w dalszym ciągu wydmuszka; miejscowa tępota sztucznej inteligencji; sporadyczne błędy (przenikanie obiektów, ragdoll)
Muszę wam się zwierzyć, iż odpowiedzialne za snajperską trylogię studio Rebellion Developments darzę sporym sentymentem. I tak po prawdzie, uczucie to nie zrodziło się nawet w kontakcie z drugowojennymi przygodami Karla Fairburne'a, a w związku z zupełnie innym tytułem, który wyszedł spod zręcznych palców angielskiej ekipy. Przyznać się – kto na sali pamięta jeszcze dzisiaj wdzięczny twór z 2006 roku, stanowiący egranizację całkiem popularnego w Wielkiej Brytanii komiksu, w roli głównego bohatera tytułu obsadzając niebieskoskórego Rogue'a? Ano właśnie. Tak myślałem.
Rogue i Karl w jednym stali domu
Nazwijcie Rogue Troopera średniakiem lub powiedzcie, że po prostu nie wiecie o czym mowa – ja tę grę autentycznie kocham. I nie chodzi tu wyłącznie o ciekawe ujęcie uniwersum przedstawionego oryginalnie w czaro-białej historii obrazkowej czy o niespotykany klimat tej produkcji. Rogue, Gunnar, Helm i Bagman zarządzili w moim sercu i umyśle przede wszystkim za sprawą rozgrywki, wrzucając mnie na pół-otwarte mapy, obdarowując zestawem gadżetów (miny, tłumik, karabin z trybem snajperskim lub jako automatyczna wieżyczka) i mówiąc „zrób to bracie po swojemu”. Pozostało więc tylko czekać, aż wypróbowane i sprawdzone na podstawie Rogue Troopera rozwiązania Rebelianci przeszczepią na grunt swojej drugiej, zbliżonej w założeniach produkcji – jeszcze ograniczonego w temacie swobody Sniper Elite.
Jak się ostatecznie okazało, czekać musiałem nieco dłużej, niż wstępnie sobie to zaplanowałem – Sniper Elite V2 co prawda kusił mniejszą liniowością rozgrywki, otwartością map i swobodą w podejściu do wyznaczonych celów, jednak w większości przypadków na samym kuszeniu właśnie się kończyło. W dalszym ciągu zdecydowanie zbyt często natrafiałem tam na sytuacje, w których chęć obejścia nazistowskiego oddziału kończyła się wykryciem, bo wybrany przeze mnie budynek/przejście w zamyśle twórców nie pozwalał na taki manewr. Pozwalała za to ta druga kamienica. Która? No ta, stojąca zaraz za tamtą kupką gruzu. I zgaduj sobie przy pierwszym podejściu, która ścieżka nie wpędzi Cię w maliny.
Kula w miednicy, wolność w piaskownicy
Sniper Elite III: Afrika oczywiście nie pozbywa się tego największego z problemów części drugiej całkowicie, jednak design poziomów i liczba dróg do celu to w tym przypadku i tak już zupełnie inna bajka. Dlatego też wypunktowanie najważniejszych cech najnowszego Snipera pozwolę sobie zacząć właśnie od tego elementu. W moim odczuciu to on, a nie na przykład oprawa graficzna czy nieangażująca gracza fabuła stanowi bowiem o największej sile tej produkcji. Bo chociaż od czasu do czasu w dalszym ciągu zdarzyło mi się podrapać po głowie i zapytać, dlaczegóż to mogę wspiąć się na tę skalną półkę, a na tamtą już nie, rozmiary lokacji i mnogość udostępnionych przejść i tak budzą szacunek. Co najważniejsze, w duecie z wolnością na mapach dumnie kroczy tu również swoboda w zdefiniowaniu naszego wyposażenia przed każdą z misji. W miejsce granatów wrzucisz sobie dodatkową apteczkę, a może minę przeciwpancerną albo lepiej ładunek wybuchowy, aktywowany po rozerwaniu przez nieświadome, nazistowskie nogi łączącej zapalnik linki? Sniper Elite III: Afrika to tyle sposobów na realizację celu, ile dostępnego tu sprzętu i pomysłów na jego wykorzystanie, które zrodzą się w Twojej głowie.
Sniper w sieciPoza wspomnianym w recenzji trybem kooperacji, Sniper Elite III pozwala również na wieloosobową zabawę w kilku równie klasycznych wariantach rozgrywki. Niestety, Deathmatch i jego odmiany (np. lepiej punktujące zabójstwa z dużej odległości), czy też obecny tu tryb No Cross, opierający się na próbie odnalezienia umiejscowionego po przeciwnej stronie mapy wroga, nie niosą za sobą tak pozytywnych emocji jak co-op czy kampania. Co prawda grających i serwerów nie brakuje (w końcu premiera dopiero za nami), jednak na dłuższą metę zabawa w multi ani nie podwyższa nam tętna, ani nie wynagradza w odpowiedni sposób. No chyba, że ktoś lubi awansować na wyższe poziomy doświadczenia ot tak, dla samego faktu awansowania. Można pograć (bo i jest z kim), jednak najsmaczniejsze mięsko Snipera kryje się w kampanii i jej kooperacyjnej odmianie. |
I gdyby nie tylko zachowania sztucznej inteligencji czy miejscami bardzo wyczuwalny brak ostatecznego szlifu, opowiadałbym Wam teraz o grze dla mnie prawie idealnej (miałkiego protagonistę jestem bowiem jeszcze w stanie przełknąć). A.I. nazistów ze Sniper Elite III ciężko jest ogarnąć – czasami chłopaki pozwolą nam na eliminację swoich stojących parę kroków dalej kolegów z oddziału, w pełni ignorując brzdęk penetrowanego przez kulę hełmu, w innym przypadku usłyszą niedokończony jęk zarzynanego kamrata nawet i z drugiego końca mapy. Serio, serio – jeśli dumny przedstawiciel Afrika Korps zauważy nas skradających się za jego plecami i zwerbalizuje sobie ten fakt nieco uniesionym głosem, znacznik stanu gotowości / poszukiwania zapali się tu często nad głowami kolesi oddalonych nawet o kilometr. Nam pozostaje już wówczas tylko szybkie przemieszczenie, połączone z pozostawieniem w miejscu naszego wykrycia małej „niespodzianki”. I to najlepiej takiej wybuchowej.
Krwawy diament
Jeśli chodzi zaś o wspomniany szlif, wykonany ręką mistrza i oczyszczający dzieło z drobnych mankamentów, dowodów uzasadniających brak jego obecności również znajdzie się tu kilka. A to jakieś martwe ciało zatańczy sobie w najnowszym Sniperze break dance'a lub przemieści się w drgawkach kilka metrów po ziemi. W innym miejscu głowa bohatera bądź lufa jego karabinu wpadnie w ścianę, a Fairbourne schyli się po trupa, ostatecznie przenosząc jednak zebrane wokół niego powietrze, bo na ramieniu mrukliwego herosa nie uświadczymy nic – zmagać będzie się jednak chłop z ciężarem niesłychanie. Niestety, takiego widoku z pamięci nie wymażą nawet w dalszym ciągu niesamowicie widowiskowe, rentgenowskie ujęcia, prezentujące destrukcyjną siłę pocisku naruszającego delikatne tkanki ludzkiego organizmu. Ilekroć oglądam pocisk masakrujący w pierwszej kolejności oczodół, a następnie czaszkę bądź rozpadającą się w mak rzepkę, na te kilka sekund współczuję stacjonującym w wirtualnej Afryce nazistom.
Ciekawostka Sniper Elite III: Afrika w 3DChociaż niewiele się o tym pisze, Sniper Elite III: Afrika to również możliwość zabawy w dostępnym tu trybie 3D – któż wie czy nie pierwszy raz przy okazji konsoli PlayStation 4. I przyznam się, że wcześniej byłem do niego dość mocno uprzedzony.Na poprzedniej generacji nie zachwycił mnie bowiem ani taki Killzone 3, ani Motorstorm: Pacific Rim. I kiedy to zdawało się, że tryb 3D poszedł już dawno do piachu i nic z niego nie będzie, wyposażony w omawiany patent wyskakuje właśnie Sniper, za jego sprawą w pozytywny sposób modyfikując doświadczenia płynące z rozgrywki. Z ręką na sercu przyznaję, że gra prezentuje się wówczas naprawdę świetnie, a całość nie została wykonana tu po macoszemu i w stylu „tylko żeby było”. Co prawda oczy męczyły się mi wówczas w zastraszającym tempie, ale mając w pamięci efekt końcowy wiem, że było warto! |
Strzał blisko środka tarczy
Kto więc z nowej części Sniper Elite wydusi najwięcej frajdy? Na pewno gracze kochający się w produkcjach premiujących kombinowanie i nie ograniczających ich procesu misternej budowy planu idealnego – poszukiwania dogodnego miejsca do oznaczenia celów lornetką, oddania najlepiej jednego, bezbłędnego strzału, zakończonego wartkim przemieszczeniem się w inną miejscówkę i dostosowaniem do nowej sytuacji. Ucieszą się też i wszyscy entuzjaści balistyki, wpływu grawitacji na lecący pocisk i poprawki na wiatr – Sniper Elite III to może i nie symulator, ale liczba opcji pozwalających na zbliżenie zabawy do rzeczywistości potrafi zadowolić. Nie wolno zapomnieć również o świetnym i zupełnie nie wymuszonym trybie kooperacji, w którym duet snajper – spotter powodują dwukrotne zamieszanie w szeregach wroga, eliminują kolejne zastępy Afrika Korps w lokalnym odpowiedniku Hordy z Gears of War, czy po prostu kończą razem kampanię. W finale, wieloosobowy segment Snipera (o którym nieco więcej w ramce) skutecznie wydłuża przyjemny czas spędzony z tą produkcją. Może i nie idealną, może i pełną typowych dla skradankowej warstwy głupotek i umowności, z okazjonalnymi błędami natury technicznej. Wciąż jednak w sposób przecudowny przypominającą mi magiczne chwile spędzone z Rouge Trooperem 8 lat temu. W jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu!
Moja ocena: | |
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | zadowalający |
Grywalność: | dobry |
Ogólna ocena: | |
Sugerowana cena w dniu publikacji testu: ok. 90 zł (PC) | |
Komentarze
21Też widziałem tego typu błędy, i to zbyt często ale nie rzuca się to aż tak w oczy.
Dla mnie gra bdb chociaż przez pierwsze 30 min trzeba się przyzwyczaić do sposobu chodzenia i strzelania bohatera.