Śladem poprzedniczek Syberia 3 zabiera nas do wyśnionej Rosji. I sama też wygląda, jakby powstała w syberyjskiej dziczy pod młotkiem nieudolnego majsterkowicza.
- świetny nastrój,; - malownicze krajobrazy,; - klimatyczna ścieżka dźwiękowa,; - wyraziste i ciekawe postaci,; - niektóre zagadki potrafią rozruszać szare komórki,; - jest w tym coś z magii poprzednich Syberii.
Minusy- beznadziejne sterowanie w wersji pecetowej,; - typowo konsolowy interfejs,; - fabuła nie porywa,; - drętwe dialogi,; - nielogiczne zagadki w stylu przygodówek sprzed dwóch dekad,; - zabawy z grafiką 3D zajmują zbyt wiele miejsca i wypadają dosyć blado,; - sporo błędów technicznych.
Syberia 3, czyli back in the USSR
Sokal, Syberia – dwa słowa, milion emocji. W każdym razie u osób, którym ta kultowa gra przygodowa głęboko zapadła w pamięć i nie znikła stamtąd nawet na długie lata po premierze. A takich graczy nie jest mało! Toteż nic dziwnego, że całe ich rzesze w napięciu czekały na trzecią część niezapomnianej serii studia Microids.
Powrót wytęsknionej legendy miał być czymś niezwykłym. Połączeniem starego z nowym, sentymentalną podróżą do zagrzebanego w przeszłości świata, a może nawet przygodówką, jakiej jeszcze nie było.
Niestety, Syberia 3 okazuje się być tytułem mocno niedoskonałym. W każdym razie tak mógłbym podsumować moją ocenę, gdybym silił się na delikatność.
A ponieważ nie to jest moim celem, powiem wprost, że Syberia 3 przypomina toporną, a jednocześnie przekombinowaną maszynerię, którą mogliby się pochwalić co najwyżej podpici rzemieślnicy z podupadających fabryk Związku Radzieckiego. Ba! Trudno to nawet nazwać grą! Raczej jakąś dziwaczną aplikacją do grania w grę, groteskowym emulatorem wspomnień, żerującą na nostalgii poczwarą... No dobrze, głęboki oddech, raz, dwa, trzy.
Muszę jednak sformułować bardziej wyważoną opinię, bo choć emocje biorą górę, chłodny osąd pozwala dostrzec w tej produkcji parę jej niekwestionowanych zalet. Innymi słowy – zupełnie beznadziejnie nie jest... choć dobrze wcale!
Sowa lata nad kukułczym gniazdem
Mimo wszystko, będę miły i zacznę od plusów. A do tych z pewnością zalicza się klimat, jakim otula nas Syberia 3. Rozgrywka zaczyna się w zrujnowanym szpitalu psychiatrycznym, który miejscami przypomina palmiarnię, a gdzie indziej nawiedzone zamczysko.
Tutaj też pojawiają się pierwsze zagadki, które potrafią zaintrygować. Poprzestawiać dziwacznie skonstruowany klucz-wytrych, zwabić sowę, która robi za posłańca... Wszystko to, żeby wydostać się z kukułczego gniazda, do którego wbrew swojej woli trafiła Kate Walker. No, zaczyna się nieźle!
Dalej pojawiają się, rzecz jasna, kolejne lokacje, które przywodzą na myśl miejsca, jakie oglądaliśmy w poprzednich częściach serii, a jednocześnie cechują się niemałą oryginalnością. Zaryzykuję twierdzenie – te krajobrazy z czasem mogą okazać się równie niezapomniane, jak te z „jedynki” czy „dwójki”.
Celowo mówię o nastroju i pejzażach, a nie o fabule, bo ta ostatnia ani mnie nie zachwyciła, ani nie wciągnęła. Niby jest w niej jakaś intryga podszyta mroczną tajemnicą, parę wyrazistych szwarccharakterów, sprawa, za którą przychodzi mi walczyć (a raczej główkować), ale brakuje w tym wszystkim polotu.
Dialogi też trudno uznać za arcydzieła scenariopisarstwa. Jako tako trzymają się kupy, ale tę kwestię można by wykreślić, tamtą skrócić, a jeszcze inną napisać od nowa w jaśniejszy sposób. Nieraz przychodziły mi do głowy riposty nieporównanie lepsze (wybaczcie brak skromności) od tych, które chwilę później padały z ust Kate Walker lub kogokolwiek innego.
Na jednej szali mamy więc baśniowy, magiczno-technologiczny świat Syberii, sympatyczny ród Jukoli żyjący w symbiozie z jeszcze sympatyczniejszymi śnieżnymi strusiami, lokalne sekrety powtarzane szeptem przez tubylców, na drugiej zaś – wlokącą się fabułę, słabo zawiązaną intrygę i drętwe dialogi.
Na razie obie szale pozostają w pewnej równowadze. Ale, niestety, na drugą z nich można jeszcze co nieco dorzucić. Chociażby masę technicznych niedociągnięć, które poważnie utrudniają rozgrywkę.
Trup na wybiegu
Jak ona chodzi, ta Kate Walker! Jak modelka... Tia, akurat. Raczej jak zombie na kacu. I nie mówię tylko o samej animacji, która też pozostawia wiele do życzenia, ale o systemie sterowania. W przypadku wersji pecetowej, bo z taką miałem wątpliwą przyjemność obcować, to prawdziwy koszmar.
Nigdy nie wiedziałem, czy naciśnięcie klawisza „W” sprawi, że główna bohaterka ruszy w głąb ekranu czy może zbliży się do którejś z jego krawędzi. Często też zdarzało mi się utknąć między paroma elementami scenografii i mijało dobrych (choć nie jest to najlepsze słowo w tym kontekście) kilka chwil, zanim udało mi się wyswobodzić z takiej pułapki.
Niby zachowano klasyczną formułę „point and click”, ale zmieniono ją w taki sposób, że przypomina swoją złą siostrę bliźniaczkę. Powód tego zabiegu jest oczywisty. Postanowiono zaimplementować w wersji pecetowej rozwiązania, które sprawdzają się chyba tylko i wyłącznie w przypadku konsol.
Nie starczy więc przeszukać kursorem ekran, żeby odnaleźć któryś z interaktywnych elementów. O, nie! Najpierw trzeba skorzystać z klawiatury, podprowadzić zombiaka w dane miejsce, a dopiero potem machać myszą w poszukiwaniu okolicznych atrakcji.
A skoro już wspomniałem o kursorze, poświęcę mu dygresję. Przyznaję, został on zaprojektowany bardzo subtelnie. Bardzo! Do tego stopnia, że czasami nie mogłem go odnaleźć na ekranie. (Za to prawie nigdy nie znikał on podczas przerywników filmowych.) Na szczęście Syberia 3 sama znalazła remedium na to niedociągnięcie twórców i często spod ledwie widocznego kółka przebija na wierzch zwykła windowsowska strzałka. Wtedy wszystko staje się jasne!
Jak gdyby tego było mało, cały interfejs jest ordynarnie konsolowy i nijak nie sprawdza się w komputerowym środowisku. Przeglądanie ekwipunku lub wybieranie czynności, jaką ma wykonać Kate przy danym przedmiocie, jest tak mało intuicyjne, że nawet po paru godzinach grania można zapomnieć, jak to się robiło.
Pod konsolowego kontrolera zaprojektowano też wiele zagadek, a w szczególności te, w których należy kręcić jakąś wajchą czy innym pokrętłem. Jeśli mamy pod kciukiem gałkę pada, pewnie nie ma w tym nic trudnego. Gorzej, kiedy korzystamy z myszy. Biurko może okazać się wtedy zdecydowanie za małe. Nie raz ramię omal nie wyskoczyło mi ze stawu, kiedy próbowałem coś obrócić. Żeby było zabawniej – bezskutecznie.
Ja rozumiem, że czegoś takiego, jak sterowanie idealnie wygodne, w naturze nie znajdziemy. Ja rozumiem, że obecnie konsole mają priorytet. Ja to wszystko rozumiem. Umysłem jestem w stanie to pojąć. A co w tym samym czasie podpowiada mi serce? Nie będę cytował, bo rzuca mięsem jak marynarz z zespołem Tourette'a.
Chcesz, to umieraj, stary pryku!
Chciałoby się zakończyć tę litanię narzekań i powiedzieć: ale przynajmniej zagadki...! Nie, nie, tego zrobić nie mogę. Owszem, wiele łamigłówek trzyma poziom i udało im się skutecznie rozruszać moje szare komórki. Szkoda tylko, że i w tym przypadku jasną stronę rozgrywki uzupełnia jej mroczne oblicze.
Umówmy się, że złota epoka gier przygodowych była też okresem wyjątkowo nielogicznych wyzwań, jakie stawiano przed graczem. Wtedy uchodziło to płazem, bo w końcu na bezrybiu i rak ryba. Nawet gigantom tego gatunku zdarzały się takie wtopy.
Na szczęście czasy się zmieniły. Pojawiły się tak zwane filmy interaktywne, seria o Sherlocku Holmesie wprowadziła sporo naprawdę oryginalnych pomysłów i skutkiem tego nawet klasyczny do bólu Yesterday Origins w dużej mierze zachowuje kontakt z racjonalnym myśleniem.
Syberia 3, niestety, wydaje się być ślepa na tę ewolucję i serwuje nam zagadki rodem z zeszłego dziesięciolecia (a nawet wieku!). Niektóre z nich można uznać za ciekawą podróż w przeszłość, ale inne zdołały doprowadzić mnie do szewskiej pasji, bo nie mogłem myśleć o nich jako o cyfrowym wehikule czasu, a jedynie uznać je za czysty brak logiki.
Najbardziej w pamięć zapadła mi sytuacja, kiedy zegarmistrz Steiner o mało nie dostał zawału w obecności Kate Walker. Zdołał wyrzęzić, żeby podała mu leki, a więc natychmiast zabrałem się do poszukiwań. Pewnie leżą gdzieś na biurku albo w innym łatwo dostępnym miejscu... Nie? Panie Steiner, jakaś podpowiedź?
Ależ skąd! Staruszek bez wysiłku ruga mnie za zwłokę, ale słowem nie powie gdzie znajdują się przeklęte medykamenty. Przetrząsam każdy kąt jego sklepiku, a facet gada jak najęty, tyle, że nie na temat. Albo chce te piguły albo nie! Dosyć tego! Jeśli taka jego wola, niech umiera!
Prawdę mówiąc, najchętniej postąpiłbym właśnie w taki sposób, ale Syberia 3 nie pozwoliła mi podążyć za głosem mojego sumienia. Musiałem więc nieźle się naszukać, zanim udało mi się wreszcie znaleźć nieszczęsne proszki na serce i to w naprawę mało oczywistym miejscu.
Gdzie indziej namęczyłem się z wydumaną (a jednocześnie staromodną) zagadką dotyczącą przewożenia węgla, a konkretnie uruchomienia wózka, co wymagało ode mnie nijak nieuzasadnionej kombinatoryki wyższego szczebla. Znowuż w sekwencji na statku kazano mi kręcić kołem sterowym na mostku, gdy w rzeczywistości chodziło o korbkę na pokładzie (ta gafa to efekt połączonych działań scenarzystów i tłumaczy).
I takich przygodówkowych wpadek i atawizmów w Syberia 3 nie brakuje. Powiecie, że przecież mogłem się tego spodziewać? Racja, ale ja naiwnie liczyłem, że błędów nie będzie wcale, a sama formuła doczeka się gruntownego odświeżenia, również w obszarze zagadek. Tymczasem jedynie grafika 3D może uchodzić w Syberia 3 za jakąś rewolucję. A i tak zaledwie fasadową.
Zabawa w trzy de
Kate Walker w trójwymiarze – ho, ho, ho, Boże Narodzenie na Syberii! Bo chyba każdy fan serii firmowanej nazwiskiem Sokala czekał na taki prezent od gwiazdora. Może więc tym razem będzie to przygoda w perspektywie TPP rodem z ostatnich przygód Lary Croft?
A gdzie tam! Grafika 3D, owszem, jest, ale kamera jak stała w jednym miejscu, tak dalej stoi. W zasadzie ta „nowinka” (pomijając jej niewątpliwe walory estetyczne) ma zastosowanie tylko przy łamigłówkach lub oglądaniu dostępnych w ekwipunku przedmiotów.
Przy tej okazji znalazłem nawet punkt wspólny Syberia 3 i gier projektowanych z myślą o goglach VR. I tu, i tu nadmierną wagę przywiązuje się do zabaw awangardową technologią. Tylko, że syberyjska awangarda liczy sobie już ze dwie dekady.
W niczym jednak nie przeszkadza to twórcom w popisywaniu się zadaniami, w których jakiś kabel trzeba podłączyć do innego w trójwymiarowej skrzyneczce, albo przeszukać szufladę wyciągając z niej obracające się we wszystkie strony obiekty. Tu coś okręcimy, tam podejrzymy, wetkniemy, przetkniemy... Czyste szaleństwo!
Jeśli więc Syberia 3 chciała mnie przekonać do tego, że grafika trójwymiarowa jest przyszłością wszystkich gier, to gratuluję! Sukces osiągnięty. Wprawdzie argumentacja padła na podatny grunt, bo byłem podobnego zdania już od premiery pierwszego Tomb Raidera, ale nie bądźmy drobiazgowi.
Ważne, że twórcy przygód Kate Walker odnaleźli wreszcie swoją ścieżkę w świecie nowych technologii. Na razie jeszcze stąpają po niej koślawo i nieudolnie, ale dajmy im trochę czasu. W końcu z każdym wynalazkiem trzeba się oswoić, zanim zacznie się go używać z finezją.
Świętości nie szargać
Nie spodziewałem się, że Syberia 3 sprawi mi tyle przyjemności, co granie w Dark Souls z zasłoniętymi oczami na kontrolerze od Guitar Hero. A tak właśnie się stało. Krótko mówiąc – frustracja, frustracja i jeszcze raz rzucanie myszą po ścianach.
Po części odpowiada za to konsolowe sterowanie i interfejs, które nijak nie pasują do wersji pecetowej. Jednak przymknąłbym na to oko, gdyby inne elementy rozgrywki plasowały się na odpowiednio wysokim poziomie. Tymczasem wszystko tutaj trzyma się na luźnych śrubach i cud, że całość w ogóle jakoś działa.
Podejrzewam, że za - wadliwe, bo wadliwe, ale jednak – funkcjonowanie Syberia 3 w dużej mierze odpowiada nastrój pożyczony z poprzednich części, garść ciekawych zagadek i nie najgorsza estetyka całości. Reszta to złom zbity na poczekaniu w mechaniczny pomnik ku czci przygodówkowej legendy.
A może lepiej było zostawić tę ostatnią w spokoju? Fani domagali się „trójki”, ja wiem, a dla twórców to okazja na zbicie konkretnego kapitału. Szkoda tylko, że kosztem wspaniałych wspomnień graczy, które teraz nakryto całunem niespełnionych nadziei. A mówiąc mniej poetycko: kicha, panie i panowie, kicha!
Ocena końcowa:
- świetny nastrój
- malownicze krajobrazy
- klimatyczna ścieżka dźwiękowa
- wyraziste i ciekawe postaci
- niektóre zagadki potrafią rozruszać szare komórki
- jest w tym coś z magii poprzednich Syberii
- beznadziejne sterowanie w wersji pecetowej
- typowo konsolowy interfejs
- fabuła nie porywa
- drętwe dialogi
- nielogiczne zagadki w stylu przygodówek sprzed dwóch dekad
- zabawy z grafiką 3D zajmują zbyt wiele miejsca i wypadają dość blado
- sporo błędów technicznych
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
słaby plus
Komentarze
10Pierwszą było to że dzięki Denuvo mieliśmy 5fps w menu gry i wydajność była tragiczna a działanie pada było żeczą niemożiwą.Denuvo zostało jednak złamane w przeciągu 3 dni od premiery co stanowi nowy rekord w tej konkurencji i o dziwo gra bez Denuvo zaczęła chodzić jak powinna, w menu już nie mieliśmy 5 fps tylko 60 fps a sama optymalizacja podskoczyła jak rakieta i dało się grać na padzie.
Kupiłem grę orginalną i żal mi tyłek ściskał że piraci mogli grać w lepszą wersje gry bez denuvo gdzie gra chodziła jak należy.
Wczoraj jednak wyszła łatka 1.1 która usunęła Denuvo z gry i teraz ja jako legalny nabywca mogę grać w dobrze działającą grę tak jak piraci którzy tej gry nie kupili.
Syberia 3 jest typowym przykładem jak denuvo niszczy optymalizacje gry i jakie daje problemy legalnym nabywcom.
Grę prawie ukończyłem i powiem że dwie pierwsze części były o niebo lepsze,ale zakup uważam za udany szczególnie że cena jest przyjemna dla każdego portfela.
1.chong-li nie napisał że cpy złamało grę.
2.Skidrow nie ma strony internetowej -ogarnij się człowieku.
3.brak obsługi pada nie był spowodowany złym usunięciem denuvo z plików dll bo ludzie którzy mieli legalne kopie gry tez mieli problemy z padami oraz inne problemy ktore wymieniłeś.
5.Twórcy usuneli denuvo bo zostało one złamane w 3 dni tak jak pisze chong-li.
To wszystko co pisał chong-li to prawda potwierdzają to inne portale internetowe i to nie fejkowe jak to napisałeś.
Piszesz bzdury i tyle a wystarczy wejsc na steam i poczytac sobie co ludzie piszą przy syberi 3 jakie mieli problemy z grą.
Piszesz jak fanboj Denuvo kup sobie jeszcze koszulkę z ich logo.
Dead Rising 4 z najnowszym Denuvo miało się sprzedać w 2mln egzemplarzy wedle analityków działu sprzedaży firmy a co się okazało że nie dobija nawet do połowy tej sumy.
Resident Evil 7 mimo nie złamanych dodatkowych dlc zostało sprzedane jedynie w 3,5 mln kopi mimo że analitycy myśleli że 31 marca będzie sprzedane 4 mln kopi.Sama sprzedaż w pierwszym tygodniu mimo że gra nie została złamana też tyłka nie urywała
Dziś zakupiłem na steamie Little Nightmares plus soundtrack za 24 euro jest to gra od Namco bez denuvo i pewnie będzie miała bardzo dobrą sprzedaż.
Coraz więcej się czyta w sieci że legalni nabywcy gier mają dosyć denuvo i przestają je kupować.
taka grafiku w grze tego typu to skandal...
sterowanie... zenada jeszcze wieksza niz grafika