Czy to laptop, czy to tablet? A może coś pomiędzy? Bez dwóch zdań Lenovo Yoga Book 9i robi wrażenie. Jego cena również.
Płatna współpraca z marką Lenovo
Choć na rynku dominują klasyczne konstrukcje laptopów, raz na jakiś czas producenci puszczają wodze fantazji, eksperymentując z dobrze znaną formułą. Yoga Book 9i to nietuzinkowy sprzęt, sprawiający że branża tech wciąż budzi emocje. Niemniej cytując klasyka: „Niebrzydka rzecz, ale czy ma jakieś zastosowanie praktyczne?”, jak rzekła młodziutka Cerro do króla Vridanka na ich pierwszej schadzce. Dlatego musimy rozstrzygnąć czy nowa Yoga to tylko ciekawy gadżet, czy może jednak wartościowe narzędzie w miejscu pracy? Sprawdźmy, dla kogo jest ten sprzęt i co niesie potencjał posiadania dwóch dotykowych ekranów OLED.
Elegancko i solidnie. Wykonanie Yoga Book 9i
Notebook nabywamy w eleganckim pudełku z obwolutą. Po jego rozpakowaniu do naszych rąk trafia: laptop, rysik, klawiatura, składane etui, ładowarka USB-C i kompleksowa instrukcja wraz z dokumentacją.
Wykonanie Yoga Book 9i oceniam wzorowo. Całość przygotowano z aluminium, obudowa cechuje się delikatnymi, zaokrąglonymi krawędziami i subtelnymi frezami wokół matrycy. Wszędzie dominuje minimalizm formy. Sprzęt waży jedyne 1,34kg a jego wymiary to odpowiednio 299,1 x 203,9 x 15,95 mm. Pokrywę można podnieść jedną ręką do około 65 stopni. Wyżej zawias staje się sztywniejszy i potrzeba obu dłoni. Otwarcie Yogi inicjuje automatyczne uruchomienie sprzętu. Oczywiście główną atrakcją są dwa ekrany OLED o przekątnej 13,3", pokryte powierzchnią typu gloss. Trochę brakuje mi wkładki antypoślizgowej na górze ekranu. Sprzęt można ułożyć w formie tzw. namiotu i nie czuję się w pełni komfortowo ślizgając gołym aluminium po blacie stołu.
Drugim elementem składowym jest osobna bezprzewodowa klawiatura bez sekcji numerycznej, komunikująca się ze sprzętem przez Bluetooth. Także i ona została wykonana z aluminium, co czuć po wadze. Ma też wbudowane magnetyczne zaczepy, przydające się podczas pracy, o czym więcej napiszę za chwilę. Ładujemy ją dołączoną w pakiecie ładowarką USB-C.
Trzeci element to rysik Lenovo Digital Pen 3 zasilany zwykłą baterią. Jet to proste urządzenie sprawdzające się podczas sporządzania notatek, zakreślania tekstu tudzież ogólnego manewrowania po systemie. Rysowanie daje radę, ale jak na mój gust do ideału daleko. Zasilanie rysika w teorii powinno wytrzymać bardzo długo, choć wszystko zależy od tego jak często go używamy. Ponoć możemy oczekiwać nawet do 3 miesięcy pracy.
Etui służy do przenoszenia klawiatury i rysika wsuwanego w odpowiednią gumkę. Wygląda to dobrze, ale brakuje zabezpieczania po lewej i prawej stronie, zatem chwila nie uwagi i klawiatura leci na glebę. Dołączone etui służy także, jako podstawka dla laptopa. Złożenie jej do odpowiedniej pozycji jest dziecinnie proste.
O ładowarce nie trzeba się rozpisywać – standardowe urządzenie 65W z wtyczką USB-C i przewodem o długości ~1,5m. Szkoda, że producent nie pomyślał o pokrowcu na laptopa i wszystkie akcesoria. Byłby to zdecydowanie wartościowy dodatek.
Specyfikacja produktu Lenovo Yoga Book 9i
Złącza i standardy łączności
Yoga Book 9i ma trzy porty Thunderbolt – jeden z lewej, służący też do ładowania i dwa z prawej. Na pokładzie nie mamy standardowych USB typu A ani wyjść wideo. Wszystko ogarniamy gniazdami USB-C. Yoga Book 9i nie posada również wejścia audio jack 3,5 mm. Niby część branży idzie w tym kierunku, ale mimo wszystko dla mnie audio 3,5 mm w notebooku to istotny element.
Przycisk on/off umieszczono w dolnej części prawej krawędzi, co początkowo wydaje się nieco dziwne. Minie trochę czasu nim przyzwyczaicie się do tego rozwiązania. Zaraz obok zobaczymy przycisk do dezaktywacji kamery. Zawias mieści dwa głośniki Bowers & Wilkins o łącznej mocy 2W. Nagłośnienie Yogi było chyba jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń podczas testów tego sprzętu. Dawno nie słyszałem, aby notebook grał tak dobrze, sprawdzając się w filmach i dynamicznej muzyce oraz utworach pełnych wokalu.
W przypadku łączności bezprzewodowej mamy do dyspozycji Bluetooth 5.1 oraz Wi-Fi 6. Wbudowana karta sieciowa spełnia wszystkie najnowsze standardy. Nie mogło też zabraknąć kamerki 5MPix działającej z Windows Hello. Domyślnie nagrywa w 1080p - już teraz mogę powiedzieć, że jakość jest znakomita. Ciekawostką jest, że Yoga Book 9i nie została wyposażona w czytnik linii papilarnych. Czy jest to jakaś szczególna wada pozostawiam do indywidualnego rozstrzygnięcia. Mnie absolutnie to nie przeszkadza.
Co pod maską? Specyfikacja Yoga Book 9i
Dla laika nazwa notebooka może być nieco myląca, ponieważ sugeruje, że w środku czai się Core i9. Nic z tych rzeczy. Sercem testowanego Yoga Book 9i 13IRU8 jest procesor 13 gen. Core i7-1355U, posiadający 8 rdzeni E i 2 rdzenie P, co daje nam łącznie 12 rdzeni logicznych (wątków). Według rozpiski Intela pamięć podręczna procesora to 12MB poziomu trzeciego (Smart Cache). Max TPD powinien wynosić 15W, ale podczas testów przy podłączeniu do sieci procesor spokojnie wędruje do 35-37 W.
Wraz z CPU mamy zintegrowany układ graficzny Intel Iris Xe. Na jego temat nie ma konieczności długo się rozpisywać. Jest to prosta integra z obsługą DirectX 12 oraz Quick Sync, co przyda się w zaawansowanych edytorach wideo pokroju Premierki czy Resolve’a. Jednak do grania w nowości się nie nadaje. Może niewymagające klasyki uda się włączyć, ale pamiętajmy, że gaming to nie jest główne przeznaczenie Yogi Book 9i.
Procesor współpracuje z 16GB RAM DDR5 o taktowaniu 6400MHz. Jest to pojedynczy moduł. Do tego mamy 1TB przestrzeni na dysku NVMe PCIe 4.0, dostarczonego bezpośrednio przez SK Hynix. W narzędziu diagnostycznym widnieje pod nazwą HFS001TEJ4X112N. Płyta główna ma kompatybilność ze standardem PCIe 4.0, co oczywiście gwarantuje wykorzystanie całego potencjału SSD.
Uwaga, wszystkie kluczowe podzespoły wlutowano w płytę główną. W konsekwencji nie ma możliwości modernizacji Yogi Book 9i. Co więcej nie ma też sposobności, aby na własną rękę otworzyć urządzenie, choćby celem przeczyszczenia czy zmiany pasty. Biorąc pod uwagę typ konstrukcji, było to raczej do przewidzenia. Niemniej procesor ma aktywne chłodzenie, które z czasem będzie gromadzić kurz w środku.
Zainstalowany system operacyjny to Windows 11 z odpowiednimi nakładkami od Levono, mającymi pomóc wykorzystać potencjał dwóch ekranów. Na koniec wszystko to, gdy jesteśmy z dala od gniazdka, napędza bateria 80Wh typu Lithium-Polymer a dołączona ładowarka 65W sprawnie uzupełni rozładowaną baterię. Laptop uzyskał certyfikat Intel Evo, określający klasę laptopów premium. Co to oznacza dla klienta końcowego, przeczytacie w naszym osobnym artykule.
Od przybytku głowa nie boli. Dwie matryce OLED
Zastosowane ekrany to panele OLED o przekątnej 13,3" i proporcjach 16:10. Natywna rozdzielczość obu wynosi 2880 x 1800 px, przy klasycznym odświeżaniu 60Hz. Nie jest to sprzęt gamingowy, zatem nie potrzeba astronomicznych wartości, ale mimo wszystko 100 lub chociaż 75Hz byłoby wartościowym bonusem. Wyższy poziom odświeżania da się odczuć podczas pracy z Windowsem.
OLED to znakomite nasycenie kolorów. Odwzorowanie barw to odpowiednio 100% sRGB, 95% AdobeRGB i 100% P3. Zasadniczo sprzęt dla grafika-artysty jak znalazł! Co ważne, ekrany same z siebie nie zmieniają jasności i kontrastu, gdy przechodzimy między oknami o różnej kolorystyce – z jasnych do ciemnych i na odwrót. Ta przypadłość irytowała mnie niesamowicie, gdy jakiś czas temu testowałem desktopowy monitor OLED od Corsair dla graczy.
Jasność obu ekranów wynosi ok. 370 nitów. Nie mam zastrzeżeń, dopóki pracujemy pod dachem. Pokrycie matryc powierzchnią gloss powoduje, że na dworze - szczególnie w słońcu - odbijają wszystko i zasadniczo nie widać nic. Z poziomu Windows możemy uruchomić HDR na obu ekranach. Niemniej preferuję nasycenie kolorów w trybie SDR. Ekran nie jest na tyle jasny, aby pokazać pełnię potencjału HDR.
Dolny ekran, ponieważ przeważnie używamy go w formie klawiatury i touchpada, szybko się palcuje. To oczywiście w pełni normalne, ale chorobliwych estetów pewnie będzie notorycznie razić. W pakiecie akcesoriów nie ma niczego do czyszczenia ekranu. Sami musimy nabyć odpowiednie środki. Z innych ciekawostek trzeba podpowiedzieć, że domyśla skala (tekstu, aplikacji) to 200%. Z interfejsem starszych programów nie wygląda to dobrze. Natomiast Okienko Microsoftu oraz współczesne narzędzia przeważnie skalują się właściwie na obu ekranach.
Ogólna sprawność Yoga Book 9i. Testy w syntetykach
Przeprowadziłem kilka testów syntetycznych, mających ustalić, z czym właściwie mamy do czynienia. Głównie interesował mnie procesor, w którym dominowały oszczędne rdzenie E i mamy tylko 2 szybkie rdzenie P, obsługujące łącznie 4 wątki. Niby ma to sens. Większość popularnych aplikacji wymaga, co najmniej dwóch silnych rdzeni, a resztę dziejących się w tle procesów systemowych ogarną oszczędne rdzenie. Tyle teorii, a co nam mówi praktyka?
W programie Cinebench R23 procesor uzyskał 1853 pkt dla pojedynczego rdzenia i 9096 dla wszystkich. Solidny rezultat, dzięki któremu ląduje obok mobilnego potworka sprzed paru lat w postaci i9-9880H (8 rdzeni, 16 wątków, TDP 45W). Miałem akurat okazję, więc wykonałem szybki test desktopowego Ryzen 5 3600, który osiągnął odpowiednio 9168 i 1220 pts. Według mojej bazy danych mobilnemu i7 w wielowątkowości brakuje też trochę do choćby i5-10600K, a tym samym przepaść między współczesnymi desktopowymi CPU będzie jeszcze większa.
Core i7-1355U błyszczy na tle starszych jednostek pojedynczym wątkiem. Generalnie usprawnienia zakresu IPC dla generacji Raptor Lake dają o sobie znać, deklasując to, co miały notebooki i desktopy kilka lat temu. Ewidentnie procesor mógłby więcej, gdyby nie notoryczny thermal throtling. Oba typy rdzeni w Cinebench R23 dobijały do 93-95 stopni, co skutkowało przycinaniem prędkości zegarów. Nie zdziwcie się, gdy w HWInfo po kilku godzinach pracy zobaczycie wartość 100°C choćby na jednym rdzeniu.
W procedurze nie mogło też zabraknąć PCMark 10 służącego do gruntownego testu możliwości całego komputera w szeregu najróżniejszych zadań. Nasza maszynka osiągnęła 5342 pkt. (Essentials 9659, Productivity 6920, Digital Content Creation 6190). Czy to dobrze, czy to źle? Powiedziałbym, że tak sobie. Niech naszym punktem odniesienia będzie testowany kilka miesięcy temu Huawei MateBook 16 z Ryzen 5 5600H na pokładzie (6 rdzeni, 12 wątków, 16MB L3 Cache i DDR4!). MateBook osiągnął odpowiednio 5895 pkt. (Essentials 10297, Productivity 8841, Digital Content Creation 6108).
Następnie na tapet wchodzi GeekBench 5.1.0, sprawdzający całościową sprawność sprzętu. Ponownie potwierdził to, co wcześniejsze testy, a mianowicie pojedynczy rdzeń daje radę, ale wielowątkowość ograniczają temperatury. Niby mamy 10 rdzeni, ale przeskoku względem 6 wielkiego nie ma. Odpowiednio rezultaty dla Single-Core wynoszą 1793 pkt. a Multi-Core 8074 pkt. Temperatury procesora kursowały między 60 aż do 88 stopni, skutkując w miarę stabilną pracą zegarów.
Na koniec tej części zrobiłem jeszcze szybki test dysku. Faktycznie mamy styczność z pełnoprawnym SSD PCIe 4.0. Nie jest on najszybszy w swojej klasie, ląduje gdzieś po środku oceanu ofert, ale w codziennej pracy czy półprofesjonalnych zdaniach całkowicie daje sobie radę. Miejmy jednak na uwadze, że po zapełnieniu 80% jego sprawność w zapisie i odczycie spada o kilka do kilkunastu procent. Warto zatem trzymać porządek na partycji.
Jak wypada Yoga Book 9i w praktyce?
Zacznijmy od ekranów. Przy standardowym użytkowaniu, kładąc palce na matrycy, ta transformuje się w klawiaturę z touchpadem. Może być on klasyczny, ograniczony do prostokąta lub jego powierzchnia dotykowa może być rozszerzona na całą szerokość ekranu. Podczas klikania wyczuwamy pod palcami drgania imitujące pracę fizycznych klawiszy. Pod względem komfortu pracy i rejestracji kliknięć cyfrowa klawiatura nie różni się od tego, co spotkamy w większości tabletów. Na mój gust działa, ale szału nie robi. Po dwóch, czy trzech godzinach pracy czuć też, jak ekran nagrzewa się od podzespołów umieszczonych pod nim.
Na szczęście zawsze mamy pod ręką fizyczny odpowiednik, który przyczepia się do notebooka na magnetyczne zaczepy. Do tej klawiatury nie mam zastrzeżeń. Umieszczona w górnej części ekranu daje nam dostęp do wspomnianego cyfrowego touchpada. Po przeniesieniu klawiatury na dolną część ekranu mamy dwa okna na widgety. Wtedy do nawigacji korzystamy z dotyku lub sięgamy po bezprzewodową myszkę. Niestety paska z widgetami nie da się zagospodarować według naszej inwencji, np. do przypisania ekstra funkcji choćby w Premiere Pro czy DaVinci Resolve.
Parowanie dołączonej klawiatury realizujemy przez Bluetooth. Moduł ten działa poprawnie, ale do szybkości, prostoty i intuicyjności ekosystemu Apple mimo wszystko daleka droga. Potwierdzeniem tego było parowanie innych urządzeń Bluetooth w postaci myszy oraz słuchawek.
Czas na yogę… możliwości korzystania z Lenovo
Genialnym patentem jest to, że z Yoga Book 9i możemy korzystać na różne sposoby: tryb laptopa, tzw. namiotu do pokazywania prezentacji, klasycznego tabletu, książki oraz mój ulubiony sposób – podwójny ekran wsparty podpórką a pod nim klawiatura. Daje to ogromny wachlarz możliwości pracy i obcowania z multimediami. Tyle, że w tym trybie absolutną koniecznością będzie posiadanie myszy dla stuprocentowej wygody i efektywności pracy.
Wszystkie możliwości przeciągania i pozycjonowania okien, jak choćby funkcja wodospadu rozciągająca np. przeglądarkę na oba ekrany, są wypadkową nakładki i sterowników przygotowanych przez Lenovo. Przenoszenie okien wykonujemy prostymi gestami, przytrzymując palec lub rysik na ekranie, po czym pokazuje się małe menu kontekstowe podpowiadające różne możliwości. Innym sposobem jest też przerzucanie otwartych okien szybkim ruchem. Przez większość czasu wszystko działa perfecto, ale są momenty, gdy doświadczymy zacięcia lub notebook nie do końca ogrania nasze intencje. Warto też pogrzebać w opcjach celem konfiguracji, co okna mają robić w przypadku wywołania cyfrowej klawiatury.
Jeśli chodzi o samą moc obliczeniową jest OK, ale cudów się nie spodziewajcie. Oczywiście Yoga Book 9i spokojnie poradzi sobie z edycją zdjęć, mniejszymi projektami graficznymi czy nawet szybkim montażem wideo na socialki. Niestety przy większych, długotrwałych projektach dostaje czkawki. Z jednej strony albo temperatury serwują throtling albo szybko zaczyna brakować pamięci RAM. Brak dedykowanego GPU sprawia, że jest to też średni wybór do Blendera i podobnych jemu narzędzi. Render scen w Blender na CPU wykazał następującą punktację: Monster 58.903970, Junkeshop 36.210594, Classroom 26.933344. Szału nie ma, po prostu lepiej sięgnąć po, coś z dedykowaną budżetową kartą graficzną NVIDII - np. RTX 2060. Ogółem wiele zadań profesjonalnych z identyczną czy nawet wyższą sprawnością zrealizuje przytoczony wcześniej tańszy MateBook albo MacBook Air M2, jeśli mamy ochotę na coś innego niż maszyna z Windows.
Dla przykładu jak radzi sobie CPU w popularnym programie Corona.
Jeszcze jedno. Nie wiem czy to wina hybrydowej architektury CPU, czy samego Windows 11, ale Yoga Book 9i jak na poziom swoich podzespołów oraz ceny nie jest bardzo responsywna. Działa poprawnie, ale to nie ten poziom, którego oczekiwałbym. Otwieranie aplikacji trwa dłuższą chwilę a nawet wyszukiwanie plików nie jest tak błyskawiczne, jak na klasycznych CPU z poczciwą dziesiątką. Test programem LatencyMon, mierzącymi opóźnienia w systemie, jasno pokazał, że Yoga ma pewne problemy. Jest to coś, co trzeba mieć na uwadze jeśli szukacie ultra-responsywnej maszyny.
Źródłem opóźnień nie jest też wina nadmiernej ilości bloatware. Na pokładzie mamy łącznie cztery narzędzia od Lenovo (w tym konfigurator piórka) i antywirus McAfee. Nic ponad to. Oczywiście trzeba pamiętać o wszystkich programach i narzędziach, które domyślnie ma w sobie sam Windows 11 ale to dotyczy każdego peceta – nawet samodzielnie złożonej maszyny.
Słów kilka o rozrywce
Dosłownie kilka, bo Yoga Book 9i w wolnych chwilach nadaje się głównie do konsumpcji multimediów. W końcu ekrany OLED zobowiązują. Filmy wyglądają fantastycznie a samo nagłośnienie notebooka robi niemałe wrażenie. Ogółem dawno nie słyszałem tak dobrze grającego notebooka.
Niestety układ graficzny nie ma na tyle mocy obliczeniowej, aby odpalić nowe, czy nawet kilku letnie gry. Lekkie i darmowe tytuły powinny pójść na tym sprzęcie, ale także i tu nie spodziewajcie się cudów. Pociechą może być to, że Yoga Book 9i może przecież posłużyć do streamowania obrazu z innego urządzenia lub chmury. Mimo wszystko nie jest to sprzęt do grania.
Kultura pracy, temperatura, czas pracy na baterii
Laptop posiada aktywne chłodzenie, które raz na jakiś czas musi wrzucić wyższy bieg i słychać wtedy wyraźny szum. Temperatury przez większość czasu wyglądają raczej w porządku. W spoczynku średnio mamy 51° na procesorze i około 40° na dysku. Podczas przeglądania internetu jednostka centralna wędruje do ponad 60°C, aby ostatecznie w trakcie pracy wylądować w okolicach 85-90°C. Rzecz jasna, opisany scenariusz ma miejsce przy zasilaniu sieciowym.
A co z pracą mobilną? Restrykcyjny limit dla procesora nie tylko utrzymuje temperatury w sensownych granicach, ale jeszcze uzyskujemy do kilku godzin pracy. Z jasnością rzędu 30-35 proc. w trakcie testu użytkującego tylko narzędzia biurowe Yoga Book 9i potrafiła pracować do 9 godzin. Biorąc pod uwagę dwa ekrany na pokładzie to bardzo dobry wynik. Przy prawie lub pełnej jasności czas ten oczywiście spadnie do ok. 5 godzin – wszystko zależy od tego, co robicie.
Koniec zmagań z tworzywem, czas podsumowania
Lenovo Yoga Book 9i nie jest tanią przyjemnością. Na polskim rynku sprzęt ten kosztuje dokładnie 13 tysięcy zł. Jest to nie mała kwota za gadżet z dwoma ekranami. Sam sprzęt pochwali się wykonaniem w jakości premium, plus producent dał nie mało od siebie. Posiada też nietuzinkowe rozwiązania, o które trudno u konkurencji. Czy wytrzymają one próbę czasu, czy raczej zderzenie z rynkiem to już inna sprawa. Nie mniej to zdecydowanie niszowy produkt, skierowany do entuzjastów i osób szukających nowinek w miejscu pracy.
Podzespoły a tym samym moc obliczeniowa nie jest odzwierciedlona w cenie tego notebooka. Mimo wszystko i7 w ultrabooku jest bardziej na pokaz niż ma praktyczne zastosowanie. W zastosowaniach profesjonalnych, przy realizacji bardzo dużych i skomplikowanych projektów, warto pomyśleć o alternatywie. Mimo wszystko Yoga Book 9i to typowy przypadek "coś za coś" - wydajność klasycznej konstrukcji laptopa w takim urządzeniu byłaby trudna do osiągnięcia, ale tutaj najważniejsze są dwa ekrany.
Yoga Book 9i potrafi rzeczy niedostępne w tradycyjnych notebookach. Zasadniczo trudno przecenić posiadanie dwóch ekranów w pracy grafika, fotografa czy zadaniach koncepcyjnych. Finalnie wydaje mi się jednak, że po ofertę Lenovo sięgną przedsiębiorcy (albo gadżeciarze) z odpowiednio wysokim kapitałem, szukający wyłącznie uzupełnienia swojego stanowiska pracy, ponieważ mają już odpowiednio ciężką artylerię. W tym kontekście Lenovo Yoga Book 9i na pewno będzie mieć coś nietuzinkowego do zaoferowania.
Opinia o Lenovo Yoga Book 9i
- świetnie wykonany
- eleganckie wzornictwo
- dwa ekrany OLED
- fizyczna klawiatura
- niezły rysik
- etui i podstawka w komplecie
- wytrzyma długo na baterii
- w pracy biurowej śmiga
- dźwięk z głośników kocur
- wysoka cena
- cena nie odzwierciedla mocy obliczeniowej
- HDR tylko z nazwy
- brak gniazda jack 3.5 mm
- taka sobie cyfrowa klawiatura
Nasza ocena notebooka Lenovo Yoga Book 9i
Płatna współpraca z marką Lenovo
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednak współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
8Ci, którym zależy na jakości dzwięku, nie będą wtykać swoich 250 ohm słuchawek do laptopa, bo laptop ich nie napędzi.
Zostają więc ludzie "normalni", oni tak czy siak użyją słuchawek BT.
Pytam autora na poważnie - używasz przewodowych słuchawek korzystając z laptopa?
Jeśli tak, to jak często to robisz?