
Test Remington QuickCut Pro - maszynki do strzyżenia włosów na ultrakrótko
Remington QuickCut Pro to fantazyjnie zaprojektowana maszynka do strzyżenia włosów, która specjalizuje się w niefantazyjnych fryzurach. Urządzenie jest małe, wydajne i zdecydowanie nie nadaje się dla każdego!
Remington QuickCut Pro to maszynka do strzyżenia włosów. Bardzo specyficzna, bo raczej skrojona pod tych użytkowników, którzy preferują fryzury “bezwłose” lub z ograniczoną ilością włosów na głowie. Teoretycznie pozwala na pewne modelowanie fryzury dzięki dołączonym nasadkom, ale nie ma nic wspólnego z prawdziwą wielozadaniowością, z której słyną maszynko-trymery, jak choćby Panasonic Multishape, którego jestem wielkim fanem. Obadałem w praktyce, jak sprawdza się QuickCut Pro ze wszystkimi swoimi zaletami i ograniczeniami, i wiem już, że tę maszynkę kosztującą nieco ponad 250 zł jedni pokochają, a inni znienawidzą. Dodam, że testując maszynkę, postawiłem na radykalizację fryzury, a wszystko to w imię dziennikarstwa technologicznego, hej!
Mały, ale wariat?
Zaznaczę od razu, że nie jest to mój pierwszy romans z maszynką Remingtona. Dawniej, jakieś 3 lata temu używałem modelu Remington QuickCut, czyli wariantu podstawowego, który był niezły, ale od samego początku naszej wspólnej drogi przez życie, jego bateria była mocno kapryśna. Urządzenie wytrzymało u mnie jakieś pół roku. 6 miesięcy, po których nie potrafiło się już naładować, a z podłączonym kablem, raz że mobilność i wygoda użytkowania była fatalne, a dwa, że i tak maszynka nie chciała ciąć, strzyc, radzić sobie nawet moimi raczej atmosferycznymi włosami. Pytanko, czy dopisek “Pro” w wyżej pozycjonowanym modelu zmieni jakoś moje doświadczenia…
Co do samej maszynki, trzeba przyznać, że jest to niepozorny maluch. Urządzenie jest drobne, z łatwością mieści się w dłoni, w której leży… Doskonale! To olbrzymia zaleta Remington QuickCut Pro! Jego mała, zwarta forma i zmyślne wyprofilowanie sprawiają, że to zdecydowanie najlepiej pomyślana maszynka do strzyżenia włosów “po wojskowemu”, jaką w życiu trzymałem w dłoniach! Cieszy też, że maszynka jest przyjemnie ciężka, wykonana z plastiku wysokiej jakości oraz przyjemnie twardej gumy z romboidalną fakturą na górze urządzenia i na jego bokach (wzór jest kolejno: bardzo drobny i minimalistyczny oraz wyraźnie większy i łatwo wyczuwalny pod palcami) - i bardzo estetyczna. Pewnym minusem dla estetów będzie połyskujący, chromowany pas okalający maszynkę, który mocno się palcuje, choć i tak lepszy taki plastik niż wykończona na turbo połysk "fortepianowa czerń".
Co potrafi? Przede wszystkim, Remington QuickCut Pro to maszynka stworzona do strzyżenia włosów na równą długość: szybko, skutecznie, dokładnie. Charakteryzuje ją długie, wygięte łukowato ostrze - coś niespotykanego u szeroko rozumianej konkurencji, co w parze ze świetną ergonomią czyni cuda podczas strzyżenia, a dokładniej - podczas takiego strzyżenia, z myślą o którym maszynka została zaprojektowana. Urządzenie pracuje na jednym ładowaniu do 70 minut według “papierologii” i tak do 40 minut realnie w moim przypadku. Naładowanie maszynki do pełna trwa jakieś 4 godziny, co w sumie szału nie robi.
Efekty? Są świetne!
Jedno trzeba Remington QuickCut Pro przyznać - staje na wysokości zadania! Maszynka działa świetnie, dzielnie pomykając po krzywiźnie czaszki i tnąc włosy równiutko. Ostrzyżenie całej głowy w podejściu “na szybko” zajmuje jakieś 5 minut. Podejście to charakteryzuje się względną dokładnością. Podejście “na równiutko” z kolei wymaga przyłożenia się nieco do strzyżenia, zmieniania kierunku przesuwania maszynki po głowie, czasem poświęcenia nieco więcej czasu na ostrzyżenie danego miejsca - np. włosów na karku. W tym przypadku, jeśli zależy nam na dokładności, spokojnie zamykamy się w 15 minutach.
Oba powyższe podejścia oraz czas, jaki musimy poświęcić na ostrzyżenie swojej czaszki, dowodzą, że Remington z tą małą maszynką trafił idealnie. Działa szybko, tnie równo i sprawnie. Mało tego, z pomocą przyjść może nam tryb Turbo, który zwiększa wyraźnie obroty maszynki i efektywność strzyżenia. Wszystko dzieje się w tym trybie ze dwa razy szybciej, ale prędkość ta nie jest najlepszym doradcą, bo nie zastąpi precyzji. Najlepsze efekty uzyskuje się, strzygąc się raz w trybie Turbo oraz drugi raz z normalną wydajnością, poświęcając nieco czasu na ostrzyżenie problematycznych miejsc, jak wspomniane wcześniej okolice karku. Łącząc te dwie strategie, ogarniam włosy na swojej głowie gdzieś w ciągu 10, może 15 minut, a nie jestem wybitnym fryzjerem ani szczególnie manualnie uzdolnionym amatorem fryzjerstwa.
Bajeczna prostota
Konkretniej: bajeczna prostota użytkowania i czyszczenia! Urządzenie włączamy suwakiem z tyłu obudowy, gdzie mamy do dyspozycji tryb klasyczny oraz Turbo, wyraźnie zwiększający efektywność pracy. Przed włączeniem wklikujemy wybraną nasadkę i tyle. To już. Już możemy walczyć z fryzurą. Podobnie banalnie rozwiązano dbanie o czystość maszynki. Ostrze po prostu wyciągamy, po kliknięciu przycisku umieszczonego w zasadzie pod ostrzem, na jego obudowie. Wyciągamy, ogarniamy szczoteczką, a później myjemy pod bieżącą wodą. Tak użytkowanie, jak i czyszczenie urządzenia to istna ekstraklasa ergonomii, a fakt, że sprzęt można bez obaw myć pod bieżącą wodą wspomniane czyszczenie wybitnie ułatwia. Bajka i tyle!
Maszynka nieuniwersalna
Remington QuickCut Pro doskonale radzi sobie z równym strzyżeniem włosów na głowie, a dzięki dołączonym nasadkom pozwala na pewne, mocno jednak ograniczone modelowanie fryzury. I nad tym ograniczeniem musimy się na moment zatrzymać. W pudełku znajdziemy 12 różnych nasadek, które ograniczają długość strzyżenia w zakresie od 1,5 mm do 25 mm. Na papierze wygląda to świetnie, w rzeczywistości jednak uzyskanie równych przejść między włosami różnej długości jest rzeczą nieprawdopodobnie skomplikowaną.
Długie i zakrzywione ostrze tej maszynki nieszczególnie radzi sobie z precyzyjnymi cięciami, z zatrzymywaniem się w punkt, by szybko zmienić długość strzyżenia, z płynnymi przejściami, czy, sam nie wiem, cieniowaniem, czy coś? To nie jest precyzyjny trymer, którym nawet taki średnio kumaty domowy para-fryzjer jak ja jest w stanie jakoś wymodelować sobie brodę, czy włosy. To maszynka, która nadaje się w zasadzie jedynie do równomiernego strzyżenia i wymaga nader zręczności, by stworzyć jakiś bardziej fantazyjny kształt - znaczy się - bardziej fantazyjną fryzurę.
Czy brak uniwersalności to poważna wada Remington QuickCut Pro? W mojej ocenie nie, ale wiedziałem w co się pakuję biorąc ten sprzęt do ręki. W ocenie użytkowników nieuświadomionych, którzy na szybko kupią tę maszynkę z myślą o przystrzyganiu włosów i np. brody - będzie to dramat.
Dobra, godna polecenia rzecz?
Podsumujmy sobie to i owo. Remington QuickCut Pro to najlepsza maszynka do strzyżenia ogólnego, do strzyżenia całej głowy na równą długość, jaką dane było mi się bawić. Jako sprzęt stworzony do szybkiego ogarniania włosów w formie fryzury “na krótko, na równo i na około” - QuickCut Pro zasługuje na brawa. Jako maszynka do przygotowania włosów na głowie do cięcia żyletką, na gołą blachę, to również cudny sprzęt. Jednakże, jako maszynka, od której wymagalibyśmy szczątkowej uniwersalności - Remington QuickCut Pro zwyczajnie nie dowozi i trzeba zdawać sobie z tego sprawę. Do radykalnej zmiany fryzury - bajka. Do stylistycznych zabaw z włosami - unikać jak ognia. Podczas testowania maszynki zdawałem sobie z tego, do czego została stworzona i jako, powiedzmy, użytkownik świadomy uznaję, że sprzęt nie ma wad. Gdybym dostał ją jednak na prezent i chciałbym iść w kierunku mniej radykalnie prostych fryzur, to pewnie wylądowałaby na jakimś portalu ogłoszeniowym.
Plusy
- super wygodna obsługa
- tryb Turbo
- dobry czas pracy na baterii
- etui w zestawie
- łatwe czyszczenie
- wysoka efektywność strzyżenia
- doskonała ergonomia
Minusy
- iluzoryczna uniwersalność - nadaje się do strzyżenia na jedną długość i tak to zostawmy
- długi czas ładowania
Komentarze
2