Chyba nikt nie zaprzeczy, że The Last of Us Part 2 było grą wielką. Ta brutalna, budząca emocje opowieść z wyjątkowo mocnym przekazem przez 3,5 roku jakoś wielce się jednak nie zestarzała. Dlatego dziwić może trochę decyzja o tak szybkim stworzeniu jej remastera.
Zeszłoroczna zapowiedź rychłej premiery odświeżonych przygód Ellie i Abby w specjalnym wydaniu na PlayStation 5 nie spotkała się ze szczególnie entuzjastycznym przyjęciem. Dlaczego? Bo raz, że oryginalne The Last of Us Part II miało swoją premierę zaledwie 3,5 roku temu, u schyłku panowania PlaStation 4, a dwa – że dzięki wstecznej kompatybilności, od początku, bez problemu dało uruchomić ją także na konsoli nowej generacji. Ba, niecały rok po swojej premierze tytuł ten otrzymał nextgenową aktualizację z 60 klatkami na sekundę. Trudno się więc dziwić, że gracze zareagowali na całą tę akcję z remasterem sporym zdziwieniem.
Zapewne spodziewając się takiej reakcji twórcy The Last of Us Part II Remastered postanowi dorzucić do nowej edycji coś czego dotąd w tej serii nie było – skupiający się na walce i przetrwaniu całkowicie nowy tryb nazwany Bez Powrotu. Czy to jednak wystarczyło by zamazać wrażenie odgrzewanego kotleta powstałego tylko po to by ponownie sięgnąć do portfeli graczy? Cóż, na PlayStation 5 może i nie tak do końca, ale chyba wszyscy wiemy kto z tego remastera będzie cieszyć się najbardziej. I to nawet jeśli przyjdzie im czekać kolejne kilka miesięcy.
The Last of Us Part II Remastered – wydanie drugie, wzbogacone
To stwierdzenie chyba najlepiej oddaje z czym tak naprawdę mamy tu do czynienia. Nie będziemy rozwodzić się nad fabułą, bohaterami czy samą rozgrywką, bo w zdecydowanej większości wszystkie te elementy pozostały takie same i możecie o nich przeczytać w naszej recenzji The Last of Us Part II. To co się zmieniło to oczywiście oprawa graficzna, choć nextgenowa transformacja, którą serwuje nam The Last of Us Part II nie jest aż tak spektakularna jak niektórym mogłoby się wydawać.
Sam byłem na tyle ciekaw, ile twórcom z Naughty Dog udało się jeszcze „wycisnąć” z ich silnika, że przed zagraniem w The Last of Us Part II Remastered wróciłem na chwilę do pierwotnej wersji przygód Ellie, by mieć jakiś punkt wyjścia do późniejszych porównań. Zdjęcia, które wówczas porobiłem faktycznie się przydały, bo gdyby nie one, pewnie mocno zastanawiałbym się, gdzie jest ta nowa, nextgenowa jakość. Nie oznacza to oczywiście, że różnic tutaj nie ma. Są, i to nawet spore… o ile tylko możemy dokładnie przyjrzeć się tym samym scenom. Zresztą, sami spróbujcie wychwycić te różnice - zdjęcia z oryginalnego The Last of Us Part II (w trybie kompatybilności na PS5) macie po lewej stronie, zdjecia z wersji Remastered - po prawej.
Jak widać przeskok graficzny potężny nie jest choć oczywiście da się zauważyć dużo ostrzejsze tekstury, ulepszone oświetlenie i cienie, a także poprawiony LOD (Level of Detail). Efektów cząsteczkowych też jest w The Last of Us Part II dużo więcej, a i same animacje wydają się nieco płynniejsze. Są to jednak szczegóły, które choć wpływają pozytywnie na odbiór gry to jednak, jak dla mnie nie robią aż tak wielkiej różnicy, szczególnie, że po prostu podczas pełnej emocji zabawy można ich nie wychwycić.
Dużo większe wrażenie zrobiło na mnie wykorzystanie możliwości DualSense’a – z haptycznymi wibracjami i adaptacyjnymi triggerami na czele. Nie żeby tego nie było już w The Last of Us Part 1 Remake, ale naciąg łuku, strzelanie, a nawet tak prozaiczne rzeczy jak pchanie przedmiotów, walka wręcz czy efekty pogodowe, gdy je czujemy pod palcami oferują znacznie głębsze doznania.
Podobnie zresztą jak znana już zamiana mowy na wibracje. Dla tych, którzy nie wiedzą co to szybkie wyjaśnienie - ogólnie chodzi o to by gracz mógł poczuć również, poprzez wibracje kontrolera, ewentualne emocje jakie towarzyszą naszym bohaterom w trakcie prowadzonych rozmów. Czy to działa? A i owszem, działa. I to całkiem nieźle. Dość powiedzieć, że włączyłem to tylko na próbę, a później już nie wyobrażałem sobie dalszej zabawy bez tej ciekawostki.
Plumkanie na gitarze, droga bez powrotu i inne bajery
Gdyby poprzestano tylko na tych usprawnieniach graficznych i dostosowaniu gry pod nextgenową platformę, faktycznie byłoby słabo. Na całe szczęście twórcy dorzucili do gry całkiem sporo nowej zawartości. I tak do odświeżonej „dwójki” zawitał rozbudowany tryb swobodnej gry na gitarze, w którym możemy wcielić się w szereg postaci, w tym nawet w samego Gustavo Santoollalę, człowieka kótry dał nam tę absolutnie niesamowitą ścieżkę dźwiękową towarzyszącą serii The Last of Us.
Zremasterowana edycja przygód Ellie zaoferowała nam także ciekawostki pokroju trybu dla speedrunnerów czy usuniętych poziomów. W tych ostatnich możemy obejrzeć i zagrać w nieukończone etapy, które z różnych powodów wyrzucone zostały z finalnej wersji gry. Dzięki komentarzom twórców możemy się zatem dowiedzieć, dlaczego nie mogliśmy zapolować na dzika bądź też bardziej pobawić się na festynie. Szkoda jednak trochę, że tych smaczków nie ma zbyt wiele, bo raz, że mamy tu jedynie trzy takie poziomy, a dwa – że są one przeraźliwie krótkie. Ot, „zabawa” na raz i chyba tylko dla największych fanów serii The Last Of Us.
Pośród tych wszystkich bonusowych dodatków bezsprzecznie najlepiej wypadają te związane z całkowicie nowym, rogalikowym trybem Bez Powrotu. Bawimy się w nim bowiem w przetrwanie wybierając na tablicy kolejne starcia. A że to roguelike, śmierć poniesiona na którymkolwiek etapie oznacza reset mapy, utratę zdobytego uzbrojenia oraz punktów i konieczność zaczynania od początku. Ma to jednak swoje plusy – im więcej rzeczy odblokujemy tym bardziej zróżnicowane mogą być kolejne starcia.
Dochodzą tu bowiem modyfikatory potyczek, nowe wyzwania z ukrytymi pod nimi nagrodami i specjalne, dużo bardziej ryzykowne gambity. Z czasem dostajemy też dostęp do nowych postaci, a każda z nich może pochwalić się nieco innymi cechami, które potrafią mieć niebagatelny wpływ na rozgrywkę. Słowem, jest tu co odblokowywać i z czym walczyć. Szczególnie, że na końcu każdej, kilkuetapowej "drogi bez powrotu" znajduje się całkiem wymagający boss.
Ale choć grało mi się w Bez Powrotu całkiem nieźle nie jestem przekonany czy poza największymi pasjonatami toczenia widowiskowych potyczek w The Last of Us Part 2, którzy chwalą się w sieci swoimi wyczynami, ktoś zagrzeje w tym trybie miejsce na dłużej. To całkiem ciekawe rozwiniecie pomysłu na starcia ze zmodyfikowanymi regułami, ale jeśli nie podzielasz fascynacji systemem walki w tej serii to raczej kolejno zdobywane nagrody cię do niego nie przekonają. Mnie ten tryb po kilku dniach nieco znudził.
The Last of Us Part II Remastered – czy warto kupić?
W zasadzie pytanie powinno tutaj brzmieć – czy warto kupić The Last of Us Part 2 Remastered na PC. Tak, wiem, że tej wersji jeszcze nie ma i nawet nikt oficjalnie nie potwierdził jej istnienia. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że odświeżona edycja „dwójki” na PS5 to przymiarka przed przejściem tego tytułu na inną platformę. Sytuacja niemal identyczna jak w przypadku przywoływanego już tutaj The Last of Us Part I Remake, które też ostatecznie wylądowało na pecetach (na początkowy stan techniczy tego portu spuśćmy może zasłonę milczenia).
Tak więc drodzy pecetowcy, chyba możecie powoli grzać swoje maszyny. A co z posiadaczami PlayStation 5? No cóż, oni zapewne wysupłają z portfela ta kilkanaście złotych na aktualizację posiadanej już wersji The Last of Us 2 do tej w pełni nextgenowej. Nie oszukujmy się – może i ten remaster nie był nam jakoś szczególnie potrzebny, ale to wciąż fenomenalna gra. I choćby dlatego innej oceny niż ta, którą widzicie poniżej wystawić po prostu nie mogłem.
Opinia o The Last of Us Part II Remastered [Playstation 5]
- fenomenalna gra wreszcie w wersji PS5, z dodatkowymi bajerami na kontrolerach DualSense
- ulepszona grafika w 4K, poprawiona płynność animacji i skrócone czasy ładowania
- skupiający się na walce i przeżyciu rogalikowy tryb Bez Powrotu z całą rzeczy do odblokowania
- dla największych fanów trzy wycięte, niedokończone poziomy z komentarzem twórców oraz tryb speedrunowy
- możliwość zabawy w grę na gitarze w osobnym, specjalnym trybie
- opcja łatwego importu zapisów gry z wersji PS4
- niewygórowana cena dla posiadaczy wersji PS4 (około 50 zł)
- to wciąż tylko remaster, i to wcale nie tak starej gry
- skok graficzny nie jest tak spektakularny jak mogłoby się wydawać
- drobne błędy techniczne
- pozycja w zasadzie tylko dla największych fanów bądź tych, którzy nigdy w ten tytuł nie grali
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę The Last of Us Part II Remastered na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy PlayStation Polska
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
3