TP-Link PB50 to bank energii, który może imponować zarówno wyglądem, jak i parametrami technicznymi.
- wysoka jakość wykonania,; - bardzo dobre parametry techniczne,; - woreczek ochronny wykonany z „misiowatego” materiału.
Minusy- brak możliwości jednoczesnego ładowania power banku i podłączonego do niego urządzenia,; - cena, oj cena
Jeszcze parę lat temu, kiedy jedno ładowanie telefonu pozwalało korzystać z niego przez kilka dni, posiadanie zapasowego źródła energii byłoby przerostem formy nad treścią. Obecnie, kiedy zmuszeni jesteśmy codziennie doładowywać nasze smartfony czy tablety, przenośne banki energii na stałe zagościły w naszych kieszeniach.
Mniej więcej rok temu byłem szczęśliwym użytkownikiem smartfona Samsung Galaxy S5 i banku energii TP-Link TL-PB 10400. Korzystanie z map, GPSu, Internetu i kto wie czego jeszcze, powodowało widoczne w oczach ubywanie baterii telefonu. Po ówczesnym teście pozostało miłe wspomnienie bardzo dobrze wykonanego power banka z dobrymi parametrami i spokojem duszy wynikającym z faktu, że nawet jak bateria w telefonie padnie, to mam jeszcze zapas energii, którym mogę go podładować.
Ówcześnie używany bank energii TP-Link TL-PB 10400 jest poprzednikiem modelu, który aktualnie znalazł się w naszej redakcji. A mowa o TP-Link PB50 - power banku o pojemności 10000 mAh.
Urządzenie otrzymałem w estetycznym opakowaniu z nadrukowanym zdjęciem oraz podstawowymi informacjami technicznymi.
TP-Link PB50 - dane techniczne
Pojemność | 10000mAh |
Ogniwa | LG Litowo - polimerowe |
Wejście | 5V/2A |
Wyjście | 5V/1A, 5V/2A |
Diody | Wskaźnik naładowania baterii (4 diody) |
Kompatybilność | iPhone, iPad, większość urządzeń z systemem Android |
Wymiary | 139,7x78,9x19,3 mm (5,5x3,1x0,76 cala) |
Waga | 281,3g |
Czas ładowania | 1A - 9godz. 32min., 2A - 6godz. 8min. |
Zabezpieczenia |
|
W środku poza tytułowym urządzeniem otrzymujemy:
- kabel micro USB
- instrukcja użytkownika PL
- pokrowiec
Już na pierwszy rzut oka widać, że nowy model, od strony wizualnej, zasadniczo różni się od poprzedniego. Tym razem producent zmienił kształt na bardziej klasyczny dla przenośnych banków energii.
Teraz zapewne trącę trochę subiektywizmem, ale wg mnie poprzednik był utrzymany w tonacji Apple’a, natomiast obecny bardziej będzie pasował np. do Samsunga, co nie zmienia faktu, że gdy go pierwszy raz wziąłem do ręki, to skojarzył mi się z piersiówką ;-).
Urządzenie pokryte jest materiałem będącym połączeniem plastiku i gumy. Albo jest to twarda guma, albo jest to miękki plastik. Nie znam się na materiałach, więc trudno mi to określić, natomiast mogę napisać, że tego typu materiały lubię. Jest to ewidentnie materiał klasy premium, który w dotyku sprawia przyjemne wrażenie.
Gdy już przebrniemy przez pierwszą falę „achów” i „ochów” możemy na spokojnie skupić się na detalach.
Power bank do sygnalizacji swojej pracy wykorzystuje cztery diody "smart" określające poziom naładowania baterii - to określenie ze strony producenta. Jak widać już nie tylko telewizory mamy smart, ale także diody…
●●●● | 75% ~ 100% |
●●●○ | 50% ~ 75% |
●●○● | 25% ~ 50% |
●○●● | 5% ~ 25% |
○●●● | 0% ~25% |
●●●● | 0% |
○ | 0% ~25% |
●○ | 25% ~ 50% |
●●○ | 50% ~ 75% |
●●●○ | 75% ~ 100% |
●●●● | 100% |
● – dioda świeci,
○ - dioda miga,
● – dioda nie świeci
Z boku urządzenia umiejscowiony został przycisk wybudzający oraz włączający diody sygnalizujące stan naładowania urządzenia.
W odniesieniu do poprzedniego modelu TP-Linka można zauważyć brak wbudowanej latarki. Tam miała ona moc 300mW, czyli dosyć mało i szczerze mówiąc spodziewałem się, że w kolejnym modelu firma po prostu dołoży mocniejszą diodę. Okazało się, że całkiem z niej zrezygnowano, a szkoda, bo dobrze dobrana dioda mogłaby świecić w takim power banku kilkadziesiąt godzin.
Na kolejnych stronach przyjrzymy się bliżej bankowi energii TP-Linka oraz sprawdzimy go w praktyce.