Ponury klimat, mroczne pomioty Chaosu i krwawe wojny – to perfekcyjny, fabularny szkielet pod grę hack’n’slash. Jednak dobre podstawy trzeba obudować czymś więcej – choćby ciekawą mechaniką. Warhammer: Chaosbane stara się sprostać tym wymaganiom, ale nie do końca mu to wychodzi.
- Dobrze przedstawione realia Warhammera,; - Różne style rozgrywki w zależności od rasy i klasy,; - Oprawa audiowizualna klimatem nawiązująca do pierwowzoru,; - Walka na trudniejszych poziomach może sprawić satysfakcję,; - Ciekawy sposób tworzenia zestawów umiejętności.
Minusy- Wtórność misji i poziomów,; - Liniowość i brak pobocznych aktywności,; - Mało zróżnicowany ekwipunek,; - Krótka kampania i brak niewiele zajęć po jej zakończeniu,; - Brak wpływu na rozwój postaci i przedmiotów,; - Zero opcji grafiki (poza rozdzielczością) w wersji PC.
Odkąd dobrych kilka lat temu Games Workshop lekką ręką zaczęło rozdawać licencje na produkcje w świecie Warhammer Fantasy Battle, namnożyło nam się tytułów osadzonych w Starym Świecie. Oj namnożyło. W moim prywatnym rankingu gier opowiadających o Imperium i Chaosie, podium zajmują Warhammer: End Times – Vermintide, Total War: Warhammer 2 oraz Blood Bowl 2.
Nie ukrywam jednak, że w tym uniwersum najbardziej czekam na rozwiązania RPG. W końcu tym był dla mnie Warhammer Fantasy Role Playing Game, gdy poznałem go dobrych kilkanaście lat temu, grając ze znajomymi przy stole, wśród kości i kart postaci.
Trzymałem więc kciuki, by Warhammer: Chaosbane okazał się czym więcej niż produkcją ledwo czerpiącą z dokonań legend, takich jak Diablo. Liczyłem, że ciężki klimat wsiąknie w sprawdzone rozwiązania tak, że otrzymamy grę korzystającą ze starych, dobrych sztuczek, a równocześnie mocno się wyróżniającą. Niestety, trochę się przeliczyłem.
Zapanować nad Chaosem
Przy pierwszym uruchomieniu gry pomyślałem sobie „Jest dobrze. Dostałem dokładnie to, czego chciałem – wyraźnie wyczuwalny klimat Starego Świata”. Zarówno autorzy fabuły, jak i graficy wiedzieli czym jest Warhammer. Historia nie omija znanych miejsc, jak chociażby Kislev, a gdy zobaczyłem wśród grywalnych postaci krasnoluda, który na polu bitwy poszukuje chwalebnej śmierci (stając się Zabójcą Trolli, Zabójcą Demonów i tak dalej), wiedziałem, że chcę poprowadzić go do boju.
Od razu jednak sprawdziłem też pozostałe klasy. Do profesji z Warhammera dostosowano tu stereotypowe dla gatunku style rozgrywki. W Warhammer: Chaosbane mamy klimatycznie nazwane klasy, które są niemal przerysowane z Diablo II. Znalazły się tu więc odpowiednik amazonki, czarodziejki, paladyna i barbarzyńcy.
Pozytywnym zaskoczeniem jest jednak fakt, że każda postać ma swoje uzasadnienie w uniwersum, jest odpowiednio nazwana, a także dla każdej uruchamia się odrębny film wprowadzający. Niektóre dialogi także przebiegają inaczej, zależnie od bohatera.
Gdy już ruszyłem do boju, mój początkowy zapał nieco opadł – sama intryga jest prosta jak konstrukcja cepa i stanowi raczej pretekst do wyżynania kolejnych hord wrogów, niż gratkę samą w sobie.
Radosna młócka trochę mi się jednak kłóci z ideą Warhammera, gdzie nie powinno być bohaterskich pół-bogów (jak to czasem bywa w Dungeons & Dragons), każdy cios może zabić, a nadmierne korzystanie z magii jest w stanie wywołać Katastrofalne Manifestacje Chaosu. Zostałem więc zmuszony do odrzucenia części kanonicznych zasad papierowego „młotka” i po prostu zacząłem walkę.
Diablo po odchudzeniu
Niestety, już po kilku misjach przekonałem się, że Warhammer: Chaosbane to najzwyczajniej w świecie niskobudżetowe odświeżenie znanych schematów hack’n’slash. To, co zdecydowano się w grze umieścić, zrobiono tylko poprawnie, za to sporo elementów znanych z tego typu gier nie ma tu wcale. Brakuje chociażby handlu, misji pobocznych, czy rozmów z napotykanymi postaciami NPC.
Przez całą, około dziesięciogodzinną kampanię, przemy więc przed siebie wyznaczoną ścieżką, zwiedzamy bliźniacze korytarze, lochy i zamki, by wycinać w pień kolejne hordy przeciwników. I choć w zależności od rozdziału, opowieści różnią się od siebie, to są to zazwyczaj zmiany kosmetyczne. W każdej misji trafimy na podobnych wrogów. Są więc jednostki małe, ale atakujące gromadą, są i takie, które atakują z dystansu, są też silne i powolne i – w końcu – także nieliczni bossowie.
W związku z powyższym, rozgrywka bardzo szybko staje się schematyczna. Normalnie, powtarzalność walki w grach ratuje chęć zbierania coraz to lepszego sprzętu i rozwijania postaci. W Warhammer: Chaosbane rosnącą moc rzeczywiście czuć, jednak już z różnorodnym wyposażeniem jest krucho. Kolejne bronie czy elementy zbroi są tak podobne do siebie, że w zasadzie jest mi wszystko jedno, czy mam przy sobie ten, czy inny topór. O zmianie oręża decydują tylko rosnące cyfrerki statystyk. Zapomnijcie więc o modyfikacjach czy zbieraniu pełnych zestawów oręża. A szkoda, bo dałoby to dodatkową motywację do rozbijania skrzyń czy eksplorowania terenów.
W tym miejscu po raz kolejny muszę wspomnieć serię Diablo – pamiętam jak pierwszy raz brałem tam udział w „hazardzie”, kupując sprzęt w ciemno i licząc na jego niesamowite parametry. Miło wspominam także wprawianie kryształów w broń czy zbieranie gotówki, by w końcu uzupełnić wyposażenie o potrzebny element, który miał w ofercie handlarz. Warhammer: Chaosbane nie oferuje w ogóle możliwości kupna bądź sprzedaży. Sprzęt można „charytatywnie” oddać w obozie, w zamian za rosnącą rangę i bonusy.
Wcale nie lepiej Warhammer: Chaosbane radzi sobie w kwestii wizualnej. Przyznaję, że klimat Warhammera udało się osiągnąć zarówno muzyką, jak i wyglądem poszczególnych lokacji. Pomijam też kwestię, że poza zmienionymi teksturami, kolejne poziomy są często bliźniaczo podobne.
Potężny minus należy się jednak twórcom gry za brak opcji ustawień grafiki, także na komputerach. Domyślam się, że gra automatycznie wykryła możliwości mojej karty graficznej. Przyznaję, że mój sprzęt zdążył się już lekko zestarzeć i widzę, że u mnie piksele straszą nieco bardziej, niż u innych. Chciałbym mieć na to jakikolwiek wpływ i choć na chwilę podkręcić detale, kosztem płynności. Twórcy jednak uznali, że sami wiedzą lepiej, czego mi potrzeba – a szkoda.
Każdy bije tak, jak lubi
Jedno muszę twórcom Warhammer: Chaosbane przyznać – dali radę stworzyć takie postacie, które pozwalają na naprawdę odmienne style walki. Kwestią oczywistą jest, że mag będzie starał trzymać się na uboczu, a krasnolud z dwoma toporami będzie wywijał nimi morderczego młynka. Jednak kwestią bardziej oryginalną jest podejście do rozwijanych umiejętności.
Odblokowują się one automatycznie z kolejnymi poziomami, jednak każda z nich kosztuje dodatkowe punkty, jeśli chcemy przypisać ją tymczasowo do postaci. Możemy więc tworzyć kombinacje pełnej gamy tańszych ataków lub kilku mocniejszych. Po ich dezaktywacji, punkty wracają do puli i można stworzyć nowy zestaw, pozwalający na całkiem odmienną walkę. Szkoda tylko, że takich ustawień nie da się szybko zapisywać, by przełączać się między nimi w wolnej chwili.
Fakt, że każdy gracz może mieć indywidualny styl, widać szczególnie kiedy… gramy w więcej osób. Co ważne, w Warhammer: Chaosbane można robić to nie tyko przez Internet, ale także lokalnie, z kanapy – i to niezależnie od platformy. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby podpiąć do komputera trzy pady, czwartemu graczowi pozwolić na sterowanie myszką z klawiaturą i razem ruszyć do boju. Wtedy jest ciekawiej i znacznie weselej!
Przy okazji warto pogrzebać także w ustawieniach poziomu trudności, by dopasować go do preferencji swoich i współgraczy. Jest ich na tyle dużo, że ciężko narzekać na zbyt proste lub ciężkie potyczki (chyba, że takich oczekujemy). Dodatkowo, regulacja suwaka sprawia także, że zmieniają się nagrody – im trudniej, tym więcej „mocniejszego” sprzętu wypadnie z pokonanych potworów. Jest to więc dobra motywacja do nieco większego wysiłku.
Warhammer: Chaosbane – czy warto to kupić?
Jestem modelowym przykładem grupy docelowej, do której miał trafić Warhammer: Chaosbane. Po prostu ochoczo połykam wszystkie gry, których akcja rozgrywka się na obszarze Starego Świata. I dokładnie tak stało się i tym razem. Miło było mi powitać postacie, które poznałem lata temu na kartach podręcznika do gry RPG. Nic tylko się cieszyć, że twórcy postarali się, by wszyscy zaznajomieni z tymi realiami gracze poczuli się jak w domu.
Z drugiej strony jednak, w tej produkcji nie ma niemal nic odkrywczego. Co bardziej istotne – brakuje tu elementów, które wciągają na dłużej, albo które urozmaicałyby kilka(naście) godzin wycinania zastępów wrogów do nogi.
Niestety, Warhammer: Chaosbane jest więc grą „na raz”. Czy można się przy niej dobrze bawić? Jasne, zwłaszcza w trybie wieloosobowym. Czy zapewni ona relaks, a także chwile przyjemnego kombinowania z umiejętnościami postaci? Oczywiście – stworzony w ten sposób heros pozwoli nam poczuć prawdziwą moc. A czy zapomnimy o Warhammer: Chaosbane gdy tylko ukończymy wątek fabularny? Niestety tak – i prawdopodobnie po przejściu gry na stałe usuniemy ją z dysku, czekając na coś lepszego. Szkoda.
Ocena końcowa Warhammer: Chaosbane:
- dobrze przedstawione realia Warhammera
- różne style rozgrywki w zależności od rasy i klasy bohatera
- oprawa audiowizualna klimatem nawiązująca do pierwowzoru
- walka na trudniejszych poziomach może sprawić satysfakcję
- ciekawy sposób tworzenia zestawów umiejętności
- możliwość "kanapowej" kooperacji dla 4 graczy
- wtórność misji i poziomów
- liniowość i brak pobocznych aktywności
- małozróżnicowany ekwipunek
- krótka kampania i niewiele zajęć po jej ukończeniu
- brak wpływu na rozwój postaci i przedmiotów
- zero bardziej zaawansowanych opcji graficznych (poza rozdzielczością) w wersji PC
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Komentarze
1Gra zdecydowanie za mało oferuje i raczej nie zrobi furory.
Taka gra powinna wyjść 10-15 lat temu, a i wtedy mogłaby okazać się trochę za uboga.
Szkoda bo przecież ten rodzaj gier jest bardzo dobrze rozpoznany i nie rozumiem dlaczego Chaosbane jest taki prosty.
Nie ma handlarzy, kowali, płatnerzy, a to w uniwersum WFRP mogłoby być świetnie zrobione.
Brakuje jakichś opcji towarzyszy,
Misje powinny być znacznie bardziej zróżnicowane, aktualnie biega się w koło i masakruje przeciwników i tyle.
Już Diablo2 było bardziej zróżnicowane.