Watch Dogs 2 wita nas zapewnieniem, że jest zaledwie dziełem fikcji. A jednak jego przerażający świat niepokojąco przypomina naszą „bezpieczną” codzienność.
- wspaniały świat wirtualnego San Francisco,; - sporo rodzajów broni i gadżetów,; - hakerska kontrola nad miastem daje naprawdę ogromną satysfakcję,; - zręcznościowy, ale przyjemny model jazdy samochodem,; - mnóstwo zadań,; - wciągająca fabuła,; - niezła oprawa audiowizualna.
Minusy- nie wszystkim przypadnie do gustu nowy „słoneczny” nastrój,; - fabuła i dialogi bywają infantylne,; - misje poboczne stają się czasem monotonne,; - inspiracje GTA V są gdzieniegdzie zbyt wyraźne i niepasujące do konwencji.
Watch Dogs 2 bawi i przeraża
Tej jesieni Ubisoft próbuje przyciągnąć nas przed ekrany za pomocą Watch Dogs 2. I, co więcej, robi to w całkiem intrygujący sposób. Musimy jednak ostudzić emocje i na wstępie zaznaczyć, że na razie jeszcze wstrzymujemy się z oceną. To zostawmy recenzji, która pojawi się w ciągu kilku najbliższych dni.
W między czasie postanowiliśmy jednak sprawdzić, jak wiele odwołań do naszej rzeczywistości uda nam się znaleźć w Watch Dogs 2, czyli opowieści o hakerskim życiu pod cyfrową dyktaturą żądnych władzy korporacji.
Zwłaszcza, że pełen aluzji świat przedstawiony, w którym obywatele w zatrważający sposób zostają ogołoceni ze swojej prywatności, jest chyba jednocześnie najoryginalniejszym elementem tego tytułu.
Pokusiłbym się nawet o zuchwałą hipotezę, że za niechęć, z jaką spotkało się pierwsze Watch Dogs (chyba wszyscy pamiętamy tę nawałnicę zarzutów, jaka przetoczyła się przez Internet), tylko po części odpowiadały błędy techniczne i inne wady rozgrywki.
Co w takim razie było głównym powodem tak negatywnych ocen ze strony środowiska graczy? Być może prawda, jaką gra Ubisoftu ukazywała naszym oczom, a z którą nikt do końca nie chce się pogodzić.
W najlepszym interesie obywateli
Zacznijmy jednak od fabuły pierwszego Watch Dogs. Cała historia rozpoczyna się w roku 2003, kiedy to wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych pogrąża się w ciemnościach na skutek gigantycznej awarii sieci elektrycznej.
Niedługo potem okazuje się, że ta technologiczna katastrofa, która spowodowała śmierć kilkunastu Bogu ducha winnych mieszkańców, nie była zwykłym wypadkiem, ale akcją zaplanowaną przez pojedynczego hakera.
Ten pretekst wystarczył, żeby podejrzana moralnie korporacja Blume w imię najwyższych wartości zdecydowała się stworzyć system ctOS (Central Operating System). Oczywiście, jak zawsze w takich sytuacjach, na sztandary wciągnięto hasła mówiące o obronie mas przed cyber-terroryzmem.
„Jak zawsze”, bo przecież i w naszym świecie coraz częściej myszkuje się po prywatnych danych pod pretekstem zapewniania bezpieczeństwa czy też ułatwiania życia. Watch Dogs jedynie uwypukla całkiem realne zagrożenia i pokazuje, jak łatwo można stworzyć bezwzględne narzędzie nie tylko prowadzące inwigilację obywateli na niespotykaną dotąd skalę, ale też kontrolujące każdy ich najmniejszy ruch.
Blume zdecydowała się położyć swoją cyfrową łapę na wszystkich telefonach, komputerach, laptopach, tabletach, samochodach… W zasadzie na każdym urządzeniu, które może zostać podłączone do Internetu.
A w świecie Watch Dogs chyba tylko spłuczki w toaletach mogą jeszcze funkcjonować w trybie offline. Choć i tego nie można być pewnym.
Tak to się robi w Chicago
Wskutek działań organizacji Blume całe Chicago zostało zamienione w wielkie cyfrowe akwarium, gdzie żaden mniej lub bardziej brudny sekret nie uchowa się przed wszystkowidzącym wzrokiem systemu ctOS. I to właśnie tam zabiera nas pierwsza część Watch Dogs.
Wcielamy się w niej w hakera nazwiskiem Aiden Pearce, który wskutek pechowego zbiegu okoliczności ściąga śmierć na swoją ukochaną siostrzenicę. Od tamtego momentu postanawia on wytropić odpowiedzialnego za tę zbrodnię speca od mokrej roboty i poprzysięga zemstę na jego tajemniczych zleceniodawcach.
Jak można się domyślić, osobiste pobudki wpychają głównego bohatera Watch Dogs w sieć intryg, które sięgają najwyższych szczebli władzy. Na szczęście z odsieczą przychodzi mu syndykat DedSec, czyli podziemna organizacja zrzeszająca hakerów pragnących zrujnować nikczemną korporację Blume.
Oszczędźmy sobie jednak spoilerów i powiedzmy tylko, że finał tej opowieści daleki jest od czarno-białej hollywoodzkiej jednoznaczności. Najlepiej świadczy o tym ciąg dalszy tej historii, w której pierwsze skrzypce gra ctOS 2.0, udoskonalony następca niesławnego systemu.
Uderz w stół, a hakerzy się odezwą
Watch Dogs 2 nie przebiera w środkach, żeby przedstawić nam antyutopię, o jakiej nawet nie śniliśmy w najgorszych koszmarach. To właśnie w tej odsłonie serii Ubisoftu inwigilacyjna machina wchodzi na niespotykane dotąd obroty.
I chociaż całość knowań korporacji Blume zostaje ujęta w gruby nawias fikcji, w gruncie rzeczy możemy tu dostrzec pewien efekt finalny wszystkich działań, które zachodzą w naszym realnym świecie. Trudno to nawet nazwać satyrą. To po prostu bardzo ponura prognoza.
Tym razem nie chodzi już tylko o Chicago. Całe Stany Zjednoczone zostały podpięte do niewidzialnej sieci przekreślającej jakąkolwiek prywatność. Tak zwany „Internet rzeczy” jeszcze bardziej poszerzył wpływy korporacji Blume i sprawił, że teraz nie sposób nawet ruszyć auta z podjazdu domu w tajemnicy przed Wielkim Bratem.
Akcja gry przenosi nas więc do San Francisco i słoneczny klimat tego miasta dobrze oddaje panujące w społeczeństwie nastroje. Wydaje się, że mieszkańcy Ameryki pogodzili się już z dyktaturą ctOS-a 2.0 albo też bagatelizują to zagrożenie.
Co za tym idzie, masowa inwigilacja nie musi już odbywać się pod stołem, tak jak miało to miejsce za czasów Aidena Pearce’a. Ale każda akcja powoduje reakcję, dlatego też hakerska organizacja DedSec decyduje się na znacznie ostrzejszą walkę z korporacją Blume. A jedną z ciekawszych form tego buntu jest rozprzestrzenianie aplikacji, która ma uświadamiać błądzące w cyfrowej mgle tłumy.
Główny bohater Watch Dogs 2, niejaki Marcus Holloway, niesłusznie oskarżony o przestępstwa, których nie popełnił, robi wszystko, żeby dołączyć do ostatnich obrońców prywatności i wraz z nimi wyswobodzić swój kraj spod cyber-tyranii. A przy okazji odegrać się za niesprawiedliwość, której padł ofiarą.
Miłość w czasach Snowdena
GTA V przedstawia rzeczywistość społeczną i polityczną w krzywym zwierciadle. Watch Dogs 2 również nie szczędzi humoru i posługuje się podobnymi środkami, ale wnioski, do których nas prowadzi, być może warto traktować zupełnie serio.
Mark Zuckerberg powiedział ponoć, że facebookowa misja łatwego dzielenia się informacjami przez użytkowników sprawia, że świat staje się bardziej przezroczysty. Można to czytać na różne sposoby, ale przesłanie pozostaje to samo.
Krótko mówiąc globalna wioska zaczyna przypominać scenografię z filmu Dogville, gdzie ściany domów zastąpiono malowanymi na podłodze liniami.
Na co dzień wcale o tym nie myślimy. Tylko od czasu do czasu ten stan rzeczy przyciąga naszą uwagę, kiedy nagle okazuje się, że król jest nagi. Nawet nie tyle król, co na przykład celebryci, których rozbierane zdjęcia zostają wykradzione wprost z ich twardych dysków.
Dobrze, dobrze, można się pocieszać, że na hakerskim celowniku znajdują się jedynie wielcy tego świata, a nas, maluczkich takie problemy nie dotyczą. To chyba jednak dosyć mylne przekonanie.
Po pierwsze nie chodzi jedynie o osoby sławne, a po drugie wcale nie trzeba cyfrowych przestępców, żeby pozbawić nas prywatności. Afera Snowdena ujawniła bowiem jak wiele z przesyłanych przez nas informacji trafia do służb specjalnych albo firm, które dzięki nim idealnie profilują swoje kampanie marketingowe.
Warto o tym pamiętać, zanim wyrazi się swoją opinię na temat porządku świata w telefonicznej rozmowie ze znajomym, zaopiniuje w komentarzu pod artykułem decyzję tego czy innego rządu, albo „tylko” wygoogluje frazę „Jak przygotować ładunek wybuchowy w domowych warunkach?” (pozdrowienia dla służb specjalnych:).
Bo to, że ktoś jest pisarzem powieści sensacyjnych może ujść uwadze organów ścigania, nastawionych na zapobieganie zamachom terrorystycznym.
Miejmy nadzieję, że takie niedopatrzenia nie zdarzają się nagminnie, ale z drugiej strony popełnianie błędów to rzecz zupełnie ludzka. A to właśnie pojedynczy ludzie są wciąż głównym narzędziem walki z przestępczością.
Zresztą, nie chodzi tylko o kwestie życia i śmierci czy też łamania prawa. Czasem i miłość może wpędzić w niezłe tarapaty. Zwłaszcza, jeśli pokłada się bezkresne zaufanie w portalach randkowych. Najlepszym przykładem takiej lekkomyślności była niedawna afera, w której skompromitowano tysiące użytkowników serwisu Ashley Madison.
Kiedyś niewierni małżonkowie mogli zabezpieczyć się przed podglądaczami zaciągając zasłony w oknach hotelowej sypialni. Ale nie ma takiej kotary, która uchroniłaby nas przed zaglądaniem w wirtualne okna Internetu.
Sytuacja staje się jeszcze bardziej zastanawiająca, kiedy spojrzymy na najnowsze pomysły, mające ułatwić nam życie. Na przykład tak zwany „Internet rzeczy”. Choć nie mamy jeszcze w sypialniach naszych dzieci podłączonych do sieci lalek, a auta nie mogą być zdalnie sterowane z drugiego końca świata, to jednak sama ta idea nie jest jedynie wymysłem twórców Watch Dogs 2.
Najlepiej wiedzą o tym osoby, które już teraz posiadają lodówkę z dostępem do Internetu.
I chociaż większość pozyskiwanych w ten sposób informacji to drobiazgi, których wcale nie musimy za wszelką cenę taić przed wzrokiem innych, to i tak zastanawia fakt, jak mogłyby one zostać wykorzystane. Producenci nowoczesnych sprzętów odpowiedzą: Dla naszego dobra! Czy to jednak rozwiewa wszystkie podejrzenia?
Drobnymi kroczkami
Świat idzie do przodu, a Watch Dogs 2 prezentuje najmroczniejsze oblicze tej zmiany. Historia Aidena Pearce’a pokazywała, jak drobnymi kroczkami zostajemy ogołoceni z naszej intymności, ale dopiero San Francisco Marcusa Hollowaya ukazuje nam finał tej drogi. U jej kresu nie ma już żadnego cienia, w którym można się schować.
Trudno powiedzieć, ile z tej ponurej wizji jest lub w niedługim czasie będzie prawdą. I chyba to właśnie przeraża najbardziej. Nie chodzi o to, że ktoś patrzy nam na ręce, kiedy surfujemy po Internecie, ale o to, że do końca nie wiemy, które z informacji są przechowywane, a które nie, i gdzie koniec końców pozyskiwane w ten sposób dane trafiają.
Może więc świat Watch Dogs 2, w którym z góry wiadomo, że każde wstukane w Google słowo może być wykorzystane przeciwko nam, jest znacznie spokojniejszy od naszej rzeczywistości. Przynajmniej nie musimy żyć w ciągłej niepewności.
Złodzieje filmów wiedzą, że zostaną ukarani, fani perwersji zdają sobie sprawę, że ich seksualne gusta będą zaksięgowane, a zwyczajni obywatele liczą się z tym, że ich lista zakupów trafia do wirtualnej szufladki tych czy innych speców od reklamy.
Tymczasem my możemy jedynie snuć mgliste przypuszczenia. Może to nie Watch Dogs 2 jest fikcją, wbrew temu co głosi powitalny komunikat tej gry, ale stała się nią nasza prywatność? Chyba nikt nie może jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W obliczu tej niewiedzy niektórzy zakładają, jak najgorszy scenariusz, ale spora większość woli po prostu nad tym się nie zastanawiać.
Czyżby więc Watch Dogs 2 było realnym odpowiednikiem przygotowywanej przez fikcyjny DedSec aplikacji, której jedynym zadaniem jest otworzyć oczy milionom osób nieświadomych wszechobecnej cyber-kontroli?
Komentarze
16ZA BIEGANIE , ZBIERANIE ,DROBNE ZADANIA ,ZNIKOMĄ FABUŁĘ I NIC WIĘCEJ ? Nie dziękuję...
ZA BIEGANIE , ZBIERANIE ,DROBNE ZADANIA ,ZNIKOMĄ FABUŁĘ I NIC WIĘCEJ ? Nie dziękuję...