Z przedpremierowego pokazu wyszedłem zadowolony. Co prawda rewolucji w Wolfenstein II: The New Colossus jak na razie nie widać, ale i tak zapowiada się zacnie.
- absolutnie doskonały klimat,; - ciekawe projekty lokacji,; - intrygująco prowadzona historia, z kilkoma rozgałęzieniami,; - mocno zarysowane postacie,; - niezła oprawa wizualna,; - świetna muzyka,; - emocje, emocje i jeszcze raz emocje,; - dość wysoki poziom trudności…
Minusy...który może z początku niektórych odrzucić,; - mało czytelne wskazówki w poszczególnych zadaniach,; - troszkę za dużo „zbieractwa”,; - irytujący system automatycznego zapisu,; - sporadyczne błędy techniczne.
Bethesda długo trzymała asa w rękawie. Bo choć o drugiej części świetnie przyjętego Wolfenstein: The New Order przebąkiwano coś od prawie dwóch lat, to cały czas były to jednak strzępki informacji. Bomba wybuchła na E3 2017.
Z oficjalnej zapowiedzi wiemy już, że nasz bohater żyje. Niestety Ameryka padła. Nad ostatnim bastionem wolności powiewają teraz flagi ze swastyką, a jego ulice aż roją się od potężnie uzbrojonych patroli SS i punktów kontrolnych.
Na nic zdało się więc poświęcenie dla sprawy. Ale skoro największy wróg i eksterminator nazistów żyje to jeszcze wiele może się zmienić, prawda?
Run Blazko, run
Pamiętacie słowa Hitchcocka, że dobry film zaczyna się od trzęsienia ziemi? Twórcy Wolfenstein II: The New Colossus najwyraźniej wzięli sobie to mocno do serca. Nie byliby jednak sobą, gdyby do tych początkowych scen nie dorzucili szczypty absurdu i humoru.
Oto bowiem nasz bohater budzi się po 5 miesiącach śpiączki na pokładzie łodzi podwodnej „pożyczonej” od nazistów przez resztki ruchu oporu. Pobudka jest raczej brutalna, bo trwa właśnie atak na tę placówkę. To znana z poprzedniej części Frau Engel namierzyła znienawidzonego „Terror-Billy’ego”.
I tu zaczyna się pierwsza jazda. Blazkowicz jest za słaby by stanąć na nogi i próbować wydostać się z pułapki. Co więc robi? Siada na wózek inwalidzki, bierze giwerę w dłonie i sunie do walki.
Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, ten osobliwy środek transportu potrafi nieźle podkręcić emocje. Szczególnie w sytuacjach, gdy trzeba szybko pokonać jakąś przeszkodę. Do rozpędzenia wózka potrzebne są bowiem dwie ręce. W takich momentach broń ląduje na kolanach naszego bohatera, a sięgnięcie po nią zabiera cenne sekundy.
Nie myślcie jednak, że cała pierwsza misja polega tylko na pociąganiu za spust. Owszem, wrogów jest tu całkiem sporo, ale można z nimi obejść się nieco inaczej. Na pokładzie okrętu zainstalowano sporo mikrofalowych barier, które szybko i skutecznie pozbywają się „problemów”.
Czasami by je obejść trzeba jednak nieco pomyszkować - znaleźć jeden włącznik, potem drugi i trzeci. Co najlepsze, nawet taka zwykła eksploracja w Wolfenstein II: The New Colossus nie nudzi. Trudno powiedzieć czy to zasługa ciekawego projektu lokacji czy sączącego się z ekranu klimatu.
Tak czy inaczej, pierwszą misję przeszedłem z nieukrywaną przyjemnością. Co prawda na jej końcu czeka nas dość nieprzyjemne spotkanie z Frau Engel, ale skoro miało być trzęsienie ziemi i rosnące później napięcie to nie mogło być inaczej.
Ważne, że choć podczas tej scenki przerywnikowej znów czujemy się wówczas totalnie bezsilni wobec brutalności tej okropnej baby, krew się w nas gotuje. A to znaczy, że jesteśmy gotowi. Gotowi na więcej.
Mleczny shake truskawkowy, strefa 52 i bomba atomowa
Drugi z udostępnionych podczas pokazu fragmentów Wolfenstein II: The New Colossus to misja, której fragment z pewnością już widzieliście. To właśnie z niego pochodzi słynna scena w barze, z esesmanem pijącym shake’a truskawkowego. Cóż, nie skończyło się to dla niego dobrze.
B.J. musi przedostać się do tajnego, byłego amerykańskiego kompleksu, by nie dopuścić do odkrycia przez Niemców jego zawartości. W tym celu taszczy ze sobą przenośną bombkę atomową, która wcześniej ukryta była w gaśnicy, tej ze zwiastuna.
Dostanie się na teren bazy okazało się dużo bardziej skomplikowane niż znalezienie wyjścia z łodzi podwodnej. Najpierw trzeba było w miarę po cichu uruchomić specjalną kolejkę, która dowiozłaby nas miejsce. Do tego niezbędne jest jednak wcześniejsze opuszczenie na przygotowaną platformę olbrzymiego silnika.
I wszystko to za plecami patrolujących podziemny schron Niemców. Od czego jest jednak cicha eliminacja. Niestety, mnie osobiście udało się to tylko połowicznie, bo gdy rozbrzmiał alarm nie było już miejsca na sentymenty.
Dalsza przeprawa czeka nas już w samym pociągu pędzącym na złamanie karku ku strefie 52. Roi się w nim od żołdaków, mechanicznych psów i robotów. Tak, tak, robotów. One najbardziej potrafią uprzykrzyć nam życie. Nie dość, że diabelnie szybkie to jeszcze prują z broni, która uszczupla nam pasek zdrowia w tempie Usaina Bolta.
Jedynym sposobem na ich unieszkodliwienie jest dobrze ulokowany w niech toporek. Do tego trzeba jednak znaleźć się wystarczająco blisko.
Nie myślcie jednak, że tylko ich trzeba się bać. Grając na normalnym poziomie trudności ginąłem zaskakująco często. Czasami nawet nie wiedziałem od czego. Kule świszczą tutaj niemal z każdej strony. Poza tym w Wolfenstein II: The New Colossus nie ma samoodnawiającego się zdrowia i żeby się uleczyć trzeba znaleźć apteczki.
Nie muszę chyba mówić jak trudne może to być zadanie, gdy przeciwnicy zachodzą nas z różnych stron. Tu z pomocą przychodzą jednak ukryte przejścia. Być może twórcy sugerują w ten sposób, by tę dalszą część misji przechodzić cichaczem. Ja poszedłem na żywioł.
Oczywiście broni jest tutaj dostatek. Co więcej, można łączyć je w rękach, tak by w jednej znajdował się karabin, a w drugiej – działko energetyczne. Pomocny okaże się też pewnie egzoszkielet, który podczas zabawy będzie można ponoć rozwijać.
Niestety, podczas pokazu dane mi było skorzystać jedynie z pasywnej umiejętności skoków z wysoka bez utraty zdrowia. Nie wątpię jednak, że twórcy przygotują tu coś ekstra. Szczególnie, że to co potrafi ów egzoszkielet widziałem w jednej ze scen z pierwszej misji, gdy jego właścicielką była Caroline Becker.
Wolfenstein II: The New Colossus czyli perełka nadchodzącej jesieni
Gdybym miał krótko podsumować to co widziałem na pokazie powiedziałbym tylko „Czekam z niecierpliwością”. Bo choć druga część przygód Blazkowicza to tak naprawdę jeszcze więcej tego samego, to i tak świetnie się w to gra. Klimat jest fenomenalny, strzelanie doskonałe, a fabuła aż kipi od emocji.
Owszem, wciąż potrzeba jeszcze sporo pracy by Wolfenstein II: The New Colossus był w pełni grywalny co widać między innymi w błędach i niedoróbkach pokroju dziwnie działającego systemu zapisu, który jako punkt kontrolny potrafił zarejestrować scenę śmierci naszego bohatera. Absolutnie nie wierzę jednak, żeby Machine Games nie poradziło sobie z wyprowadzeniem tego tytułu na prostą. Mocno trzymam za to kciuki!
Ocena wstępna:
- dalsza część przygód B.J.Blazkowicza
- intrygująco zapowiadająca się fabuła
- ciekawie zaprojektowane lokacje
- oryginalne pomysły na urozmaicenie zabawy
- niezła oprawa audiowizualna
- absolutnie doskonały klimat
- błędy techniczne
- nieco dziwny system zapisu (w tym autozapisu)
- bez znajomości pierwszej części gry połowa klimatu wyparowuje
Komentarze
5czy cos wiadomo o wymaganiach sprzętowych? Bo poprzedni miał przyjemnie niskie.