Nic, co obce, nie jest mi ludzkie
XCOM 2 wypuszcza na światło dzienne zbieraninę stworów tak paskudnych jak temperament Anakina Skywalkera. Mamy tu cały przekrój kosmicznej fauny – od humanoidalnych sołdatów po bezkształtne biomasy spod znaku GMO. Nie dość, że sam wygląd tych kreatur jest już dostatecznie odrażający, to jeszcze zostały one dodatkowo obdarzone umiejętnościami, które potrafią sparaliżować nawet najlepiej zaplanowaną akcję naszych komandosów.
Jako że nie sposób przedstawić wszystkich paskudztw, jakie stają na naszej drodze w XCOM 2, zamiast spisywać galaktyczny bestiariusz, lepiej uciec się do opisu potyczki. Bądź co bądź, to właśnie wtedy można dostrzec, jak dany gatunek kosmicznego wojownika sprawdza się w boju.
Sytuacja, o której mówię, była jedną z tych, w których cały plan zdaje się być dopięty na ostatni guzik, a jednocześnie wiemy dobrze, że z jakiegoś, nieznanego nam jeszcze powodu, spali on na panewce. Nie inaczej było tym razem.
Mój snajper zajął pozycję na dachu skleconego z betonowych bloków i płatów blachy falistej rusztowania, szpica pod postacią dwóch pięknych komandosek rozlokowała się między drewnianymi skrzyniami, a wsparcie z ciężkim karabinem kryło się za stosem samochodowych opon. Kosmici zostali nadziani na mój xcomowy widelec. Tak w każdym razie sądziłem, nie przypuszczając nawet, jak wiele czynników umknęło mojej uwadze.
Z „mgły wojny” jako pierwsi wyłonili się żołnierze ADVENT-u – przeciętny szeregowiec, wydający rozkazy oficer i uzbrojony w elektryczny brzeszczot lansjer. I to właśnie ten ostatni, zanim jeszcze zdążyłem powiedzieć „Ktoś chyba przyszedł z nożem na strzelaninę”, doskoczył do jednej z moich powabnych żołnierek. Ostrze świsnęło w powietrzu, a zaraz potem dziewczyna osunęła się na ziemię. Nieprzytomna i ciężko ranna.
Xcomowcy odpowiedzieli ogniem, ale niewiele to dało, bo zaraz za adventowymi wojakami wkroczyły na plac boju monstra znacznie cięższego kalibru. Spomiędzy zdemolowanych garaży wypełzła antropomorficzna żmija z laserową spluwą w dłoni, a tuż obok niej pojawił się sektoid, który wyglądał tak stereotypowo, jak gdyby właśnie urwał się z planu „Z archiwum X”. Jednak najstraszniejsze zagrożenie miało dopiero nadejść. Mowa o cyfrowym hologramie oznaczonym kryptonimem „kodeks”. Pozornie mamy do czynienia z niezbyt groźną projekcją filigranowego dziewczęcia, jednak po bliższym poznaniu okazuje się, że to żadna panienka z dobrego domu, ale bezwzględna maszyna do zabijania.
Udało mi się dokonać zaledwie szybkiego przegrupowania moich sił, kiedy zgraja przeciwników uderzyła we mnie całym arsenałem swoich nadnaturalnych zdolności. Żmijowy jęzor trzasnął w powietrzu jak bicz Indiany Jonesa i ściągnął z dachu mojego snajpera, tak żeby jego kości mogły zostać pogruchotane w śmiertelnym uścisku wężowego cielska. Kiedy mój strzelec wyborowy patrzył już kostusze w jej pionowe gadzie ślepia, kodeks postanowił zająć się pozostałą częścią xcomowego składu.
Hologram rozpłynął się w powietrzu, a następnie zmaterializował tuż za plecami mojego specjalisty od ciężkich karabinów. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zarządzić odwrót reszty oddziału i wzmocnić tyły. Niestety, ten plan został pokrzyżowany przez sektoida, który skumulował całą swoją energię psioniczną, żeby przejąć kontrolę nad umysłem jednej z moich podopiecznych. Dziewczyna obróciła się na pięcie i bez chwili wahania oddała serię z karabinu maszynowego do swojej koleżanki.
Właśnie w tym momencie zorientowałem się, że tej partii już nie wygram. Jeszcze na do widzenia, kiedy już sięgałem ręką do przycisku „Escape”, kodeks stworzył swojego klona, który pojawił się przy ostatniej zdolnej do walki osobie w moim składzie i złożył się do finałowego strzału.
Jak widać, potyczki w XCOM 2 nie są trywialną wymianą ognia, ale wyrafinowanymi manewrami, w których nierzadko nie sposób przewidzieć wyniku starcia. Nowe gatunki obcych potrafią nieźle napsuć krwi i obrócić nasz szach w swój mat. O ile seria XCOM nigdy nie należała do łatwych, o tyle teraz postępowania naszych przeciwników stały się jeszcze mniej przewidywalne i tym samym znacznie trudniejsze do skontrowania.
Na szczęście przez te dwie dekady, jakie minęły od inwazji ukazanej w XCOM: Enemy Unknown, nie tylko kosmici zdołali dokonać sporego postępu w obszarze militarnych technologii. Również ziemski ruch oporu dołożył wszelkich starań, żeby dorównać kroku siłom okupacyjnym.