Agresywne V8 właśnie odchodzą w zapomnienie. Teraz liczy się tylko prąd
Klasyki amerykańskiej motoryzacji i ikoniczne, jeśli chodzi o dźwięk silnika - Dodge Charger i Challenger w przyszłości będą wyłącznie elektryczne. Koniec tzw. muscle-carów jest nieunikniony.
Dodge zrezygnuje z silników V8 w nowych Chargerach i Challengerach
Amerykańskie muscle-cary z potężnymi silnikami V8 HEMI ze stajni Dodge cieszą się olbrzymią popularnością na całym świecie. Trudno się temu dziwić, bo owe motory poza rewelacyjnymi osiągami, mogą pochwalić się przede wszystkim charakterystycznym dźwiękiem, który dla fanów motoryzacji jest istną muzyką.
Są obrzydliwie głośne, spalają przeogromne ilości paliwa i wywołują dreszcze wśród fanów motoryzacji. Silniki V8 HEMI wkrótce jednak odejdą w zapomnienie, a w ich miejsce pojawią się… elektryki. W imię ekologii.
Przyszłość jednak będzie wyglądać zupełnie inaczej. Dodge zapowiedział właśnie, że kolejne generacje modelu Charger i Challenger będą napędzane silnikami elektrycznymi. W ciągu ostatnich kilku miesięcy branża motoryzacyjna donosiła, jakoby elektryfikacja klasycznych muscle-carów była tylko plotką, jednak teraz producent oficjalnie potwierdził plany przejścia na „ekologiczne napędy”.
Elektryczny Dodge może zostać wkrótce zaprezentowany
Pierwsze zapowiedzi elektrycznego Dodge’a pochodzą z 2021 roku. Wówczas producent zdradził, że intensywnie pracuje nad muslce-carem napędzanym wyłącznie prądem.
Jak Dodge poradził sobie z elektryfikacją dowiemy się najprawdopodobniej w ciągu nadchodzących tygodni - bo to właśnie w tym czasie ma pojawić się pierwszy koncept nowego modelu. Do sprzedaży ma natomiast wejść już w 2024 roku, jednak nie musimy się obawiać, że wówczas zakończy się era V8 HEMI. Na pełną elektryfikację portfolio zaczekamy z pewnością kilka lat dłużej.
Jak myślicie, świat motoryzacji bez najbardziej ikonicznych samochodów będzie atrakcyjniejszy czy wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach.
Źródło: Dodge
Komentarze
28Przyszłość to samochody wodorowe jak Hyundai NEXO
a tak na serio, to wszyscy prą w te elektryki, pomimo że infrastruktura eneregetyczna nie wyrabia, pomimo że niszczy się ludzi, którzy chcą fotowoltaniką produkować prąd do sieci. jedynie słyszę puste jęczenie władz, że fotowoltanika to tylko kiedy świeci słońce. a gdzie magazyny energii? a gdzie elektrownie wyrównawczo pompowe? albo nawet dźwigowe? za to PGE może sobie postawić ogromną foto farmę na preferencyjnych zasadach, bo jest "eko".
i jeszcze jedno. w warunkach polskich pchanie się w wiatr jest bezcelowe. to może być co najwyżej jakieś uzupełnienie produkcji energii, i tyle, nic więcej. dana kwota zainwestowana w wiatrak, daje 1/4 produkcji prądu, w porównaniu do panela foto.
szkoda tylko że nadal nie są rozpowszechnione tzw. 'rdzewiejące' akumulatory. tak, są one dużo większe od litowych. tak, mają znacznie większy prąd upływu. jednak są w stanie wyrównać dobowe zapotrzebowanie na prąd, w takim trybie pracy jest do wystarczające rozwiązanie, w dodatku tanie.
A w Stanach, w których energetyka jest zacofana zaczynając od samego systemu energetycznego kończąc na elektrowniach(20% energii to jądrowa, mimo że operują technologią, to wydobyli i przerobili większość uranu taniego do wydobycia na bomby, stąd też tyle u nich "odpadów jądrowych" o których lubią tak opowiadać, jakie to strasznie niebezpieczne, bo lepiej handlować nie swoją ropą niż przerzucić się na tego typu technologie dla nich), elektryki wiele nie zmienią. Bo by elektryk miał sens, musi jeździć na czystej energii. Swoją drogą te odpady radioaktywne z ameryki są faktycznie niebezpieczne, bo kij wie, czego oni tam naprodukowali w ramach testów broni jądrowej. Ale niewiele ma to wspólnego z ilością i niebezpieczeństwem płynącym z odpadów z elektrowni.
Wystarczy poczekac.