Wyludniony świat, w którym maszyny i przyroda zawładnęły pozostałościami po słynnych niegdyś miastach. Wśród ruin zapomnianych już cywilizacji ostatni ludzie, których jedynym celem jest walka o przetrwanie.
PEGI Ograniczenia wiekowe Data premiery: 8 października 2010 | |
Wymagania sprzętowe: • Xbox 360 / Playstation 3 | |
Enslaved i Pigsy Perfect 10 - idealna propozycja na długie zimowe wieczory | |
Wyludniony świat, w którym maszyny i przyroda zawładnęły pozostałościami po słynnych niegdyś miastach. Wśród ruin zapomnianych już cywilizacji ostatni ludzie, których jedynym celem jest walka o przetrwanie. Taką niezwykłą wizję przyszłości przedstawili nam twórcy jednego z pierwszych hitów na Playstation 3 w swojej najnowszej produkcji. Enslaved: Oddyssey to the West poraża sugestywnością wykreowanego świata, intryguje doskonale nakreślonymi bohaterami i zaskakuje, choć nie zawsze pozytywnie mechaniką rozgrywki. Wszystko razem sprawia, że choć nie jest pierwszoligowy tytuł z pewnością wart jest bliższego zainteresowania. Szczególnie w obliczu długich, mroźnych wieczorów, rychłej obniżki ceny gry i niedawno wydanego znakomitego dodatku DLC. | |
Na co liczyliśmy: | |
intrygującą fabułę • świetnie nakreślone postacie • dynamiczną i zróżnicowaną rozgrywkę • znakomitą oprawę audiowizualną | |
Czego się obawialiśmy: | |
uproszczeń • powielenia pomysłów z Prince of Persia (2008) • niewykorzystanego potencjału postapokaliptycznego świata • nierównego poziomu rozgrywki | |
Pierwsze oceny z sieci: | |
"Enslaved: Odyssey to the West ma swoje wady, które trudno przeoczyć. Jednak żadna z nich nie jest w stanie zepsuć jednego z najlepszych doświadczeń, jakie można przeżyć na konsolach, od bardzo, bardzo dawna. Trwającą od 8 do 10 godzin przygodę można się wczuć jak w prawdziwą podróż, która pociąga, ekscytuje i zapada w pamięć. Za każdym zaś razem, gdy gra zaczyna balansować na granicy frustracji gracza niezwykle szybko jest ona w stanie zrekompensować nam wszystko dzięki wyjątkowym scenom eksploracji świata czy zachwycającym widokom. Ninja Theory umiejętnie połączyło ciekawą narracje ze sprawiającym frajdę systemem walki i światem, który nigdy nie przestaje zapierać tchu w piersi, dając nam wspaniałą produkcję." „Enslaved to jedna z najbardziej zniewalających gier, w które dane mi było zagrać w tym roku. Podejrzewam, że jeszcze wiele lat będę ją czule wspominał. Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć, że o ile mogę sobie wyobrazić powrót do gry za rok lub dwa o tyle na pewno nie zmuszę się do jej ponownego przechodzenia w najbliższej przyszłości. Kiedy już widziałeś finał Enslaved i napisy końcowe to tak naprawdę nie ma zbyt wielu powodów by ponownie usiąść do gry. No chyba że tylko po to aby zdobyć wszystkie trofea.(…) Na szczęście ocena Enslaved plasuje się pomiędzy dobrą a doskonałą i dlatego właśnie mogę z czystym sumieniem polecić ją każdemu kto lubi w pojedynkę przeżywać mistrzowsko opowiadane przygody.” „Brzydkie tekstury są aż nazbyt częste (…) framerate w niektórych miejscach skacze jak zacięta płyta, a kontrola podczas walki jest utrudniona poprzez brak reakcji postaci. Jakby tego było mało kolejne problemy powoduje praca kamery, która wielokrotnie zajmuje taką pozycje, że nie tylko tracimy co lepsze fragmenty dynamicznych walk, ale również niektóre sceny przerywnikowe liczone na silniku gry. Przy tak skonstruowanej rozgrywce, która zamiast cieszyć nasz rozprasza jedynym magnesem ciągnącym nas do Enslaved jest opowiadana w niej historia. Fabuła utrzymana w klimatach science fiction dostarcza w kulminacyjnych momentach świetnych zwrotów akcji, ale ostatecznie jest jedynie tłem dla miernej rozgrywki trwającej 8 do 9 godzin.” |
Podróż na Zachód
Enslaved rozpoczyna się niepozornie. Oto na futurystycznym statku niewolników dochodzi do awarii, na skutek której zaczyna on rozpadać się w powietrzu. Katastrofa jest już właściwie przesądzona. W tym właśnie momencie poznajemy dwójkę naszych bohaterów – osiłka o imieniu Monkey i kruchą, choć bardzo zaradną - Trip. To ona odpowiedzialna jest za rozgrywający się na statku dramat. I choć początkowo nic na to nie wskazuje los złączy tę dwójkę bardziej niż mogłoby się wydawać.
Po ucieczce ze statku i awaryjnym lądowaniu w ruinach Nowego Jorku jedynym pragnieniem Trip jest powrót do rodzinnej wioski. Droga jednak daleka, a ona nie ma szans na samotne pokonanie piętrzących się w czasie podróży niebezpieczeństw. Zmusza więc do pomocy Monkey, któremu wykorzystując sytuacje, zakłada opaskę niewolnika. Od tej chwili jego życie zależy od życia Trip, bo jeśli ona zginie opaska umieszczona na czole zakończy boleśnie i jego żywot.
Sama rozgrywka choć niczym nowym nie zaskakuje, zrealizowana została w sposób niemalże perfekcyjny. Twórcy umiejętnie wykorzystali tu znane i sprawdzone już rozwiązania rodem z takich hitów jak choćby Uncharted, ICO czy Prince of Persia (2008). Mamy tu więc sporo biegania, wspinania się, skakania po platformach, skradania się, a także walki z różnego rodzaju maszynami. Jak przystało na przygodową grę akcji nie mogło tu również zabraknąć również zagadek logicznych. Nie porażają one może stopniem skomplikowania, ale są miłą odskocznią dla beznamiętnego pokonywania kolejnych części zrujnowanego miasta.
Podstawą rozgrywki jest jednak współpraca Trip i Monkey. Bo choć prowadzony przez nas osiłek doskonale sprawdza się we wszystkich siłowych wyzwaniach czasami sytuacja na ekranie wymaga bardziej przemyślanego podejścia. W tych momentach przydaje się właśnie sterowana (przez konsole) Trip, która może służć nam jako pomoc czy to odciągając od nas uwagę przeciwnika tworząc hologramowy wabik czy udoskonalając nasze umiejętności.
Rozgrywka jest wyjątkowo przyjemna, a dzięki uproszczeniom sterowania stosunkowo prosta. Niestety po pewnym czasie w grę wkrada się monotonia. Powtarzający się przeciwnicy, mała różnorodność ruchów naszego bohatera, zamknięte plansze, z których trzeba po prostu znaleźć wyjście, problemy techniczne z wolno doczytującymi się teksturami czy blokującą się kamerą – to wszystko powoduje, że frajda z pokonywania kolejnych wyzwań powoli gdzieś ucieka.
O dziwo jednak cały czas coś trzyma nas przy telewizorze. Być może to niebanalna fabuła, niesamowity klimat i rewelacyjnie nakreśleni bohaterowie z targającymi nimi emocjami. Twórcy gry zdecydowali się przenieść na ekran całe sekwencje ruchów, gestów, a nawet mimikę twarzy przy pomocy sesji motion capture, dzięki czemu całość nabiera niezwykłej naturalności. Wielkie brawa należą się też dla Andy Serkisa, niezapomnianego Golluma, który w Enslaved wcielił się w rolę Monkey.
Dwa w jednym
Jednak nie tylko dla samej fabuły warto zagrać w Enslaved: Oddyssey to the West. Dodatkowym atutem tej produkcji jest wydany kilkanaście dni temu płatny dodatek zatytułowany Pigsy Perfect 10. Jego bohaterem jest rubaszny grubasek Pigsy, którego poznaliśmy podczas naszej przygody z Trip i Monkey. Wówczas był on jedynie drugoplanową postacią. Teraz stał się głównym bohaterem.
Jego pojawienie się wprowadziło do zabawy nieco świeżości dzięki lekko odmienionemu stylowi rozgrywki. Pigsy może polegać jedynie na sobie, swojej snajperce i wyciągarce z hakiem. Dzięki nim może szybko przemieszczać się z platformy na platformę i eliminować cele z daleka. Tym samym więcej tu akcji polegających na cichym przekradaniu się w kierunku dogodnej pozycji do oddania strzału czy wykorzystaniu różnego rodzaju gadżetów lub bomb. Oczywiście nadal olbrzymie wrażenie robią niesamowicie zaprojektowane, wyjątkowo klimatyczne lokacje. Zresztą co tu dużo pisać – sami zobaczcie.
Pigsy Perfect 10 wprowadza do Enslaved technologię TriOviz pozwalającą na uruchomienie gry w trybie 3D nawet na telewizorach nie posiadających tej funkcji. Niestety w takim przypadku musimy dokupić specjalne okulary TriOviz Inficolor 3D, które w naszym kraju są jak na razie niedostępne.
Enslaved: Oddyssey to the West to produkcja, która przeszła niemal bez echa. Wielka szkoda, bo to naprawdę dobry tytuł. Owszem ma kilka wad, ale nie są one na tyle istotne aby odmawiać sobie przyjemności spędzenia z nią kilku wypełnionych akcją godzin. Świetny klimat, intrygująca fabuła i absolutnie wyjątkowa kreacja bohaterów ukazująca rządzące nimi emocje sprawiają, że trudno przejść obojętnie koło tej produkcji. Warto się nią zainteresować.
Okiem red. nacza
Enslaved: Oddyssey to the West doskonale wpasowała się moje gusta. Świetna fabuła osadzona w nie tak odległej przyszłości urzekła mnie nieprzeciętnym klimatem i rewelacyjną kreacją głównych bohaterów. Dzięki sesjom motion capture i zatrudnieniu prawdziwych aktorów twórcom gry udało się nie tylko tchnąć życie w postacie Tripa i Monkey, ale również oddać kształtujące się pomiędzy nimi relacje.
Takie szczegóły jak mimika twarzy w połączeniu ze zmianami natężenia głosu, które możemy zobaczyć w przerywnikach filmowych zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Niezwykłe, aktorskie, naturalne – w taki sposób mogę zobrazować ich kunszt wykonania. Zresztą i pozostałe elementy gry zostały przygotowane z wyjątkową starannością. Świetna, przesączona klimatem grafika, ciekawi acz niezbyt inteligentni przeciwnicy (to jednak roboty więc trudno je posądzać o umysł Einsteina) i powalająca muzyka. Czego chcieć więcej?
Owszem, gra jest do bólu liniowa i aż nazbyt prosta, ale trudno mi to uznać za wady. Nie chcę się męczyć przy grze, a odpocząć i zrelaksować po dniu pracy. I tu właśnie Enslaved sprawdza się doskonale. Na tyle dobrze, że gdy tylko pojawi się Enslaved 2, kupię go bez chwili zastanowienia :)
Polecamy artykuły: | Strefa GIER benchmark.pl | |
Gran Turismo 5 - droga do perfekcji | TOP10 - Najlepiej sprzedające się gry w Polsce - listopad 2010 | Assassin's Creed: Brotherhood - murowany kandydat do gry roku |
Komentarze
4Ciekiawie zapowiada się też rok 2011, warto pooglądać, o nie których nawet nie wiedziałem:
http://adrianwerner.wordpress.com/games-of-2010/