Kolejny pożar elektryka. Ford Mustang Mach-E obalił pewien mit
Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku poinformowała o pożarze elektrycznego Forda Mustanga Mach-E na stacji paliw w Trójmieście. Ten incydent pokazał, że gaszenie auta na prąd wcale nie musi trwać wiele godzin.
Statystyki mówią, że to samochody spalinowe palą się częściej niż elektryki. W przypadku pożarów tych drugich, często mówi się jednak o tym, że proces gaszenia zajmuje wiele godzin. Sytuacja z Gdańska, która miała miejsce 28 maja pokazuje jednak, że pożar samochodu elektrycznego można opanować w krótkim czasie, a przy tym auto nie nadaje się do “kasacji”.
Pożar elektrycznego Mustanga w Gdańsku
Jak informuje KM PSP w Gdańsku na Twitterze, strażacy otrzymali zgłoszenie o pożarze Mustanga Mach-E zaparkowanego na stacji paliw po godzinie 16. Na miejsce zadysponowano łącznie 5 jednostek, którym ugaszenie pożaru zajęło… 2 godziny.
Czas wygaszania pojazdu jest szokujący szczególnie w kontekście marcowego pożaru Mercedesa EQA na Kaszubach, którego opanowanie trwało 21 godzin, a strażacy uznali to za “nowy rekord Polski”.
Jak pokazuje jednak pożar Forda w Gdańsku, niebezpieczne wydarzenie może być zneutralizowane w o wiele krótszym czasie. W rzeczonym Mustangu Mach-E doszło do pożaru baterii, a auto nie było podłączone do ładowania. Powody pojawienia się ognia nie są znane – niemniej, ta sytuacja zdaniem komentujących sprawę w mediach społecznościowych udowadnia, że w istocie auta na prąd nie są tak niebezpieczne, jak je piszą.
Gaszenie płonącego Mustanga Mach-E zajęło 2 godziny i pochłonęło kilka metrów sześciennych wody. Pierwszą godzinę jednostki ratunkowe polewały auto wodą, kolejną natomiast monitorowały, czy temperatura baterii nie wzrasta. W tej sytuacji nie użyto specjalnego kontenera, w którym zatapia się płonące samochody, bo nie było ku temu powodów.
Kiedy temperatura akumulatora spadła poniżej 30 st. C, strażacy pozostali na miejscu do godziny 21:30, aby obserwować, czy bateria nie zapali się ponownie. Cały proces trwał kilka godzin, jednak ten najbardziej kluczowy etap, a więc polegający na pozbyciu się ognia wymagał właściwie kilkudziesięciu minut.
Rzecznik PSP w Gdańsku stwierdził, że “wnętrze auta było nietknięte, pod maską trochę stopionych plastików”. Stoi to w opozycji z często powielanym zdaniem, jakoby pożar elektryka był nieodwracalny i wiązał się z całkowitym zniszczeniem pojazdu.
Komentarze
23Nie uważam, że samochody elektryczne są złe, ale cieszenie się z faktu, że pożar trwał tylko 2h jakoś nie napawa optymizmem.
Pacjent stabilny. Nie żyje...
I ciekawe czy faktycznie auto nie będzie zezłomowane po godzinie polewania wodą. Bo jak do wymiany jest teraz cała bateria + "kilka stopionych plastików" + całe przemoczone wnętrze to coś czuje że ubezpieczyciel wlepi "całkę" i Mustang ląduje na śmietniku.
W piątek 19.05 br. kolega wziął na warsztat spalone audi a7, tzn. coś się zjarało pod maską. Gaszenie przy użyciu gaśnicy z samochodu + jakiś samarytanin, który poratować próbował swoją butlą ale mało skutecznie. Niemniej auto ugaszone. Dzisiaj tj. 29.05 czyli 10 dni po incydencie - auto wyjechało z warsztatu. Koszt naprawy z AC 23k. Podejrzewam, że gdyby nie poszło z AC, to magicy naprawiliby go za 16k i może jeździć. Natomiast, kiedy brat zaliczył niewielkie wgniecenie podłogi w Jaguarze e-Pace, to serwis zaproponował wymianę baterii za 130k. Wymiana podłogi (części + robota), polski mechanik w GB = 4k funtów. To jest świetlana przyszłość motoryzacji.
Tęsknię za japońskimi i niemieckimi cudami, które można było naprawiać. Dziś zamiast do mechanika to jedziesz do programisty w pierwszej kolejności....
Samo to że się cieszą że gasi się go 2 godziny nie napawa optymizmem, gdzie w spalinowych wystarczy 5l wody i gaśnica lub dwie(ewentualnie 10 minut akcji gaśniczej dla większego płomienia).