Poradnik wykorzystuje łatwo przyswajalną formułę komiksu
Fotografia w ostatniej dekadzie stała się zjawiskiem powszechnym, a wręcz nierozłącznym elementem naszego codziennego życia. Jednak niezależnie od tego jakim sprzętem fotografujemy, czy jest to profesjonalna lustrzanka, czy smartfon, w momencie powstawania fotografii lub w chwili gdy zdecydujemy się ją wykorzystać w jakikolwiek sposób, dają o sobie znać prawa autorskie. Błędnie rozumiane, często krytykowane, ale niestety, a raczej na szczęście, wymagające respektowania. By lepiej wyjaśnić zagadnienia fotografii i praw z nią się wiążących, Nikon Polska przygotował publikację w postaci komiksu Prawo i Sztuka.
12 sugestywnych rysunkowych historyjek wraz z opisem przedstawia sytuacje, z którymi możemy zetknąć się w życiu codziennym, a stawienie którym czoła wymaga rozumienia przepisów prawa autorskiego. Dlaczego komiks? Tak to tłumaczy Wiktor Sobolewski, pomysłodawca i kierownik projektu "Twoje zdjęcie, twoje prawo".
Język prawniczy jest hermetycznym slangiem, który rozumieją na ogół tylko prawnicy, a samo prawo w Polsce jest postrzegane jako „nudne, trudne i mało lubiane”. Nikon Polska ze względu na współpracę z fotografami, agencjami i wydawnictwami zajmuje miejsce między obowiązującym prawem, a właśnie tą sferą praktycznego wykorzystania utworów. Stąd zrodziła się inicjatywa stworzenia prostego narzędzia, które zilustruje ten zawiły język prawniczy.
Historie namalowane przez studentów ASP, którzy puścili wodze swojej fantazji definiują i wyjaśniają elementarne pojęcia utworów fotograficznych i poruszają m.in. problematykę praw majątkowych i osobistych, licencji w Internecie, czy prawa do wykorzystania wizerunku.
Komiks dostępny jest na platformie Google Play, iTunes oraz ISSUU. Więcej informacji, w już bardziej tekstowej formie, znajdziecie na stronie www.fotoprawo.pl.
Źródło: Nikon Polska
Komentarze
3druga sprawa. autor np. utworu audio do którego ma pełne prawa (ponoć autorskie) najpierw musi zapłacić podatek od złodziejstwa u jakichś "ochroniarzy", i dopiero potem ma prawo do odtworzenia utworu. po prostu chore to jest. efekt jest taki że najwięcej na sprawie zyskują wielkie koncerny filmowo muzyczne, a prawdziwym twórcom czy odtwórcom dostają się marne ochłapy. Przy tym wszystkim bardzo mnie dziwi zażarta obrona istniejącego stanu właśnie przez twórców że są tak okradani. to prawda, w moim odczuciu mają rację, niech się jednak dobrze zastanowią przez kogo, i dlaczego prawo na to pozwala, jednocześnie w praktyce tępiąc tego który za wszystko płaci, czyli końcowego odbiorcę - konsumenta.
W sumie powyższe nadawałoby się jako szablon do artykułu na temat współczesnego prawa autorskiego, i szczególnie restrykcyjnego podejścia do programów komputerowych w tym zakresie.