Umieszczając zdjęcia na serwisach foto-hostingowych lub biorąc udział w konkursach możemy nie tylko zezwolić na ich komercyjne wykorzystanie, ale nawet utracić prawa do naszych fotografii. Tak stanowił do niedawna regulamin Twitpic.
Zdjęcia są jednym z popularniejszych mediów wykorzystywanych w sieci. Umieszczamy je wszędzie - na serwisach społecznościowych, w galeriach foto, na forach dyskusyjnych, nie wspominając już o własnych stronach.
Publikując te materiały musimy liczyć się z tym, że będą one prawdopodobnie wykorzystane przez pozostałych internautów. Często kompletnie się tym nie przejmujemy, zakładając, że nasze fotki nie mają żadnej wartości komercyjnej. Co jednak, gdy uwieczniliśmy na nich publiczne wydarzenia, a jakiś wydawca zechce zilustrować swoją publikację właśnie naszymi fotografiami?
Taka instytucja może po prostu naruszyć nasze prawa autorskie i wykorzystać wprost zdjęcia. Jest jednak metoda łatwiejsza i nie narażająca na komplikacje prawne. Wykorzystuje ona fakt, iż sami bardzo często zapominamy by zadbać o przysługujące nam prawa i beztrosko pozwalamy innym czerpać zysk z naszej twórczości.
Serwisy, na które przesyłamy nasze fotografie, w trakcie rejestracji podsuwają nam licencję użytkownika. W niektórych przypadkach bardzo rozbudowana treść zawiera zapis, który w skrócie można określić jako „zgoda na wykorzystanie naszych zdjęć”. Czasem jest to zrozumiałe, gdyż działanie witryny może wiązać się z wyświetlaniem zdjęć na przykład na głównej stronie.
Ale w treści niektórych licencji znajdziemy bardziej szkodliwe zapisy. Dotyczą one między innymi przekazania właścicielowi serwisu praw do wykorzystywania zdjęć w celach komercyjnych i handlowania wgranymi fotografiami. Co więcej, z bardzo ogólnikowo sformułowanej treści można wywnioskować nawet, że autor zdjęcia zbywa wszelkie prawa do wykorzystania wgranego zdjęcia. Mówiąc inaczej, umieszczone na danym serwisie zdjęcia w pewnym sensie nie są już nasze.
Sprawa takich zapisów stała się głośna na Twittersferze, gdy popularny serwis Twitpic - korzystając z podobnych zapisów w swojej licencji - podpisał umowę z agencją WENN na wykorzystanie zdjęć użytkowników, na których znajdują się celebryci. Ostatecznie Twitpic, w reakcji na oburzenie internautów, usunął zapis uniemożliwiający właścicielom dowolne dysponowanie ich zdjęciami, a założyciel serwisu, Noah Everett przeprosił użytkowników za niejasne sformułowanie treści licencji.
Czy problem można uznać za rozwiązany? Z pewnością nie. Szkodliwe dla nas zapisy w regulaminach wielu witryn nadal są obecne. Znajdziemy je też w regulaminach konkursów fotograficznych. Nie umieszcza się ich bez powodu, a zdjęcia wcale nie muszą być wykorzystane teraz. W ten sposób firmy budują sobie za darmo bazę zdjęć, za które w normalnej sytuacji trzeba słono zapłacić. Dlatego czytajmy uważnie licencje, gdyż wyobraźnia opracowujących je osób często nie ma granic.
Niektórzy zastrzegają sobie prawo do takiego jak wyżej wykorzystania przesłanych przez nas wizerunków.
Mimo wszystko nie powinniśmy popadać w paranoję i masowo rezygnować z publikowania zdjęć w internecie. W końcu serwisy takie jak Twitter i związany z nim Twitpic są niejednokrotnie pierwszym źródłem informacji o ważnych wydarzeniach na świecie.
Więcej o prawach autorskich i cyfrowych treściach:
- YouTube poucza osoby łamiące prawa autorskie
- Producenci blokuja odsprzedawanie gier
- Facebook zablokowany e-mailem
Źródło: HuffingtonPost, Inf. własna
Komentarze
11Czas już cos z tym procederem zrobić.