Wiąże się z tym oczywiście wiele plusów, ale czy na pewno jest to dobra droga?
140-znakowy limit jest bez wątpienia najbardziej charakterystycznym elementem Twittera, który wyróżnia go zresztą na tle konkurencji. Bardzo prawdopodobne jest jednak, że już niedługo użytkownicy serwisu będą mogli udostępniać znacznie dłuższe wpisy.
Ograniczenie długości wpisu do 140 znaków ma swój urok – sprawia, że ludzie, zamiast rozpisywać się, przekazują wiadomość w najprostszych słowach, dzięki czemu jesteśmy w stanie pochłonąć więcej informacji w krótszym czasie i od razu poznać sedno sprawy. Niemniej czasem naprawdę jest to za mało – wystarczy przecież dodać jakiś odnośnik i już tracimy od kilku do kilkunastu czy nawet dwudziestu kilku znaków (jeśli nie skorzystamy z narzędzia do skracania linków).
Twitter jest tego świadomy i według anonimowych źródeł serwisu Re/code już od kilku lat zastanawia się nad tym, jak rozwiązać ten problem. Z jednej strony zadowoliłoby to obecnych użytkowników, z drugiej – mogłoby zachęcić nowych do skorzystania z serwisu. Podobno wreszcie zdecydowano się na wprowadzenie zmian. Według wspomnianych źródeł zauważymy je już niedługo.
Niestety wciąż nie wiadomo, na jaką konkretnie metodę zdecydują się właściciele Twittera. Jedno z rozwiązań, które podobno było rozważane, to nieuwzględnianie w „limicie” linków, tagów i powiązań z innymi użytkownikami (@mentions). Inna, bardziej prawdopodobna opcja, polegałaby na wprowadzeniu dodatkowego narzędzia, które pozwalałoby na umieszczanie wpisów o dowolnej liczbie znaków (coś na styl Notatek na Facebooku).
Bądźmy tacy sami – oryginalność jest be!
Jeżeli Twitter zrezygnuje ze swojego limitu 140 znaków na wpis, straci tym samym swoją najbardziej rozpoznawalną cechę. Warto też przy okazji przypomnieć, że w ubiegłym miesiącu pojawiły się doniesienia, jakoby serwis zamierzał zastąpić dodawanie do ulubionych „lubieniem” na styl Facebooka właśnie.
Ogólnie w portalach społecznościowych możemy ostatnio zauważyć spory nacisk na upodabnianie się do siebie. Twitter kopiuje od Facebooka, Facebook od Twittera; YouTube od Twitcha, Twitch od YouTube’a itd., a interfejsy coraz bardziej przypominają się nawzajem. Serwisy przykrywają swoje najbardziej charakterystyczne cechy albo wręcz z nich rezygnują – tak, jak Instagram niedawno zniósł ograniczenie polegające na możliwości publikowania wyłącznie kwadratowych zdjęć.
Podoba wam się taka polityka, bo zwiększa dowolność przy wyrażaniu siebie? Czy może uważacie, że przez takie zabiegi serwisy te tracą swój urok, co zmniejsza ich atrakcyjność?
Źródło: SlashGear, Re/code, inf. własna
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!