Pomysły Microsoftu na karierę przeglądarki Edge w Windows 11 doczekały się oskarżeń o monopol
Unikalne wsparcie, jakie Microsoft oferuje swojej przeglądarce internetowej, irytuje coraz bardziej. Tym razem ze zwyczajami systemu Windows 11 zamierza walczyć twórca przeglądarki Vivaldi. W jaki sposób i dlaczego w Redmond monopol to tylko gra planszowa?
Przeglądarka Microsoft Edge jest nieocenionym narzędziem dla każdego właściciela komputera osobistego z systemem Windows. Doskonale nadaje się do poszukiwań plików instalacyjnych jakieś porządnej przeglądarki. Niestety, to zastosowanie nie jest oczekiwanym przez Microsoft. Ostatecznie nie po to daje się ludziom przeglądarkę, żeby służyła do podobnych celów.
Zrozumiałym jest także, że Microsoft może podpowiadać użytkownikom systemu Windows przeglądarkę Edge jako istniejące rozwiązanie, którego nie warto zmieniać. W Windows 11 te uprzejme podpowiedzi doprowadzono jednak do granic manipulacji wyborami użytkownika. Według konkurencji jest to działanie monopolisty, a nie uczciwego dostawcy dobrej jakości oprogramowania. Dlaczego i gdzie tak naprawdę są granice Microsoftu?
Jak Microsoft usuwa konkurencję przeglądarce Edge?
Na blogu przeglądarki Vivaldi jej twórca, Jon von Tetzchner, podzielił się swoimi spostrzeżeniami dostawcy alternatywnego oprogramowania. Jego zdaniem użytkownik systemu Windows 11 musi być tak zdeterminowany do korzystania z innej przeglądarki, niż Edge, że konkurencja nie ma szans.
Promocja przeglądarki Edge w wyszukiwarce Bing
Już na etapie wyszukiwania innej przeglądarki Bing Microsoftu odradza użytkownikowi poszukiwania:
Trudno się nie zgodzić, że dla przeglądarki Vivaldi jest to wytrącenie broni z ręki. Oferta Microsoft Edge utrudnia jej dotarcie do użytkowników, którzy po prostu szukają przeglądarki i jeszcze nie wiedzą na co mogą się zdecydować. Podobna reklama nie sprzyja też większym graczom, ale Chrome lub Firefox są tak rozpoznawalne, że nie ma to znaczenia. W porównaniu z nimi Microsoft Edge nie jest synonimem przeglądarki internetowej, a to załatwia sprawę.
Gratyfikacje finansowe za używanie przeglądarki Microsoft Edge
Objaw ewidentnego monopolu pojawia się dopiero, jeśli przyjrzymy się szczegółom reklamy. Microsoft nie kłamie, ani nie gra niedopowiedzeniem. Na korzystaniu z Microsoft Edge można zarobić. Istnieje program Microsoft Rewards, którego uczestnicy zbierają punkty przekładające się na gratyfikację finansową. Jednym ze sposobów ich zbierania jest korzystanie z wyszukiwarki Bing.
Poszczególne działania Microsoftu nie są niczym nagannym. Reklamę może umieścić każdy, kogo stać. Program lojalnościowy to także nic złego. Wydaje się więc, że Microsoft jest tylko kapitanem oczywistym, kiedy wymaga od uczestników programu korzystania z Bing przy użyciu przeglądarki Edge i żadnej innej.
Nie jest jednak w porządku, jeśli reklama o wskazanej treści pojawia się użytkownikowi, który wpisał hasło „Vivaldi”. Google też potrafi w podobny sposób wykorzystywać przeglądarkę Chrome i swoją wyszukiwarkę, ale nie oferuje korzyści finansowych w zamian za wybranie własnych produktów.
Utrudnianie korzystania z innej przeglądarki, niż Microsoft Edge
Wśród problemów, które w Windows 11 wskazuje twórca przeglądarki Vivaldi, nie mogło zabraknąć też sposobów, w jaki Microsoft gwarantuje przeglądarce Edge status domyślnej. Po zainstalowaniu Chrome, Firefox, Opery, Brave czy Vivaldi nie wystarczy wybrać jej jako obowiązującej zawsze i wszędzie. Przez poszczególne typy połączeń URI użytkownik Windows 11 musi się przeklikać.
Jest to na tyle niewygodne, że część przeglądarek w plikach instalacyjnych ma uwzględnione dodatkowe rozwiązanie, które omija linkowanie wymuszane przez system operacyjny. O szczegółach jego działania pisaliśmy przy okazji problemów z aktualizacją Windows 11, dzięki której Microsoft próbował całkowicie odciąć użytkowników od możliwości omijania priorytetyzacji przeglądarki Edge.
Trudno się jednak nie zgodzić, że mechanizmy stosowane przez dostawcę Windows nie są uczciwe i powodują wykluczenie z rynku przeglądarek internetowych niewielkich graczy. Firefox i Google stać na wprowadzanie dodatkowych rozwiązań w swoich produktach. Stosowanie ich jest jednak kosztowne i potrzebne tylko ze względu na własne potrzeby Microsoftu.
Jak zareagował Microsoft na oskarżenia o monopol?
Stanowisko Microsoftu jest oparte na niedostrzeganiu problemu. Wyjaśnienie powyższych oskarżeń, jakie uzyskał w Redmond Forbes, jest jak zwykle godne kapitana oczywistego:
W systemie Windows 11 wdrażamy opinie klientów, aby dostosowywać i kontrolować ustawienia domyślne na bardziej szczegółowym poziomie, eliminując kategorie aplikacji i wynosząc wszystkie aplikacje na pierwszy plan w zakresie ustawień domyślnych. Jak dowodzi ta zmiana, nieustannie słuchamy i uczymy się oraz przyjmujemy opinie klientów, które pomagają kształtować system Windows.
Pchanie przeglądarki Microsoft Edge wszędzie, gdzie jej nie proszą nie jest monopolem, tylko spełnianiem oczekiwań użytkowników systemu Windows. Wszyscy tak kochają Microsoft, ze tylko przez przypadek to Chrome ma największy udział w rynku przeglądarek internetowych.
Po co Microsoftowi popularność przeglądarki Edge?
Microsoftu robi wszystko, żeby zamaskować swoją desperację. A jest zdesperowany i za jego autorytarną bezczelnością kryje się nie pełen spokój, a istny pożar. To on powoduje, że w Redmond zapędzają się w monopol. Nie chodzi jednak o zdominowanie rynku przeglądarek internetowych, a przetrwanie na zupełnie innej wojnie. Na celowniku Microsoftu jest prawdopodobnie wujek Google, czyli wyszukiwarka, a nie przeglądarka i to konkretna.
Przeglądarka Edge nie jest szczególnie popularna, między innymi dlatego, że jest wspierana przez wyszukiwarkę Bing. Jej algorytmy są niezłe, ale nie tak trafne jak Google. Microsoft może je udoskonalać, ale ogromnym problemem są dane, które ma do dyspozycji. Ich ilość decyduje o tym, że to Google uczy się szybciej, a z punktu widzenia użytkownika wie o świecie więcej. Dla Microsoft to sytuacja bez wyjścia. Bez ogromnej ilości danych nie jest w stanie w odpowiednim tempie opracowywać dla Bing coraz lepszego algorytmu. Dlatego Edge ma mu załatwić użytkowników. Musi być więc gwiazdą, a Windows podpowiadać ją jako oczywistość.
Czy z tej perspektywy działania Microsoftu są monopolem? Nie, ponieważ walczy z Google, które też święte nie jest. Czy wybrał się na wojnę drogą patologii technologicznej? Tak. Czy będą ofiary? Oczywiście, ale chodzi o to, żeby Redmond nie spłonęło. Gdzie w tym wszystkim użytkownik? To wszystko dzieje się tylko dla jego dobra. Czy ktoś się gdzieś nie zapędził?
Źródła: Vivaldi Blog, Forbes
Komentarze
13A co do nachalnego namawiania Microsoftu - odkąd przeszedłem na Edge to za każdym jednym razem gdy włączam jakąś stronę z usług Google (czy to gmail, google maps, czy wyszukiwarka) to wywala mi pop-upa zachęcającego do przejścia i ponownej zmiany na "szybką, bezpieczną przeglądarkę Chrome!". To nie jest nachalne?
"Podobna reklama nie sprzyja też większym graczom, ale Chrome lub Firefox są tak rozpoznawalne, że nie ma to znaczenia. W porównaniu z nimi Microsoft Edge nie jest synonimem przeglądarki internetowej, a to załatwia sprawę."
Wyjątkowo cuchnący troll, mający tyle wspólnego z rzetelnym artykułem, co TVP Info z rzetelną informacją.
Ładny eufenizm