Aktualizacja Creators Update została już zainstalowana na ponad połowie komputerów z systemem Windows 10. To równocześnie dobry i zły wynik.
Microsoft kładzie ogromny nacisk na to, by użytkownicy Windows 10 aktualizowali system operacyjny na swoich komputerach. Wygląda na to, że są tego efekty.
Polityka promowania aktualizacji „Dziesiątki” zawiera kilka elementów. Przede wszystkim Microsoft ostrzega, że nieaktualny system to niewspierany system. Po drugie, informuje o możliwości dokonania aktualizacji lub też wyświetla komunikat z informacją, co należy zrobić, by móc ją zainstalować. Wreszcie, przygotowuje paczki, w których użytkownicy zawsze coś ciekawego mogą dla siebie znaleźć.
Takie podejście do tematu przynosi rezultaty. Może i instalowanie aktualizacji Creators Update przez użytkowników nie jest tak szybkie, jak życzyłby sobie tego producent, ale też statystyka pokazująca, że już ponad połowa komputerów z Windows 10 ma tę najnowszą wersję, może napawać Microsoft optymizmem. Innymi słowy, jest to bowiem obecnie najpopularniejsza edycja systemu.
Z danych opublikowanych przez AdDuplex wynika, że 3 miesiące po wydaniu Creators Update, zainstalowano ją na 50,1 proc. komputerów. Większość pozostałych urządzeń (46 proc.) ma poprzednią wersją, czyli Anniversary Update, reszta zaś to posiadacze jednej z pierwszych kompilacji lub ewentualnie „Insiderzy” (0,4 proc.).
Aktualizacja przebiega sprawnie, choć nie tak sprawnie, jak w przypadku Anniversary Update, kiedy po 3 miesiącach zainstalowano ją na 75 proc. komputerów. Zatem pomimo możliwego optymizmu, Microsoft może też mieć pewne obawy, tym bardziej że zamierza podkręcić tempo i kolejne aktualizacje udostępniać mniej więcej co 6 miesięcy.
Wracając do Creators Update, jest jeszcze jeden ciekawy wykres od AdDuplex. Pokazuje on statystyki aktualizacyjne dotyczące sprzętu konkretnych producentów. Wygląda na to, że najbardziej skłonni do aktualizowania systemu są posiadacze komputerów MSI, Dell i ASUS, najmniej zaś – Toshiba, Sony i Lenovo:
Źródło: Neowin, AdDuplex
Komentarze
12teraz strach instalować poprawkę bo nie wiadomo co zepsuje i czy funkcje, których używasz nadal będą dostępne czy też je usuną lub każą za nie zapłacić dodatkowo...
Chyba jestem już "człowiekiem starej daty"...
Jeszcze jakby to nowe kosztowało grosze. A tak płaci się jak za system kiedyś i nie dość, że masz gorzej, to jeszcze musisz dopłacać za programy będące wcześniej standardem, to jeszcze dochodzą opłaty roczne...
Taki Office. Kiedyś płaciło się 400 zł i miało licencję na wieczność. Teraz co roku płacisz 200 -300 zł. Kicha.
Kupiłbym legalny Office 2013...