Przez blisko dwa tygodnie testowałem SSD SanDiska zainstalowany w swoim laptopie. Po instalacji napędu i przeniesieniu danych faktycznie można odczuć różnicę w szybkości pracy. System ładował się niec
W grudniu zeszłego roku przedstawiłem Wam recenzję jednego z pierwszych napędów SSD dostępnych na runku. Mowa o dysku PQI. Niestety testowany wtedy dysk nie sprawował się najlepiej, a na dodatek był przeraźliwie drogi. Dziś mam dla Was recenzję kolejnego dysku SSD. Tym razem jest to SanDisk o pojemności 32GB. Czy wypadnie lepiej od leciwej już konstrukcji PQI? Przekonajcie się sami.
W swojej poprzedniej recenzji dysku PQI wyjaśniłem co to tak naprawdę jest SSD oraz czego można się po nich spodziewać.
Na początek garść danych technicznych.
Maksymalny pobór mocy przez urządzenie elektroniczne zasilane prądem stałym, można wyliczyć mnożąc wartość napięcia - w tym wypadku 5V - i pobór prądu 0,6A. To daje nam 3W. Czytelnicy którzy znają się na elektronice zapewne już dziwią się, dlaczego specyfikacja SSD sugeruje pobór energii na poziomie 1W.
Prawdę mówiąc mnie to również zastanawia, ale niestety nie mam fizycznych możliwości zmierzenia faktycznego poboru energii. Wypadało by wierzyć producentowi, ale problem polega na tym, że to on sam podaje sprzeczne dane. Całe szczęście, że resztę parametrów mogę zweryfikować.
Pojemność dysku od razu po sformatowaniu
Testowany dziś napęd już na pierwszy rzut oka wyróżnia się jednym pozytywnym parametrem. Ma standardową dla dysków o szerokości 2.5'' wysokość 0.6cm, przez co można go bez problemów zainstalować do większości laptopów zamiast zwykłego dysku twardego. Wcześniej testowany dysk PQI do laptopów po prostu się nie mieścił ze względu na wysokość wynoszącą 1cm.
Po lewej SanDisk SSD, po prawej "zwykły" Seagate