Nowe czołgowe MMO nadciąga wielkimi krokami. Choć gra jest wciąż w wersji beta to już daje więcej funkcjonalności, niż inne, dotychczas wydane produkcje.
- dużo elementów niewidzianych u konkurencji,; - dynamiczne bitwy PvE pozwalające na szybkie zdobywanie punktów,; - rozbudowany schemat rozwoju załogi,; - niezłej jakości oprawa graficzna
Minusy- jak na razie to niewiele więcej, niż bardziej nowoczesny klon World of Tanks,; - naszpikowana błędami polska wersja językowa,; - wyraźnie brakuje graczy chętnych do zabawy czołgami wysokich poziomów
Większości graczy hasło „czołgi” kojarzy się niemal wyłącznie z World of Tanks firmy Wargaming, mimo że od dłuższego czasu „naziemny moduł” dostępny jest też w bardziej symulacyjnym War Thunder. Sytuacja ta może się jednak szybko zmienić, bo oto na horyzoncie coraz wyraźniej rysuje się sylwetka opancerzonego Amored Warfare. Choć jest to gra niemal identyczna z World of Tanks to poza kopiowaniem znanych rozwiązań dodaje ona sporo świeżych rozwiązań. W trwającej obecnie otwartej fazie beta widać, że zarówno podobieństw jak i nowości jest tu całkiem dużo.
Nowa świeżość pola bitwy
Nad Armored Warfare pracuje studio Obsidian Entertainment. To ci sami twórcy, którzy wcześniej zmajstrowali choćby niezłe, choć nienajlepsze Fallout: New Vegas i całkiem udane Pillars of Eternity. I chociaż wspomniane gry RPG różnią się od czołgowych wojen, to dotychczasowe doświadczenie zespołu przełożyło się na garść ciekawych pomysłów, które mają szansę wyróżnić nową produkcję na tle konkurencji.
Choć na pierwszy rzut oka zarówno garaż, jak i bitwa w Armored Warfare wygląda jak dokładna kalka z hitu Wargamingu, szybko zauważamy tu nowe elementy. Przede wszystkim, w Armored Warfare dużo łatwiej można awansować dowódców i załogę. Co więcej, mają oni odrębne drzewko technologiczne, które umożliwia obranie najbardziej optymalnej ścieżki rozwoju.
Warto też wspomnieć o całkiem nowej funkcjonalności – budowaniu bazy. Ten element rodzi skojarzenia z dziesiątkami gier mobilnych, w których raz na parę godzin możemy zebrać surowce, by później stawiać kolejne budynki. Te tworzone są samoczynnie, bez naszego udziału, także gdy nie gramy – w czasie od kilkunastu sekund do długich godzin. Choć to prosta sztuczka zmuszająca nas do tego, żeby jak najczęściej zaglądać na swoje konto, to nie da się ukryć, że spełnia swoją rolę.
Lepsze jest wrogiem dobrego
Choć czołgów, samolotów czy okrętów wojennych – zabaw proponowanych przez Wargaming – można nie lubić, nie sposób powiedzieć, że są to nieudane produkcje. World of Tanks jest ogromnym hitem i ciężko jest pobić taką potęgę. Armored Warfare nie stara się więc zrobić nic wyraźnie lepszego – po prostu bezceremonialnie „sprzedaje” graczom drugi raz to samo, dokonując jedynie niewielkich zmian w znanej i sprawdzonej formule.
Opisywaną grę można bowiem scharakteryzować stwierdzeniem, że są to kolejne bitwy pancerne, tylko rozgrywane w ramach współczesnych konfliktów, z użyciem nowoczesnego sprzętu. Całość jest bardziej dynamiczna, choć opiera się dokładnie na tych samych zasadach, schematach, a nawet na niemal identycznym sterowaniu, co produkcja Wargamingu. Ciężko jednak uznawać to za coś złego – mocna inspiracja bardzo popularną produkcją daje w przypadku tak potrzebny niski próg wejścia i wciągnięcia się w rozgrywkę.
Mimo zauważalnego podobieństwa Obsidian dało mi jeszcze jedną, prostą funkcjonalność, która sprawiła, że nie odszedłem od monitora - jak w przypadku World of Tanks – po kilku przegranych bitwach. To tryb misji najemniczych, podczas których w zespole żywych graczy stajemy naprzeciw komputerowemu przeciwnikowi. Tu niemal zawsze kończymy jako zwycięzcy, ucząc się sterowania nową maszyną, zbierając punkty na jej ulepszenia i walcząc o to, aby stawać na szczycie list rankingowych, zdobywając jak najwięcej reputacji.
Kolejne poziomy kupowanych u dilerów czołgów dają dostęp do coraz trudniejszych wyzwań. W praktyce jest to jednak interaktywny i emocjonujący poligon treningowy. Ogromną przyjemność sprawiało mi stawianie do boju mojego pojazdu na mapie, którą zdążyłem już dość dobrze poznać. Wykorzystując zalety czołgu zwiadowczego, lawirowałem między kolejnymi jednostkami wroga, wskazując je sojuszniczym armatom. Oczywiście, w międzyczasie, dzięki ulepszonym statystykom mojego celowniczego, zasypywałem gorzej opancerzone wozy gradem pocisków, co sprawiło, że misja została zakończona błyskawicznym sukcesem, a w moim profilu pojawiła się kolejne niebieska gwiazda za osiągnięcia drużynowe.
Oczywiście, gdy zdecydujemy się już na tryb PvP, nasze umiejętności staną przeciwko najpotężniejszej sile – żywemu przeciwnikowi. Konieczne więc będzie bardziej zachowawcze działanie. Mimo to, w Armored Warfare możemy pozwolić sobie na większą mobilność, niż w World of Tanks. Mniej tu „kamperów”, a większa siła tkwi w ciągłym ruchu, wykrywaniu wroga i prowadzeniu zmasowanego ostrzału. Tu także każdy z graczy musi znać swoją rolę, definiowaną przez typ wybranej jednostki.
Dostępnych jest pięć klas pojazdów – czołgi podstawowe, lekkie, niszczyciele, opancerzone wozy bojowe, a także działa samobieżne. Część z nich jest analogiczna do rodzajów znanych z World of Tanks, jednak dodano tu zdolności specjalne, jak podświetlanie celu czy wystrzeliwanie pocisków oświetlających.
Korzystając z dostępnego oręża, istotna jest współpraca, bo jeśli każdy postanowi ruszyć przed siebie, z nadzieją ustrzelenia jak największej ilości pojazdów, taka kompania szybko wróci do garażu, z maszynami nadającymi się tylko do remontu.
Jaki czołg jest, każdy widzi
Duże brawa należą się twórcom za oprawę graficzną. Pod tym względem gra prezentuje się naprawdę nieźle, a do tego zachowuje płynność działania nawet na nieco starszym sprzęcie. Choć niektóre elementy trzeba jeszcze dopracować, szczegółowość tekstur robi wrażenie. Na uznanie zasługują takie drobiazgi jak dopracowane budynki czy realistyczny wygląd zmoczonej deszczem, błotnistej drogi.
Najważniejszy jest jednak w grafice wpływ tego, co widzimy na modelu czołgu, na jego faktyczne działanie. Na poszczególnych pojazdach da się rozróżnić pancerze reaktywne oraz dodatkowe płyty – i rzeczywiście – tam, gdzie są zamontowane, pociski wywołują inne efekty. Poza fabrycznymi częściami, w garażu kupujemy także ulepszenia, podzielone na kategorie: opancerzenie, siła ognia, mobilność i technologia. Co ważne, niemal każdy z nich jest zmianą nie tylko w statystykach, ale też faktycznie widocznym detalem, dostrzegalnym na sylwetce pojazdu. Dzięki temu, znawcy poszczególnych maszyn już po zerknięciu na nich na polu bitwy wiedzą gdzie uderzyć, żeby pocisk ominął osłony.
Armored Warfare czyli obietnica wielkiej wojny
Przyznam, że Armored Warfare podczas pierwszych godzin zabawy wciągnęło mnie znacznie bardziej, niż World of Tanks. Choć to prawie ta sama gra, to fabularnie spójne misje i prostota zwycięstwa w trybie PvE sprawiły, że raz za razem uruchamiałem potyczki, by jak najszybciej uzyskać ulepszenia oraz czołgi nowego poziomu.
Oczywiście, gra jest wciąż w fazie beta i spotkać można mniejsze i większe błędy. Przede wszystkim, gdy dojdziemy do pewnego etapu zabawy, odkryjemy że niewielu jest graczy, chcących toczyć walki najlepszymi maszynami, przez co skazani jesteśmy na korzystanie z czołgów niższego poziomu. Ten problem może zniwelować tylko zwiększenie popularności tytułu i wzrost zaludnienia serwerów.
Spory dyskomfort odczują też puryści językowi korzystający z polskiej wersji gry. Lokalizacja jest miejscami tragiczna. Roi się tu od zwykłych błędów technicznych, jak komunikat „ZWYCIĘST” na zakończenie misji. Kuleje też gramatyka i tłumaczenie. Gdy po zlikwidowaniu baterii dział przeciwlotniczych usłyszałem „wyklarowałeś dla nas niebo”, przyznałem z lękiem, że w swoim życiu nie słyszałem jeszcze tak innowacyjnego przełożenia słówka „clear”.
Mam jednak olbrzymią nadzieję że wszelkie te niedoróbki prędko znikną, a finalna wersja będzie pozbawiona mniej lub bardziej uciążliwych błędów. Niewykluczone, że Armored Warfare w ostatecznym kształcie przyciągnie ogromną rzeszę graczy. Wieloletni fani World of Tanks otrzymają okazję do spróbowania swoich sił w innych, bardziej nowoczesnych konfliktach. Także początkujący czołgiści w końcu będą mieli możliwość wyboru między poszczególnymi produkcjami. Dzięki ciekawym, dodanym elementom, studio Obsidian może mieć więcej argumentów na to, aby to właśnie ich grę wypróbować, przy pierwszym spotkaniu z bitewnymi MMO.
Wstępna ocena:
- dużo elementów niewidzianych u konkurencji
- dynamiczne bitwy PvE pozwalające na szybkie zdobywanie punktów
- rozbudowany schemat rozwoju załogi
- ciekawie rokujący system rozbudowy bazy
- niezłej jakości oprawa graficzna
- jak na razie to niewiele więcej niż bardziej nowoczesny klon World of Tanks
- naszpikowana błędami polska wersja językowa
- wyraźnie brakuje graczy chętnych do zabawy czołgami wysokich poziomów
Okiem starego zgREDa Barona |
Komentarze
14