Nie da się spojrzeć na Ash of Gods: Redemption bez skojarzeń z serią Banner Saga – te dwa tytuły łączy podobny styl, grafika, a nawet sposób opowiadania historii. Podobieństwa mocno ratują grę, która potyka się wszędzie tam, gdzie próbuje robić coś po swojemu.
- Ładna oprawa graficzna,; - Fenomenalna muzyka,; - Ciekawe, taktyczne walki z pomysłowo rozwiązaną magią,; - Decyzje gracza mają wpływ na niektóre elementy przygody.
Minusy- Niezrozumiałe, bełkotliwe dialogi,; - Zasypywanie gracza nazwami własnymi od pierwszych minut,; - Niesprawiedliwy system walki faworyzuje mniejsze drużyny.
Ash of Gods: Redemption – recenzja
Ash of Gods: Redemption to gra RPG, w której, podobnie jak w The Banner Saga, przyjdzie nam prowadzić kilka grup bohaterów przez świat fantasy stojący w obliczu apokalipsy. Mamy tu trudne wybory do podjęcia i ciężkie konsekwencje niektórych decyzji… przynajmniej w teorii.
Przede wszystkim jednak, Ash of Gods: Redemption jest bardzo źle przetłumaczoną na angielski produkcją (chyba, że to nie wina tłumacza, a rosyjskiego oryginału), która co chwila testuje naszą umiejętność orientowania się, co autor miał na myśli. Choć większość czasu spędzamy tu właśnie na czytaniu bloków tekstu i tak wielokrotnie musiałem zgadywać, o co właściwie chodzi w danej rozmowie.
Nie oznacza to jednak, że na grze należy położyć kreskę – jest tu kilka ciekawych fabularnie pomysłów, które warto zobaczyć, choć droga do nich usłana jest niejasnymi i rozmowami. I toną ekspozycji. W ciągu pierwszych minut zarzuceni zostajemy kilkunastoma nazwami własnymi, a liczba wymyślonych miejsc, osób i zdarzeń pisanych z dużej litery rośnie z prędkością lawiny. To wyjątkowo kiepski sposób na wprowadzanie gracza w świat gry.
Czy to aby na pewno wybory?
Twórcy chwalą się, że historia w Ash of Gods: Redemption rozwija się w oparciu o nasze decyzje i o ile faktycznie, wybory, jakich dokonamy potrafią zadecydować o życiu lub śmierci naszych podopiecznych, czasem droga między przyczyną a skutkiem jest bardzo niejasna.
Przykładowo, o śmierci jednej z postaci gdzieś w środku gry decyduje to, jaki, zupełnie z nią niezwiązany, przedmiot kupiliśmy na początku zabawy. Szczęśliwie, na każdy taki pomysł dostajemy kilka innych, gdzie konsekwencje są jasne i zrozumiałe. Ciężko jednak powiedzieć, co pchnęło scenarzystów do wrzucenia tego typu rozwiązań do ich produkcji.
Znacznie ciekawiej, jeśli chodzi o decyzje gracza, wygląda natomiast dylemat jednego z trzech głównych bohaterów. Obserwując jego wątek w Ash of Gods: Redemption przyjdzie nam dosłownie ważyć w rękach losy świata, a wybór, czy opóźnić nadejście tragedii, czy pozwolić jej przyjść szybciej to coś, co w grach robimy raczej rzadko.
Szkoda tylko, że to właśnie w historii półboga, o którym tu mowa czeka na nas najwięcej rwanych, bełkotliwych dialogów, sprawiających, że ciężar jego historii momentami ciężko zrozumieć.
Ash of Gods: Redemption – historia drogi
Znaczną część rozgrywki spędzimy oglądając brązową i niezbyt ciekawą mapę świata. Wzmacnia ona tylko poczucie, że Ash of Gods: Redemption próbuje naśladować Banner Saga, gdzie tylko się da, robiąc sporo rzeczy zwyczajnie gorzej.
I tak znajdziemy tu na przykład masę lokacji, których nigdy nie odwiedzimy, o niezbyt ciekawych lub przydatnych opisach – nawet, jeśli możemy wybrać drogę do celu, ciężko w oparciu o nie wydedukować, co spotkamy po drodze, czy gdzie lepiej się udać.
Podczas wędrówki musimy uważać głównie na spadającą nieustannie ilość magicznych kamieni, chroniących naszą kompanię przed złą magią. Element zarządzania zasobami ma wywierać na graczu presję, bo gdy zabraknie nam cennych klejnotów nasi ludzie zaczną słabnąć i umierać.
Jednak na dłuższą metę jest to po prostu kolejna uciążliwość, jakiej musimy pilnować, wydając część zdobytego złota na kolejną porcję kamieni, zamiast na karty i pomagające w walce artefakty.
Bili się długo i szczęśliwie
Również system walki dość mocno wzoruje się na Banner Saga – potyczki toczą się tu w turach, a bohaterowie opisani są dwoma statystykami – żywotnością i energią. Gracz może wybierać, którą z cech chce zaatakować większością ataków, a odejmowanie punktów życia często nie jest najlepszą drogą do zwycięstwa.
Drużyna gracza porusza się na zmianę z przeciwnikami, a zanim dany bohater będzie w stanie wykonać kolejny atak, wszyscy jego towarzysze muszą coś zrobić. Rozwiązanie to daje, często niemałą, przewagę stronie, która wystawi do walki mniej ludzi.
Dwuosobowa kompania porusza się po polu bitwy szybciej i sprawniej, niż wielka banda, a spore ograniczenia w zasięgu ruchu sprawiają, że pozostawanie poza zasięgiem większej części wrogów wcale nie jest takie trudne. Ta dość dziwna decyzja wywołuje poczucie, że Ash of Gods: Redemption próbuje nas karać za korzystanie z wszystkich dołączających do gracza towarzyszy.
Co ciekawe, komputer gra całkiem dobrze, oferując przyzwoite, taktyczne wyzwanie, choć trudno mi było wyzbyć się poczucia, że momentami jest zdecydowanie zbyt zachowawczy, przez co walki ciągnęły się dłużej, niż powinny. Nawet najkrótsze starcia zajmują kilka minut, co wydaje się trochę marnowaniem naszego czasu.
Ash of Gods: Redemption wprowadza dwa ciekawe i oryginalne elementy do sfery walki. Pierwszym jest mechanika magicznych kart, które generują czasem naprawdę całkiem potężne efekty. Możemy zadawać nimi obrażenia, podnosić siłę ataku czy obrony, jednak koszty najpotężniejszych efektów zniechęcają do używania ich zbyt często.
Do tego dochodzi także fakt zużywania przez zaklęcia jednej tury inicjatywy, sprawiając, że duże drużyny potrzebują jeszcze więcej czasu, by drugi raz ruszyć tego samego bohatera.
Drugim interesującym rozwiązaniem jest wprowadzenie kosztów ataków – ciosy zużywają często energię lub punkty życia, oferując alternatywę dla słabszych, lecz nieszkodliwych dla nas ataków. Mechanika ryzyka i nagrody sprawdza się bardzo dobrze – jest wręcz tak przydatna, że stosowanie podstawowych ciosów wydaje się marnotrawstwem. Co ciekawe, bohaterowie po zadaniu czy zabójstwie regenerują część obrażeń, choć gra w żadnym momencie nie tłumaczy, dlaczego właściwie się to dzieje.
Piękna przygrywka
Na koniec pozostaje najważniejsze pytanie – czy warto? Ash of Gods: Redemption wiele rzeczy robi gorzej od Banner Saga. Ma ładną oprawę graficzną, która momentami wydaje się niedopracowana, splątaną fabułę z dość frustrującym zakończeniem i mechanikę walki z dobrym pomysłem i średniawym wykonaniem.
Zawiera też jedną z lepszych ścieżek dźwiękowych, jakie słyszałem w ostatnich latach. Motywy muzyczne ilustrują świat i rozgrywkę tak dobrze, że nad rosyjską produkcją chce się siedzieć w słuchawkach delektując się każdą nutą. Klimat ścieka z głośników, nadrabiając nieco braki w innych obszarach.
Zwiedzanie dziwnego świata Ash of Gods: Redemption wzbudza mieszane uczucia – niemal w każdym aspekcie gra jest „dobra, ale…”. Jeśli naśladownictwo jest najwyższą formą pochwały, Stoic, twórcy Banner Sagi powinni być zadowoleni – gra AurumDust jest swego rodzaju hołdem dla ich osiągnięć, który jednocześnie nie ma szans wyjść z cienia znacznie lepszej, starszej produkcji.
Ocena końcowa Ash of Gods: Redemption
- ładna oprawa graficzna
- fenomenalna muzyka
- ciekawe, taktyczne walki z pomysłowo rozwiązaną magią
- decyzje gracza mają wpływ na niektóre elementy przygody
- niezrozumiałe, bełkotliwe dialogi
- zasypywanie gracza nazwami własnymi od pierwszych minut
- niesprawiedliwy system walki faworyzuje mniejsze drużyny
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Komentarze
1