Gdyby pierwszy Assassin’s Creed wyglądał tak jak Assassin’s Creed Mirage z pewnością mielibyśmy wielki hit. Niestety, mamy rok 2023 i spory bagaż innych gier z tej serii. Wówczas nawet szumnie zapowiadany powrót do korzeni może nie wystarczyć by udźwignąć ciężar kultowej marki.
Dacie wiarę, że seria Assassin’s Creed towarzyszy nam już od ponad 16 lat? Nie było to może pasmo nieustających sukcesów, bo assasyńska saga miała swoje wzloty i upadki, ale w ogólnym rozrachunku chyba każdy z nas, graczy, ma pewien sentyment do tej marki, nawet jeśli od dawna po nią nie sięgał – bo Assassin’s Creed Odyssey przesadził z wielkością świata, a Assassin’s Creed Valhalla dorzuciła do tego jeszcze niepotrzebne przekombinowanie i odejście od głównego trzonu rozgrywki.
Być może właśnie dlatego ktoś tam w Ubisoft stwierdził, że czas najwyższy znów nieco w tej serii namieszać. Pierwszy krok to właśnie Assassin’s Creed Mirage, który z dodatku DLC do Valhalli, bo tym początkowo miały być wcześniejsze przygody Basima, awansował do pełnoprawnej gry. Czy taki zabieg mógł się udać? No historia branży elektronicznej rozrywki już nie raz pokazała, że to możliwe. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że rewolucji z tego z pewnością nie będzie. Mirage miał jednak przynieść powrót do korzeni serii, czyli tego co serwowały nam pierwsze jej odsłony, z najbardziej kultowymi już obecnie bohaterami - Altairem i Ezio. Czy przyniósł – tego dowiecie się zarówno z naszego filmu, jak i dalszej części niniejszej recenzji.
Assassin’s Creed Mirage – nieznośny ciężar dawnej przygody
Chyba nie będę jedyny który powie, że zakończenie poprzedniej części serii zupełnie mi się nie podobało. Było to doświadczenie z kategorii „co tu się właśnie odjaniepawliło” kolejny raz rozbijając mi spójność całej historii. Po cichu liczyłem, że Ubisoft ma jakiś pomysł na wybrnięcie z tej osobliwej sytuacji i nie powiem, nawet się ucieszyłem na wieść, że zamiast dodatku, który zepnie w całość poprzednio niedomknięte wątki, dostanę tym razem pełnoprawną odsłonę. I to taką, która nie będzie wymagać ode mnie setek godzin odkrywania tajników olbrzymiego, otwartego świata.
Bo to, że Assassin’s Creed Mirage będzie taką mniejszą, bardziej kameralną częścią wiadomo było od dłuższego czasu. Podobnie jak powrót na, nazwijmy to, „stare śmieci”, czyli średniowieczny Bliski Wschód. Na wiele więcej nie liczyłem i pewnie dlatego aż tak mocno się nie zawiodłem. Przygody Basima, pomimo niezłego klimatu i całkiem wciągającej fabuły, mają bowiem spore braki w samej rozgrywce.
Nie zrozumcie mnie źle – położenie większego nacisku na skradanie się wyszło temu tytułowi na zdrowie. Wreszcie czuć, że to przygoda w assassyńskim stylu, gdzie pośród harmidru miasta toczy się ukryta wojna między Zakonem Starożytnych, a bractwem. Wreszcie powrócił duch całej serii razem z bieganiem po dachach budynków, podsłuchiwaniem rozmów, wtapianiem się w tłum i bawieniem się w kieszonkowca. Szkoda tylko, że przywołując te nieco już przykurzone, ale wciąż niezłe rozwiązania zapomniano odpowiednio je dopracować.
I tak wtapianie się tłum potrafi nic nie dać, bo wrogowie bywają tak przenikliwi, że wyłowią nas nawet ze sporej grupki osób. Najemnicy w tej części to zaś banda imbecyli, którzy „wezmą kasę”, ale do wykonania usługi im raczej niespieszno. Jeszcze gorzej w Assassin’s Creed Mirage wygląda walka, która totalnie spłycono. A że dodatkowo podkręcono też nieco poziom trudności takich starć poprzez dodanie opancerzonych przeciwników z czasem coraz częściej staramy się po prostu walki unikać i wszystko załatwiać „po cichu”.
Niestety, czkawką Assassin’s Creed Mirage mocno odbijają się też jej DLC-kowe korzenie. Co prawda twórcy mocno starali się by to ukryć, ale choć udało im się zaprojektować naprawdę fenomenalnie wyglądające miasto, to już nie dali rady wypełnić świata ciekawą zawartością. Owszem, misje ubrane obecnie w śledztwa z tropami i wskazówkami to całkiem ciekawy pomysł. Za dużo tu jednak najróżniejszej masy zapychaczy – od zagadek i szukania miejsc ukrytych skarbów, po oddawanie książek do biblioteki, bo tak skrótowo można podsumować tę aktywność. Co gorsze, nagrody za to nie dają tu przeważnie żadnej satysfakcji.
Mieszane uczucia mam za to wobec zaoferowanego nam w Assassin’s Creed Mirage drzewka umiejętności. W pełni rozumiem, że gra, której motorem jest fabuła i wykonywane przez nas aktywności nie może mieć rozbudowanego systemu rozwoju postaci. To co jednak zaserwowali nam tutaj twórcy to absolutny kastrat – część zdolności wydaje się zupełnie nietrafiona, a te dotyczące naszego orła na tyle zbędne, że większość z nas sięgnie po nie dopiero na samym końcu. Czy naprawdę nie dało się tego lepiej przemyśleć?
Klimat potrafi czynić cuda
No dobrze, ale tak narzekam i narzekam, a jednak ocena końcowa Assassin’s Creed Mirage nie jest taka zła (bo pewnie już ją sprawdziliście, czyż nie?). Jak to możliwe? Ano możliwe, bo to nie jest wcale aż tak słaba gra. Do poprzedniczek może i jej daleko, ale jeśli chodzi o klimat to naprawdę niewiele można Mirage zarzucić. I nie mam tu na myśli grafiki, bo ta delikatnie odstaje już od dzisiejszych, prawdziwie nextgenowych standardów.
To co fenomenalnie buduje tu klimat to bogactwo przedstawionego świata, powiązania historyczne, świetny dubbing i jeszcze lepsza ścieżka dźwiękowa. Gdyby nie ta ostatnia zapewne męczyłbym się grając w Assassin’s Creed Mirage tak jak kiedyś męczyłem się z Syndicate.
Assassin’s Creed Mirage – czy warto kupić?
No i znów mamy trudny orzech do zgryzienia. Assassin’s Creed Mirage miał być powrotem do pierwotnych, skradankowych korzeni serii, miłym powiewem świeżości w dość już skostniałym cyklu sanboxowych olbrzymów. Niestety, udało się to tylko połowicznie. Przygody Basima to zasadzie więcej tego samego, choć oczywiście w dużo mniejszej skali. Nie jest to jednak gra, która kogokolwiek powali na kolana. Za dużo tu uproszczeń i naleciałości z poprzednika. Jeśli więc nie jesteś fanem tego uniwersum i odbiłeś się od Valhalli to w zasadzie nie masz tu czego szukać. No chyba czujesz nostalgię do pierwszych odsłon serii – tu te klimaty znajdziesz. Podobnie jak rozwikłanie tajemnicy Basima, jakakolwiek by ona nie była.
Opinia o Assassin's Creed Mirage [Playstation 5]
- nostalgiczny powrót do skradankowych korzeni serii
- odejście od otwartego olbrzymiego świata na rzecz dużo bardziej kameralnej rozgrywki
- całkiem ciekawie poprowadzona fabuła
- naprawdę świetnie prezentujący się i brzmiący Bagdad
- wracający na dachy budynków, sprawiający satysfakcję parkur
- Basim, jako główny bohater, daje radę
- świetnie dobrane głosy i znakomicie zrealizowany dubbing
- bardzo dobra ścieżka dźwiękowa
- pewna swoboda w doborze podejścia do celu w głównych misjach
- nie da się nie zauważyć, że gra miała być początkowo jedynie dodatkiem do AC Valhalla
- wyjątkowo słabo zrealizowana walka
- większość postaci jest nudna i bez wyrazu
- niepotrzebne elementy najróżniejszego zbieractwa
- nie wszystkie misje bywają równie ciekawe
- słaba implementacja znanych już mechanik pokroju najemników do wynajęcia
- potrafiąca uprzykrzyć życie kamera
- właściwie tylko dla najwierniejszych fanów serii
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę Assassin's Creed Mirage (PS5) na potrzeby recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy - firmy Ubisoft
W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.
Komentarze
2