Jeśli myślicie, że zbliżająca się nowa odsłona assasyńskiej serii to jedynie odcinanie kuponów od doskonałego Assassin’s Creed Origins, śpieszę z dobrą wiadomością – Assassin’s Creed Odyssey to coś znacznie większego. Kto wie, być może nawet punkt zwrotny tego niezwykłego cyklu.
- wyjątkowo intrygujący główny wątek fabularny,; - przeolbrzymia ilość zadań pobocznych, i to takich, które potrafią na dłużej zatrzymać gracza w jednej lokacji,; - wybory (choć nie ma ich za wiele), które faktycznie coś znaczą i mają realne przełożenie na dalszy ciąg historii,; - misje, które można zakończyć jedną rozmową (gdy wcześniej, nie wiedząc o tym wykonaliśmy ich cel),; - monstrualnie wielki obszar gry,; - fenomenalnie odwzorowane lokacje starożytnej Grecji,; - pierwszorzędny klimat,; - niezwykle charyzmatyczny bohater (Kasandra bądź Alexios – w zależności od wyboru gracza),; - typowo erpegowy podział ekwipunku,; - ciekawie skonstruowane drzewko umiejętności i powiązany z nim system walki,; - system reputacji i ścigający nas najemnicy,; - cała masa przeróżnych smaczków i detali,; - niezła oprawa audiowizualna.
Minusy- masa drobnych, ale dość irytujących błędów,; - niektóre misje to wciąż „przynieś, zanieś, pozamiataj”,; - walki na morzu i abordaże dość szybko stają się zbyt schematyczne i powtarzalne,; - najemnicy czasami aż nazbyt natrętni,; - romansowanie to mało znaczący dodatek,; - powtarzające się twarze i kwestie dialogowe.
Assassin’s Creed Odyssey czyli idzie nowe
Zdajecie sobie sprawę, że seria Assassin’s Creed towarzyszy nam już ponad dekadę? Przez ten czas zaliczała wzloty i upadki, a wielu graczy położyło już nawet na niej krzyżyk, gdy kolejne odsłony zaczęły przypominać wypluwanego corocznie tasiemca z niewielką ilością zmian. Wszystko zmieniło się za sprawą Assassin’s Creed Origins. Wystarczyła większa przerwa by Ubisoft zdołał przywrócić serii dawny blask. No bo chyba zgodzicie się, że Origins to jedna z najlepszych gier minionego roku, i idealny tytuł by pokazać moc drzemiącą w Xbox One X.
Tak szybkie pojawienie się kolejnej odsłony serii musiało więc rodzić pewne obawy o to czy aby Ubisoft, na fali popularności egipskiego epizodu odwiecznej wojny przodków assasynów i templariuszy, nie zechce zafundować nam „powtórki z rozrywki”. Zresztą wiele na to wskazywało. Wystarczy obejrzeć pierwsze zwiastuny Assassin’s Creed Odyssey, by dostrzec podobieństwa.
Przyznam szczerze, że i ja dałem się na to złapać. Po tylu godzinach spędzonych z Assassin’s Creed Origins (ukończyłem grę i na Xbox One X i na Playstation 4) nowa odsłona wydawała mi się zbyt bliska temu co już widziałem i doświadczyłem.
Ale jak mówi stare, polskie przysłowie lepiej nie oceniać książki po okładce. Przekonałem się o tym naocznie podczas specjalnego pokazu Assassin’s Creed Odyssey. I muszę przyznać, że Ubisoft jest wyjątkowo pewny swojej nowej gry, bo pozwolił nam zagrać w nią niemal bite 8 godzin.
Żeby jednak rozwiać wątpliwości patrząc na przeogromną mapę świata i to ile przez ten czas udało mi się jej odsłonić idę o zakład, że nie zobaczyłem nawet 10% tego kryje w sobie ten tytuł. I to już samo w sobie stanowi świetny punkt wyjścia do przedstawienia Wam pokrótce tego co mnie urzekło w nowym Assassynie, co dobrze rokuje na przyszłość i….tego co stanowiło nieco gorzkawą pigułkę, którą trzeba było przełknąć.
To co mi się podobało….
Olbrzymi świat – choć początek gry nie daje nam tego odczuć, mapa świata w Assassin’s Creed Odyssey jest kolosalna. Podobnie jak w Origins będziemy musieli ją powoli odkrywać otwierając sobie dostęp do kolejnych wysepek. Patrząc na to ile zajęło mi czasu wypłynięcie okrętem z pierwszej wyspy podejrzewam, że na ukończenie gry będziemy potrzebować grubo ponad 50 godzin.
Historia i bohaterowie – nie chce zdradzać Wam za dużo z fabuły, bo ta rozkręca się tym razem całkiem szybko, ale na jedną rzecz muszę zwrócić uwagę - w tych pierwszych kilku godzinach naprawdę sporo się dzieje. I nie mam tu na myśli typowo standardowych misji pokroju walki z dzikimi zwierzakami i bandytami, szukania punktów synchronizacji czy poszukiwania zaginionych skarbów.
Bo choć zadań typu „przynieś, zanieś, pozamiataj” w różnych konfiguracjach jest tu całkiem sporo, to co bardziej się liczy to spotkania z nowymi postaciami (swoją drogą dobór ich głosów to mistrzostwo świata) i otwierające się przed nami nowe, mniejsze historie. Niektórzy poboczni bohaterowie pojawią się bowiem więcej niż raz co otwiera dodatkowe możliwości między innymi romansowania.
Decyzje mogące zawarzyć na przebiegu gry – chciałoby się powiedzieć „no wreszcie”, bo co jak co, ale mogących coś zmienić wyborów w serii Assassin’s Creed jak dotąd było jak na lekarstwo. Tymczasem teraz dostajemy i system dialogowy z opcjami wpływającymi na dalszy przebieg gry, i misje, których niewykonanie w określonym czasie może napytać nam biedy. Przykład? Walka z jednym z najemników (w Odyssey pojawiają się łowcy nagród i system rosnącego zagrożenia z ich strony gdy zbytnio się wychylamy) – jeśli nie pokonamy go przed główną bitwą to pojawi się on automatycznie na placu boju, i to znacznie silniejszy.
Cel misji? Znajdź go sam – to jedna z największych nowości Assassin’s Creed Odyssey. Zamiast typowego prezentowania na mapie gdzie teraz mamy się udać gra daje nam jedynie kilka podpowiedzi co do szukanego miejsca. Wskaże więc krainę i jakiś charakterystyczny punkt określając też kierunek geograficzny – i to wszystko. Resztę musi wykoncypować już sam gracz.
Pewnym ułatwieniem może być odblokowanie okolicznego punktu synchronizacji, który może dorzucić dodatkowe wskazówki, a nawet ujawnić dokładną lokalizację celu. Nie zmienia to jednak faktu, że tym razem trzeba nieco więcej czasu poświęcić na eksplorację. Stąd też pochodzi nazwa tego trybu. O jego wyborze decydujemy już na samym początku gry. Dla tych, którzy nie chcą się bawić się w odkrywcę pozostaje tryb standardowy.
Zmieniony system walki – Ubisoft od dłuższego czasu majstruje przy assasyńskich potyczkach co rusz wprowadzając doń zmiany. Te w Assassin’s Creed Odyssey idą nieco dalej zmuszając nas niejako do wyboru umiejętności, które chcemy używać.
Zmodyfikowane ich drzewko zawiera teraz na przykład ręczne sterowanie strzałą (które w Origins przypisane było do określonych rodzajów łuków), kopnięcie Spartiaty (tak, tak, chodzi o znany z filmu 300 „leonidasowy wykop”) czy też szybkie uleczanie się. Co ważne, nie da się ich używać bez przypisania ich do określonych kombinacji klawiszy. A że jest ich tylko po 4 osobno dla łuku i dla broni ręcznej trzeba będzie dobrze wybierać.
Kurs na grę RPG – ze sporym zaskoczeniem przywitałem ekran ekwipunku naszego bohatera, który w Odyssey nie ma już tylko kilku rzeczy na sobie, a całkiem pokaźną garderobę. Hełm, zbroja, rękawice, buty – to wszystko to teraz osobne pozycje, które zmieniamy na lepsze wraz z postępami w grze i znajdowaniem nowego arsenału. Rodzajów broni też jest tu całkiem sporo, ale akurat ten element to logiczne rozwinięcie poprzedniego systemu.
Nawiązania do Assassin’s Creed IV: Black Flag – piracki Black Flag to było coś. Tego klimatu i bitew morskich nie da się zapomnieć. Miło zobaczyć, że Assassin’s Creed Odyssey czerpie garściami z tamtego tytułu. Po pierwsze – mamy tu osobny ekran modyfikacji i rozwoju „okrętu”, po drugie, czy to na lądzie czy na morzu czyhają na nas łowcy głów, którzy dołączają się do walki gdy tylko nasz status poszukiwanego wzrośnie.
Z tego co mogłem się przekonać system ten działa, i to bardzo dobrze niejednokrotnie zmuszając mnie do taktycznego odwrotu, gdy poziom dołączającego do walki łowcy znacząco przewyższał mój własny.
I to co niekoniecznie….
Bitwy morskie w dużo mniejszej skali – po Black Flag chciałbym poczuć w Odyssey takie emocje jak tam…ale niestety nic z tego. Być może to kwestia kalibru morskich potyczek, które polegają tu w zasadzie na zasypywaniu wrogów strzałami z łuków bądź też na taranowaniu statków. Nawet abordaż nie ma tak potrzebnej skali, która mogłaby jakoś podnieść emocje. Cóż, może się to zmieni wraz z postępami w grze. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Konie – przy ogromie przedstawianego świata i świetnie wyglądających pojedynczych greckich wysepek te zwierzaki wyglądają tak jakby wyrwano je z zupełnie innej bajki. Być może dalej będzie lepiej, ale pierwsze z nimi spotkanie (a właściwie wybór pasującego nam konia) jest niczym wyrwanie z całkiem fajnego snu. Tekstury mają może i niezłe, ale brak szczegółów na tle innych obiektów aż razi w oczy.
Ogromna mapa=ogromna ilość „zapychaczy” – przy tak dużym otwartym świecie wrzucenie do niego jak największej liczby aktywności to raczej standard. Chciałbym jednak, żeby stały za nim ciekawe wyzwania a nie tylko zakamuflowany grind. W tej materii mam spore obawy, bo już część z początkowych misji pobocznych niebezpiecznie ocierała się o tę granicę.
Assassin’s Creed Odyssey – nasza wstępna opinia
Więcej, lepiej, ciekawiej – takie założenia przyjął zapewne Ubisoft podejmując decyzję o stworzeniu Assassin’s Creed Odyssey. I po tym co widziałem całkiem nieźle im to wyszło, choć wykorzystując podwaliny z Origins podobieństw do poprzednika nie dało się tu uniknąć.
Co z pewnością cieszy to wyjątkowo mocny nacisk na fabułę, która ze względu na nieco bliższe i bardziej znane umiejscowienie (wszak każdy uczy się w szkole o starożytnej Grecji) oraz możliwość wpływania na jej przebieg, ma spore szansę „pociągnąć” Assassin’s Creed Odyssey i dać tej grze upragniony sukces.
Po tych 8 godzinach pokazu jestem bardzo ciekaw co będzie dalej, szczególnie że zostawiłem grę w momencie zakończenia jednej historii, która jednocześnie była ewidentnie początkiem następnej, dużo bardziej rozległej. Stąd zapewne ta odyseja w tytule.
A wiecie co jest najlepsze? Że im bardziej cofamy się w tej historii w przeszłość tym więcej zmian zachodzi w samej rozgrywce. Kto wie, może Assassin’s Creed Odyssey to dopiero przygrywka przed rewolucyjną odsłoną, która dopiero nadejdzie.
Ocena wstępna Assassin's Creed Odyssey:
- nieźle rozkręcająca się historia
- przeogromny świat
- znacznie bliższe nam umiejscowienie czasowe (bo kto nie uczył się o starożytnej Grecji)
- ekwipunek bohatera niczym z gier RPG
- nowy, oparty na eksploracji mapy system poszukiwania celów misji
- znacznie większa swoboda w prowadzeniu rozmów
- decyzje mogące rzutować nie tylko na dalszy przebieg gry, ale i na jej zakończenie
- sporo nawiązań do Assassin's Creed IV: Black Flag
- nowe drzewko umiejętności i uwzględniający je zmieniony system walki
- bitwy, na których przebieg mogą mieć wpływ ukończone bądź nieukończone misje
- niezła oprawa audiowizualna
- podobieństwa do Origins są w wielu miejscach aż za duże
- mało ekscytujące bitwy morskie
- możliwość romansowania jako mało znaczący dodatek
Komentarze
10Klimaty ninja to sobie zagraj w Tenchu a Assassin jest dokładnie tam gdzie ma być i zapowiada się bardzo ale to bardzo interesująca gra którą z chęcią łyknę na 100 procent.
W wypadku gry dawać kolejne części w jak najkrótszych odstępach czasu.
Jak szpece od sprzedaży powiedzą że to się swietnie sprzeda to będa assasyni w III Rzeszy i na Marsie...