Wiadra krwi w kooperacyjnej zabawie – Back 4 Blood to radosna rzeźnia na całego
Nie ma już na co czekać. Od pojawienia się Back 4 Blood nie musicie więcej wybierać w jaką kooperacyjną strzelankę pograć ze znajomymi. No, chyba że nie lubicie klimatów zombie, ale nawet wtedy dajcie tej grze szansę - to stary, dobry Left 4 Dead w odświeżonym wydaniu.
Kiedyś grało się w wersje demonstracyjne gier, które były w pełni działającymi produktami, tyle że w okrojonej wersji. Obecnie też się to czasem zdarza, ale częściej społeczność próbująca sił w rozmaitych testach alfa czy beta śmieje się, że gracze stali się „darmowymi testerami”. No i faktyczne, ja osobiście ostatni raz grałem w prawdziwą wersję demonstracyjną Beat Cop od 11 Bit Studios. Z kolei wszelkie „wczesne dostępy” sprawdzam co najmniej raz w miesiącu i niemal zawsze brakuje im czegoś więcej niż zawartości. Bywa, że mają masę błędów, które każą powątpiewać co do jakości ostatecznej formy projektu.
Na szczęście, Back 4 Blood, które testowałem dwa miesiące temu nie różni się niemal wcale od finalnej wersji, w której zdążyłem spędzić już sporo czasu od dnia premiery. I jest to wiadomość bardzo pozytywna - oczekiwałem po prostu więcej świetnej rozrywki i właśnie to dostałem. Oczywiście, sporo zależało też od społeczności, ale i ta nie zawiodła dzięki czemu mecze stały się jeszcze bardziej emocjonujące, choć różne tryby wywołały odmienne wrażenia.
Back 4 Blood dla samotnika - bo tak też można
Kiedy mam grać w gry sieciowe najpierw lubię na spokojnie poznać dostępne mapy. Naturalnie więc postanowiłem na start przejść kampanię w Back 4 Blood samotnie. Dopiero później zorientowałem się, że w ten sposób nie da się otrzymywać punktów zaopatrzenia, które można, a wręcz trzeba wydać na nowe karty ulepszeń i elementy kosmetyczne - bannery ozdabiające profil i skórki postaci lub broni.
Ale nawet z armią botów kolejne misje są całkiem ciekawe. A to trzeba podłożyć bomby i uciec z okrętu, a później ostrzelać z potężnego działa nieumarłych, którzy też chcą zwiać z tonącej łajby. A to innym razem przyjdzie nam włączyć hałaśliwą maszynę, która poza odblokowaniem drogi zwabi olbrzymią hordę Robaczywych. Koniec końców chodzi o strzelanie do zombie, ale urozmaiceń w Back 4 Blood jest całkiem sporo.
Dodajmy do tego fakt, że inaczej niż w Left 4 Dead, poszczególne postacie mają za sobą tło fabularne, indywidualne umiejętności i odmienne charaktery, które widać chociażby w specyficznych odzywkach. Z przyjemnością oglądałem kolejne przerywniki filmowe, a odblokowanie drugiego zestawu czterech bohaterów było naprawdę sporą przyjemnością.
Odkrywając dostępne tryby bardzo podobało mi się też, że wędrowanie po zabezpieczonej bazie pełniącej funkcję huba jest kompletnie opcjonalne. Wszystkie opcje są bowiem dostępne w kartach menu, ale możemy też przejść do lokacji uruchamiającej kampanię czy udostępniającej modyfikacje kart lub broni.
Nigdy nie lubiłem wprowadzania otwartego świata na siłę. Dobrze więc, że w Back 4 Blood można zwiedzać bazę, ale nic nie traci się rezygnując z tego przywileju. W praktyce wchodziłem więc prosto do menu, nie bawiąc się w przechodzenie od namiotu do namiotu.
Jedynym wyjątkiem była strzelnica pozwalająca na sprawdzenie dziesiątek pukawek i ich ulepszeń. To właśnie ten element Back 4 Blood będę włączał każdemu znajomemu, który przyjdzie sprawdzić czy warto kupić PlayStation 5. Testując kolejne bronie leżące na stołach w obozie i prując z nich do rozstawionych kukieł czułem wręcz niesamowitą satysfakcję, a to dzięki kontrolerowi DualSense i jego adaptacyjnym spustom.
Rewolwer, MP5, M4A1 czy strzelba - każda z tych broni to skrajnie inna siła, jaką trzeba włożyć we wciśnięcie „triggera”. Polecam sprawdzić, bo to naprawdę robi wrażenie. Przypuszczam jednak, że później większość graczy wyłączy tę opcję, bo walcząc o życie trzeba strzelać jak najszybciej, a nie męczyć się z ciężkim spustem.
Back 4 Blood w kooperacji, czyli to na co większość czekała
Nie jest dla mnie dużym zaskoczeniem, że ludzie popełniają więcej błędów niż boty. A to ktoś strzeli wam w plecy, a to zapomni was podnieść, gdy padniecie powaleni przez Robaczywych. Innym razem towarzysze się pospieszą i zbyt szybko przejdą do dalszych celów misji czy też spłoszą ptaki przywołując hordę, gdy jeszcze nie jesteście na nią gotowi. A boty? Boty wiedzą lepiej i takich głupstw nie robią.
Mimo to z żywymi ludźmi gra się znacznie przyjemniej. Zwłaszcza kiedy można z nimi porozmawiać. W zasadzie na wyższych poziomach trudności, kiedy leczenie w specjalnych punktach kosztuje, a gotówki jest jak na lekarstwo, jest to jedyny sposób na sukces. Bez dobrej koordynacji działań po prostu się nie obejdzie. Szkoda tylko, że na PlayStation 5 miałem niemal bez przerwy problemy z podłączeniem do serwera czatu. Pozostawał mi tryb imprezy lub gra na komputerze w ramach pakietu Xbox Game Pass i komunikacja przez Discord. Mam nadzieję, że ten błąd zostanie szybko wyeliminowany.
Przy zabawie z innymi graczami większe znaczenie ma też wybór ról. Kluczowe jest wykorzystywanie atutów i takie dobieranie talii, aby te elementy komponowały się z indywidualnym stylem gry. Bo wiadomo, jeden woli tłuc kijem lub siekierą, a na plecach mieć strzelbę, a drugi wybierze karabin snajperski, w kaburze trzymając rewolwer gotowy do szybkiego powalenia przeciwnika z bliska. Do każdego rozwiązania oczywiście przydadzą się odmienne umiejętności, takie jak odnawianie wytrzymałości kosztem szybkości lub zwiększenie celności za cenę zmniejszenia magazynka.
Mimo, że wielu graczy ceni tę innowację, to ja przy dłuższym obcowaniu z Back 4 Blood zmęczyłem się nieco systemem kart i tworzenia talii, z których potem losowane są atuty podczas gry. Trochę za dużo w tym kombinowania, budowania idealnego zestawu i kalkulacji. Ja chcę po prostu iść przed siebie i dobrze się bawić. Nic więc dziwnego, że raczej stroniłem od dwóch najwyższych poziomów trudności, w których, żeby przeżyć trzeba korzystać ze wszystkich dostępnych atutów i sztuczek.
A szkoda, bo w takim na przykład Warhammer: The End Times – Vermintide, poziom postaci podnosił się bardziej naturalnie i do kolejnych wyzwań podchodziłem z radością, gdy odpowiednio „dopakowałem postać”. Tamten rozwój był idealny, ten w Back 4 Blood jest nieco trudniejszy do opanowania i mniej odczuwalny, jeśli samemu się nie „pogrzebie” przy kartach.
Pamiętajmy też, że o możliwościach może decydować sprzęt danego gracza. Ja sam grając w ramach crossplay na konsoli nie doganiałem towarzyszy z PC w liczbie zabójstw. Mogłem za to przodować w ilości wskrzeszeń, podnosząc upadłych towarzyszy.
Gracz kontra gracz, czyli tryb wcale nie na doczepkę
Przyznaję, że testując wersję beta miałem mieszane uczucia co do trybu „Rój”. Dwie drużyny, które na zmianę są Czyścicielami i Robaczywymi, starając się jak najdłużej przetrwać w zmniejszającym się obszarze, wydawały mi się dość banalnym pomysłem i wciśnięciem na siłę niesymetrycznego trybu PvP. Okazuje się jednak, że mocno się pomyliłem.
Może wstępna ocena to wina kiepskich współgraczy, a może tego że dałem „Rojowi” tylko jedną szansę podczas bety. Ważne jest, że obecnie, kiedy mam ochotę przy Back 4 Blood po prostu się zrelaksować, wybieram właśnie tę opcję. Dlaczego? Po pierwsze jest bardzo szybka. Średnio każda runda trwa do trzech minut, a walczy się do dwóch wygranych. Do tego dochodzi jeszcze wybór jednostek i wyposażenia, ale to ledwie kilka chwil więcej.
Po drugie, bycie jednym z „bossów” wśród Robaczywych naprawdę bawi. Kiedy uda się ze współgraczami przeprowadzić zmasowany atak na jedną z postaci prującą z karabinu i wspieraną przez kompanów, można odczuć prawdziwą satysfakcję i poczucie własnej potęgi. Warto wspomnieć, że zombiaki mogą się odradzać, a ludzie nie. Wiadomo, że ci drudzy prędzej czy później polegną i pytanie tylko, która drużyna w tej roli utrzyma się przy życiu dłużej.
Na moje pozytywne odczucia wpływ miał też z pewnością fakt, że... częściej wygrywałem niż przegrywałem. Może miałem szczęście albo trafiałem na dobry zespół, ale nawet bez komunikacji głosowej po prostu czułem się dobrze w roli Robaczywych. Biorąc pod uwagę, że misje kampanii w Back 4 Blood trwają dość długo, a pojedynczy mecz w Roju to kilkanaście minut, to na krótkie posiedzenia jest to tryb jak znalazł.
Back 4 Blood - czy warto kupić?
Jako osobie, która przed laty zagrywała się w obydwie części Left 4 Dead, w tej kontynuacji nazwanej dla niepoznaki Back 4 Blood wszystko mi pasuje. No dobra, może karty są trochę przekombinowane, a misje mogłyby być jeszcze bardziej zróżnicowane. Jednak kampania jest dużo dłuższa niż w serii wydawanej przez Valve, a postacie są naprawdę odmienne i kryją się za nimi dość interesujące historie.
Jeżeli lubisz kooperacyjne strzelanki bez dwóch zdań powinieneś spróbować swoich sił w Back 4 Blood. To lepsza wersja Left 4 Dead – poprawiona, ulepszona, nowocześniejsza. Jasne, zdarza się, że animacje momentami kuleją, ale garść nowych rozwiązań góruje nad technicznymi niedoróbkami. Cieszy też fakt, że twórcy obiecują rozwój swojego dzieła o nowe misje i elementy wyposażenia.
Jeśli już teraz jest dobrze, to potem może być tylko lepiej. Nie ma co tracić czasu, warto sięgnąć po ten tytuł od razu, póki graczy na serwerach jest zatrzęsienie. Trup ściele się tam gęsto, a gracze walczą o przetrwanie z demonicznym uśmiechem na twarzach! Spróbujcie i Wy!
Opinia o Back 4 Blood [Playstation 5]
- grywalność i klimat kultowego Left 4 Dead,
- zróżnicowani przeciwnicy i potężni bossowie,
- system kart udanie urozmaicających rozgrywkę,
- w wersji PS5 genialne wykorzystanie pada DualSense do różnych broni,
- dobra oprawa audiowizualna,
- całkiem udany tryb PvP „Rój”
- brak progresu w przypadku gry solo,
- nie każdy musi lubić kombinować z kartami,
- misje mają zbyt mało urozmaiceń,
- niektóre animacje wyglądają dość słabo
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Back 4 Blood na potrzeby recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego wydawcy gry - firmy Cenega S.A.
Komentarze
7Fajne, malo bugów w sumie ale tak zeby godzinke czy dwie pograc ze znajomymi.
Niektore misje są nierówno trudne.
Tryby rozgrywki takie sobie. Jak ktos gral w L4D i ZA to bedzie mial doslownie dejavu.
Nie kupil bym za te dwie i pol stowy. w GPU mozna ograc.