Z piórem w oku
Okiem Jakuba
Jakub Jakubowicz
Festiwal frustracji to może nieco za dużo powiedziane, ale co do chaosu trudno się nie zgodzić. Rzeczywiście, powtórki z misji fabularnych są znacznie przyjemniejszą alternatywą. A warto do nich wracać chociażby dla samego podziwiania krajobrazów.
Podobnie jak w przypadku Borderlands, również i w Battlebornie nie uświadczymy fotorealistycznej oprawy wizualnej. Jednak tym razem, zamiast rysowanej grubą krechą, na wskroś komiksowej grafiki, odnajdujemy kadry, które przywodzą na myśl szkicowaną nieco lżejszym piórem kreskówkę.
Zresztą samo intro do gry jednoznacznie sugeruje telewizyjne inspiracje. Muszę przy tej okazji zaznaczyć, że jest to jedno z bardziej stylowych wprowadzeń do rozgrywki, jakie kiedykolwiek miałem okazję oglądać.
Szkoda tylko, że twórcy nie pokusili się o przygotowanie całej serii takich animacji na rozpoczęcie każdej kolejnej misji, zamiast tego serwując nam stale to samo krótkie intro z tytułem.
Tak pomyślana oprawa graficzna sprawdza się wyśmienicie w trakcie rozgrywki i jest tutaj całe mnóstwo elementów, na których można na dłużej zawiesić oko. Począwszy od karykaturalnych modeli postaci, a kończąc na detalach lokacji.
A skoro już mowa o tych ostatnich, układ słoneczny Solus oferuje niezwykle zróżnicowane i zapierające dech w piersiach krajobrazy. Od wyłożonych trumnami zamczysk, będących zapewne kosmiczną wariacją na temat prozy Stokera, aż po pełne fantasmagorycznych roślin gęstwiny. W tak pięknych okolicznościach przyrody od razu przyjemniej wysadzać, faszerować ołowiem i szatkować na drobne plasterki.
Okiem starego zgREDa Barona
Maciej Piotrowski
Tak jak nie przepadam za stylistyką Borderlands, tak Battleborn od razu mnie kupiło. I nieważne, że kreska jest tu grubociosana, że kolorki biją po oczach czy że tekstury bywają nad wyraz ubogie. To wszystko tu po prostu pasuje – do tego świata, do zakręconych postaci i radosnego strzelania, sieczenia mieczem, rzucania nożami i ogólnie siania zniszczenia i pożogi.
Pod względem oprawy wizualnej Gearbox miał swój koncept i świetnie go zrealizował.
Battleborn zahacza o arenę
Okiem Jakuba
Jakub Jakubowicz
Tak jest, oprawa graficzna to jednorodny, spójny koncept. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o całym projekcie rozgrywki.
Wieść gminna niesie, że Battleborn to połączenie FPS-a z elementami gatunku MOBA. Jako że mam w sobie coś z niewiernego Tomasza, nie dałem wiary tym plotkom, zanim osobiście nie wsadziłem paluchów w podziurawiony kulami bok najmłodszego dziecka Gearbox Software.
Najwięcej „mobowych” smaczków udało mi się odnaleźć w części oznaczonej hasłem „versus”, jednak nie brakuje ich też w trybie opowieści. To, co w pierwszej kolejności zwraca uwagę, to przymus eskortowania nieporadnych stworków, które falami atakują struktury wroga lub próbują się przepchnąć przez bramę kosmicznego pieca-ołtarza.
Do tego dochodzi jeszcze zdobywanie kolejnych poziomów, które odbywa się głównie w trakcie pojedynczej partii, a nie w przerwach między meczami. To zabieg żywcem wycięty z gier MOBA. Z każdą minutą potyczki dostajemy nowe zdolności, przy którymś z kolei poziomie pojawia się w naszych rękach tak zwany „ultimate”, a wraz ze zwycięstwem lub porażką wszystko to idzie w zapomnienie.
Nie da się ukryć, że także wyspecjalizowanie postaci zahacza o gatunek MOBA. Każdy musi odpowiednio pełnić swoją rolę na polu bitwy, żeby drużyna odniosła sukces. Powiecie, że tak samo jest prawie we wszystkich FPS-ach? Nie do końca. Tutaj mamy większy rozstrzał pomiędzy zdolnościami poszczególnych postaci i stylem gry, jaki narzucają.
Ile by nie dywagować nad tym temat, koniec końców trzeba się skonfrontować z pytaniem: czy Battleborn jest MOBĄ? W mojej opinii... absolutnie nie! Owszem, kto poszuka, ten znajdzie elementy tego gatunku (i nie jest ich wcale mało), ale w gruncie rzeczy przygody bohaterów z Solusa to tylko kreatywnie pomyślana strzelanka. No właśnie - „tylko” czy „aż”? Każdy musi to rozsądzić zgodnie z własnym gustem i oczekiwaniami.
Okiem starego zgREDa Barona
Maciej Piotrowski
MOBA to zawsze były Twoje, Jakubie klimaty. Mnie, pomimo kilku podejść do tematu, jak dotąd nie udało się nikomu zarazić ani LoLem, ani Heroes of the Storm, ani żadną inną. W Battlebornie jest zresztą podobnie.
Czy dużo jest tam tej MOBY? No styl rozgrywki nieco ją przypomina. I pewnie dlatego swoich fanów z pewnością znajdzie. Czy ja będę pośród nich? Jak na razie trudno powiedzieć. Próbuje, walczę, łaknę zwycięstwa, ale jak dotąd z mizernym skutkiem. A nic tak nie podcina skrzydeł jak porażka, jedna za drugą.