Wreszcie jest! Biomutant, potencjalny czarny koń 2021 roku, w końcu doczekał się swojej premiery. Pewnie myślicie teraz, że po tylu szalonych zapowiedziach banan nie schodził z naszych twarzy przez całą grę. Niestety, nie wszystko poszło tu tak jak to sobie wymarzyliśmy.
Niełatwo dzisiaj wydawać gry. Raz, że gonią terminy, dwa - że im większy projekt tym więcej potrzeba na niego kasy, i wreszcie trzy – że bycie oryginalnym najczęściej nie popłaca, co kończy się wielokrotnym powtarzaniem tego samego. Przykładów tego mamy aż nadto – a choćby niedokończony na premierę Cyberpunk 2077, powtarzana do znudzenia FIFA czy wydane ostatnio Mass Effect: Legendary Edition – niby fajne, a jednak trochę trącące już myszką.
Oczywiście trochę to wszystko upraszczam, bo przecież na trudność wydawania gier mają wpływ także i inne czynniki. Dość powiedzieć, że coraz częstsze przesuwanie premier w czasie w zasadzie przestało już mnie dziwić. Niestety, ma to też swoje złe strony – po jakimś czasie o takich tytułach powoli zapominamy. W końcu, ileż można czekać. I dokładnie to przytrafiło się Biomutantowi.
Wstyd się przyznać, ale grałem w tę grę na zamkniętym pokazie na PGA chyba jeszcze w 2018, i pamiętam jedynie tyle, że było zabawnie i kolorowo. Reszta zupełnie wyleciała mi z głowy. Mimo to wciąż, gdzieś tam w środku, czułem, że to może być czarny koń roku wpierw 2019, a potem 2020. No ale rzeczywistość zweryfikowała moje wyobrażenie – i to nie tylko dotyczące kolejnych poślizgów, ale i samej gry. Czarny koń z tego raczej nie będzie, choć niektórzy i tak nieźle się będą przy tym tytule bawić. Z naciskiem jednak na owo „niektórzy”.
Biomutant spogląda zazdrośnie na Zeldę
Można się śmiać, ale naleciałości z Legend of Zelda: Breath of The Wild są w Biomutant aż nadto widoczne. Podobnie jak tam mamy tu olbrzymi, otwarty świat, nastawiony na swobodną eksplorację. Mamy też nieco pretekstową fabułę, która powoli odsłania swoje zawiłości i różne patenty na szybkie przemieszczanie się po świecie – od wierzchowców, po coś na kształt lotni. Są nawet zabawnie wyglądający wrogowie.
No ale twórcy ze studia Experiment 101 nigdy nie ukrywali swojej fascynacji jedną z najsłynniejszych gier Nintendo. Na całe szczęście, na tym tylko nie poprzestali sięgając również do innych znanych produkcji pokroju Ratchet & Clank czy nawet Batman: Arkham Asylum. W końcu Biomutant miał być ciekawym RPG akcji więc, jak to powiadają, wszystkie chwyty dozwolone.
Początek gry w wykonaniu sabotażysty i maniaka psionicznego wygląda nieco inaczej
O dziwo, ten niezwykły miszmasz, w którym wyraźnie czuć echa poprzedniej generacji, potrafi dostarczyć sporą ilość frajdy. Pomijam tu jednak fabułę, bo historyjka o zatrutym świecie, który powoli umiera, drzewie życia, które może ten stan powstrzymać i walczących ze sobą plemionach stojących po stronie dobra i zła, jest raczej mało wciągająca. Ot, taki drugi plan, w którym upchnięto całą masę najróżniejszych aktywności.
To co naprawdę w Biomutant bawi to walka z kolejnymi przeciwnikami i rozwijanie swoich umiejętności. Nie dość bowiem, że pod względem widowiskowości potyczki przypominają te z Batmana – z unikami, przeskokami nad wrogiem i finiszerami, to jeszcze z każdym niemal starciem czujemy postępujący progres a to ucząc się nowych ruchów, a to wykorzystując nowe rodzaje broni (także te przez nas stworzone) bądź też zdobywając nowe ataki psioniczne.
Tak, opracowany przez twórców system walki wung-fu, przy użyciu różnego rodzaju broni, w połączeniu mutacjami, które dają nam iście szalone umiejętności specjalne i odporność na zagrożenia, oraz atutami wybranej przez nas klasy postaci, to jedna z tych rzeczy, która w Biomutant naprawdę błyszczy. Szkoda tylko, że reszta jest taka nijaka. No może nie do końca, bo coś tam fajnego jeszcze się znajdzie.
Nie bierzcie wszystkiego na poważnie
Mam wrażenie, że właśnie to zdanie przyświecało twórcom podczas końcowych prac nad Biomutantem. Na każdym kroku natykamy się tu na coś co wydaje się być żartem albo easter eggiem. Co powiecie na muszle klozetowe i kuchenki mikrofalowe skrywające cenne przedmioty? Dostanie się do nich wymaga rozwiązania zagadki, które to czynności towarzyszący nam narrator cały czas ochoczo komentuje. Bo musicie wiedzieć, że w Biomutancie nie ma typowych komunikatów czy dialogów – wszystko przekazywane jest nam przez narratora, który tu i ówdzie dorzuci swoje, 3 grosze, czasami dowcipne, a czasami nie.
Co ciekawe, humor wpleciony został także w system tworzenia broni, opisy kolejnych technik wung-fu czy niektóre misje. Dla przykładu w czasie swojej przygody natknąłem się na pielgrzyma, którego trzeba było odprowadzić do pewnego monumentu. Normalnie widzielibyśmy pewnie jak za nami biegnie. W Biomutant jednak ta zakapturzona postać teleportowała się za nasze plecy, gdy tylko się od niej odwróciliśmy. Trochę creepy, ale i dość zabawne.
Dwa grzyby w barszcz
Biomutant miał naprawdę niezłe zadatki. Kolorowa i pełna humoru gra o zmutowanym zwierzaku, w postapokaliptycznym świecie, który walczy nie tylko o ocalenie świata, ale i z własnym pragnieniem zemsty – to mogło być coś. Niestety, nie wszystkie decyzje twórców tego tytułu okazały się równie trafione. Dajmy na to kreator postaci – jest świetny, bo daje naprawdę szerokie możliwości wyboru zarówno samego wyglądu naszego bohatera jak i jego atrybutów i klasy postaci. Szkoda tylko, że zapomniano przy tym o najważniejszym – w takiej grze chcemy już na początku poczuć się kozakiem.
Skoro na zwiastunach pokazano nam nieźle wyglądającego kotoszopa to czemu pozostałe dostępne w grze „rasy” prezentują się tak marnie. Wymoczek z małą głową, dziwnymi oczkami czy zwierzak o nieco przerażającym uśmiechu – dziękuje, postoje. Ktoś powie pewnie teraz, że robię z igły widły, bo przecież ten pierwszy wybór określa tylko początkowe statystyki naszego bohatera, które później, podczas gry, można przecież dowolnie rozwinąć. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, by wybrać owego kotoszopa. No niby macie rację, ale ja jednak chciałbym na początku swojej zabawy mieć trochę większą swobodę.
W zasadzie na takie problemy można jeszcze machnąć ręką. Dużo gorzej wygląda sytuacja z fabułą i dialogami, bo po kilku godzinach gry po prostu ma się dość czytania i słuchania tych wszystkich rozwlekłych tekstów pełnych niby śmiesznych nazw. Gdyby jeszcze lektor (i to niezależnie od wersji językowej) czytał je szybciej to może dałoby się jakoś przy nich wysiedzieć, a tak to dość szybko zacząłem je przeklikiwać.
Jeśli myślicie, że w ten sposób cokolwiek straciłem albo ulotnił się klimat – to nie, nic z tych rzeczy. Słuchając tych wszystkich dialogów w Biomutant czasami miałem wrażenie jakbym oglądał brazylijski serial. Postacie o czymś mówią, ale o czym dokładnie – tego czasami zupełnie nie wiadomo, bo raz, że w wypowiedziach pełno jest owych niby śmiesznych nazw, a dwa – że jeden problem potrafi być tu wałkowany na różne sposoby. Nawet nasze wybory dialogowe nie do końca dają nam jasny przekaz o co tak naprawdę pytamy bądź o czym mówimy. Ot, gadka dla gadki.
Trochę podobnie jest z podejmowanymi przez nas w grze wyborami, które zmieniają naszą aurę. Czasami są one tak bzdurne, że właściwie nie wiadomo nawet kiedy i za co owe punkty światła czy mroku wpadają. Wystarczy na przykład powiedzieć ocalałemu wieśniakowi, że mu pomożemy, co właściwie kończy tę misję (tak, nie ma tu żadnego dodatkowego zadania) i już nasze konto wzbogaca się o jasną aurę. Naprawdę nie dało się tego rozwiązać inaczej?
Nie ustrzeżono się też niestety od całej masy małych, ale niezwykle irytujących błędów. A to kamera nie pokazuje tego co powinna zawieszając się w dziwnym miejscu, a to podczas sprzedaży rzeczy ze swojego ekwipunku nagle znikają oznaczenia tego co w danej chwili mamy na siebie założone, przez co łatwo pozbyć się aktualnie używanego sprzętu. Nie muszę chyba dodawać jak to ostatnie potrafi podnieść nam ciśnienie, wszak jakby nie patrzeć Biomutant to pogoń za coraz lepszym ekwipunkiem, z lepszymi parametrami. Dobrze chociaż, że przedmiotów do znalezienia podczas gry jest tu całe mrowie, bo świat gry, choć lekko pustawy, po brzegi wypchany jest najróżniejszymi misjami i znajdźkami.
Biomutant – czy warto kupić?
I znów trudne pytanie. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że warto, ale tylko wówczas, gdy dokładnie znasz swoje oczekiwania. Biomutant to nie Zelda. Nie licz na to, że fabuła przykuje cię do ekranu na długie godziny. Ona ma tutaj drugorzędne znaczenie. Pod tym względem Biomutant przypomina trochę Rage 2, w którym wszystkiego było dużo, ale całość posklejana została niczym Frankenstein. Niby dawało to frajdę, ale trzeba było przywyknąć.
Jeśli więc nie baczysz na takie drobnostki, a chcesz przede wszystkim poczuć ducha niczym nie skrępowanej przygody i eksploracji niezwykłego świata, poszaleć trochę młócąc kolejnych przeciwników i poeksperymentować z tworzonymi przez siebie szalonymi broniami – to Biomutant powinien przypaść ci do gustu. Szczególnie, że system aury, czyli dobra i zła, który ma wpływać tu na wygląd świata, może być niezłym impulsem by spróbować tej gry jeszcze raz, z nieco innymi wyborami. No ale do tego musisz pokochać ten tytuł, a z tym może być niestety różnie.
Opinia o Biomutant [PC]
- bardzo rozbudowany kreator bohatera i późniejsze możliwości jego personalizacji,
- duży, ciekawie zaprojektowany, postapokaliptyczny świat,
- sprawiające satysfakcję tworzenie broni i jej modyfikowanie,
- dobrze przemyślane elementy RPG,
- nasze uczynki, dobre lub złe (aura), potrafią wpływać na świat gry,
- system walki typu „easy to learn, hard to master”,
- cała masa humoru i easter eggów – od postaci, po zagadki, misje czy opisy przedmiotów,
- całkiem wciągająca rozgrywka,
- nieźle przygotowana polska wersja językowa.
- wygląd poszczególnych ras w kreatorze postaci mocno zawodzi,
- mało porywająca, mocno przegadana fabuła,
- nieco pustawy świat,
- dialogi niczym z brazylijskiego serialu – długie i w większości o niczym,
- narrator (niezależnie od wybranej wersji językowej), który zamiast podkręcać emocje skutecznie je gasi,
- czasami tragiczna wręcz kamera,
- na konsoli poszczególne elementy interfejsu zasłaniają zbyt dużą część obrazu,
- możliwość przypadkowego sprzedania aktualnie założonego ekwipunku.
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Biomutant w wersjach PC i PS4 na potrzeby recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego dystrybutora - firmy Koch Media Poland oraz firmy Dead Good Media reprezentującej producenta gry
Komentarze
9