Polska platformówka tanecznym krokiem przemierza fantasmagoryczne krajobrazy. I choć warstwa wizualna Bound oczarowuje, to nie wszyscy dadzą się uwieść.
- ciekawa estetyka,; - urokliwe i oniryczne krajobrazy,; - niecodzienna konstrukcja opowieści,; - alternatywne zakończenie,; - mimo wszystko, potrafi wzruszyć.
Minusy- wątek fabularny da się ukończyć w dwie godziny,; - przy dłuższych sesjach szybko staje się nużąca,; - nie stawia wielkich wyzwań przed graczem,; - historia słabo trzyma w napięciu.
Gra platformowa naszego rodzimego studia Plastic Studios zapowiadała się naprawdę ciekawie. W końcu nie ma ona w sobie nic z produkowanych na kilogramy strzelanek czy innych erpegów. Zaprezentowane na zwiastunach fragmenty rozgrywki urzekały niespotykaną estetyką, a mechanika przywodziła na myśl takie dzieła sztuki jak znana z PlayStation 4 Podróż.
Nazywam się Bound... Po prostu Bound
Kłopot w tym, że finalny produkt okazał się na tyle specyficzny, że bardzo trudno jednoznacznie go ocenić. By nie przedstawić go zbyt jednostronnie postanowiłem skonfrontować moje wrażenia z gry z Maciejem. Szczególnie, że wcześniej Bound oczarował go podczas pokazu Playstation VR. Ja zaś, po ukończeniu gry, miałem zgoła odczucia.
Dla mnie produkcja ta nie oferuje w zasadzie nic ponad to, co już mieliśmy okazję widzieć w materiałach przedpremierowych. I chociaż tytuł pierwszego akapitu tej recenzji to aluzja do słynnego przywitania agenta 007, Bound suspensem nie dorównuje ani filmowym przygodom asa brytyjskiego wywiadu, ani też najwyżej cenionym produkcjom świata wirtualnej rozrywki.
Bryły w przestrzeni, sprzeczki w rodzinie
Okiem Jakuba
Jakub Janowicz
Bound na „dzień dobry” wyprowadza nas w pole. Kobieta w ciąży przechadza się po plaży, oprawa wizualna odbiega od tego, co oglądaliśmy na zwiastunach i zdjęciach, a tempo ruchów bohaterki w niczym nie przypomina obiecywanego baletu.
Przyznam, że w pierwszej chwili zwątpiłem. Przeglądanie starych notatek na plaży z widokiem na latarnię morską? Może się pomyliłem i przez pomyłkę odpaliłem Life is Strange? Nie, jednak nie. Jak się okazało, sekwencja nad brzegiem morza to rama fabularna, a kolejne etapy, które przychodzi nam „przetańczyć”, są symbolicznie przedstawionymi retrospekcjami.
Niby jest to pomysłowe, ale jednak niepozbawione wad. Przede wszystkim sam symbolizm jest wysoce niejasny, a kiedy już jako tako da się go pojąć, to zaczyna zakrawać o kicz.
Za przykład niech posłuży główna bohaterka, która w swojej dziecięco-roztańczonej postaci mierzy się z bestiami przerażającego świata dorosłych, a za jedyną broń służy jej taniec odganiający złe moce. Mętne to i w dodatku do bólu ograne!
Wprawdzie po każdym zakończonym sukcesem etapie odkrywa się przed nami kolejny fragment tajemniczej opowieści (i tutaj po raz kolejny należy nadmienić, że wizualnie Bound to prawdziwy majstersztyk), ale i te stop-klatki, jakkolwiek nastrojowe, niczym nie zaskakują.
W zasadzie w całej tej opowieści następuje tylko jeden, finałowy zwrot akcji. Z tym, że on także wydał mi się dosyć przewidywalny i nie rzucił nowego światła na to, co już wcześniej zostało przede mną odkryte.
Szkoda, że w tym aspekcie nie znajdujemy fajerwerków, które dorównałyby tym, jakie roztacza przed nami oprawa wizualna. A przecież produkcje takie, jak chociażby platformówka Limbo, pokazują dobitnie, że wcale nie trzeba rozbuchanej fabuły, żeby na dobre przykuć uwagę gracza.
Okiem Starego zgREDa
Maciej Piotrowski
A widzisz, ja odebrałem to zupełnie inaczej. Może i faktycznie trochę ten miks rzeczywistości i fantazji ociera się o kicz, ale sama opowieść nie była taka zła. Co prawda, po tych pierwszych retrospekcjach (swoją drogą niezwykle ciekawie zrealizowanych – strzępki pamięci układają się powoli w całość) spodziewałem się, że tłem całości będzie jakaś pieczołowicie skrywana rodzinna tragedia, a nie troszkę bardziej prozaiczna sytuacja, ale nie ukrywam, że i ono nieco mnie dotknęło. Cóż, może przez własne wspomnienia z dzieciństwa.
Tak czy siak – dla mnie i tak cała ta opowieść to jedynie rama dla doskonałego spektaklu audiowizualnego.
W piruecie przeciw bestiom
Okiem Jakuba
Jakub Janowicz
W porządku, historia, jak historia, symbolika symboliką, ale może chociaż sama rozgrywka jest na tyle ciekawa, żeby utrzymać tę produkcję na odpowiednim poziomie? Nic z tych rzeczy. Zręcznościowe wyczyny, których się wymaga od gracza, nie stawiają przed nami w zasadzie żadnych wyzwań.
Ot, przeskocz z tej półki na tę, przemknij po rozciągniętej między dwoma platformami wstędze, znajdź alternatywną ścieżkę. Czasem tylko w głowie się może zakręcić od zabaw z grawitacją, a czyhające na nas przeszkody wymagają wykonania paru tanecznych ruchów.
No właśnie, skoro już w całej tej grze chodzi o taniec (chociaż, słowo daję, nie mam pojęcia dlaczego), można by oczekiwać, że przynajmniej wywijanie wirtualnych hołubców będzie rozbudowane i angażujące.
Tymczasem wykonywanie piruetów ogranicza się w zasadzie do bezmyślnego klepania przycisków. W dodatku ich jedynym celem jest roztoczenie nad bohaterką ochronnej tarczy lub „pokonanie” wielkich bestii, którym trudno nawet przypisać miano bossów.
Na domiar złego, nawet kiedy w tym mało skomplikowanym środowisku poniesiemy porażkę i runiemy w przepaść, to i tak zaraz pojawiamy się w miejscu, gdzie powinęła nam się noga.
Oczywiście, dla części graczy taka bezstresowa formuła może być plusem, jednak dla mnie to rozwiązanie było tylko kolejnym elementem utrzymującym adrenalinę na nieprzyzwoicie niskim poziomie.
Okiem Starego zgREDa
Maciej Piotrowski
Bound to bardzo nietypowa gra. Faktycznie brakuje w niej jakichś większych wyzwań dla gracza (no może później, po odblokowaniu trybu Speedrun), ale nie o to tutaj chodzi. Tutaj rozgrywka jest tylko pretekstem do podziwiania tego niezwykłego, surrealistycznego świata, przecudnie płynnych ruchów naszej bohaterki i dziwnych stworów, które co jakiś czas pojawiają się w tle. Dlatego mnie osobiście ta prostota zabawy w żaden sposób nie odrzucała.
Żałuje jednak bardzo, że Bound pojawił się już teraz. Moim zdaniem gra powinna mieć swoją premierę dopiero wraz z Playstation VR. Będąc otoczonym tym światem wrażenia z gry są dużo lepsze.
Nic nie usypia tak jak balet
Okiem Jakuba
Jakub Janowicz
Owszem, Macieju, można powiedzieć, że Bound to gra, która nie każdemu przypadnie do gustu, bo jest produkcją unikalną. Moim zdaniem to tylko po części prawda. Sądzę, że zakochają się w niej jedynie te osoby, którym szczególnie wpadnie w oko niespotykana estetyka tego tytułu.
Być może oni będą się świetnie bawić podczas niespełna dwugodzinnej rozgrywki. I oni też pewnie w pełni wykorzystają wspomniany tryb „speedrun”.
Cała reszta graczy rzuci raczej kilka słów uznania na temat niesamowitej oprawy graficznej, a po paru chwilach spędzonych przy Bound odłoży na bok pada z wyrazem znużenia na twarzy.
A zapowiadało się tak dobrze i wygląda tak ciekawie... Jednak parę rzeczy skutecznie przeszkodziło Bound w osiągnięciu sukcesu. I było to znacznie więcej, niż tylko przysłowiowy rąbek spódnicy.
Okiem Starego zgREDa
Maciej Piotrowski
Masz rację - w Bound zakochają się ci, których oczaruje ten niezwykły surrealistyczny świat. Do tego jednak potrzeba powolnego dawkowania sobie tej produkcji. By ją w pełni docenić nie można usiąść na 2 godziny i z marszu ją skończyć.
Bound trzeba sączyć jak wytrawny koktajl, powoli, przez słomkę. Inaczej rozgrywka faktycznie może szybko znużyć. Jeśli zaś bez pośpiechu będziemy pokonywać kolejne przeszkody, chłonąc barwy, baletowe ruchy naszej bohaterki i świetnie dobraną do tego muzykę – z pewnością odkryjemy w Bound ukryte piękno.
Ocena końcowa:
- ciekawa estetyka
- urokliwe i oniryczne krajobrazy
- niecodzienna konstrukcja opowieści
- alternatywne zakończenie
- mimo wszystko, potrafi wzruszyć
- wątek fabularnyu da się ukończyc w 2 godziny
- przy dłuższych sesjach szybko staje się nużąca
- nie stawia wielkich wyzwań przed graczem
- historia słabo trzyma w napięciu
Zdaniem Jakuba
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dostateczny - Grywalność:
dostateczny
Zdaniem Macieja
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dobry
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!