Nie dajcie się oszukać, to nie Diablo, to stare, dobre Darksiders… tylko inaczej!
Seria Darksiders jest dość specyficzna – jedną z jej cech charakterystycznych jest ciągłe eksperymentowanie z formą rozgrywki. Darksiders Genesis pozostaje wierne tej idei i zdecydowanie nie jest grą, na jaką może wyglądać na pierwszy rzut oka.
- ciekawa formuła rozgrywki, łącząca bieganie po platformach z rzutem izometrycznym,; - nowy bohater - Waśń jest całkiem pozytywnym Jeźdźcem,; - moce, jakimi dysponują nasi bohaterowie wyglądają momentami bardzo imponująco,; - interesujące zagadki, zmuszające do mocnego kombinowania,; - sporo nagród za eksplorację,; - niezły tryb kooperacji dla dwóch graczy.
Minusy- problemy z detekcją kolizji i „zacinaniem się” o fragmenty mapy,; - mała pula wrogów,; - gra została zaprojektowana z myślą o padzie, na klawiaturze i myszy gra się trudniej.
Droga przez kolejne odsłony Darksiders to spacer przez ciągłe zmiany. Wojna, którym kierowaliśmy w „jedynce” był bohaterem klasycznego „akcyjniaka”. Śmierć z „dwójki” zbierał losowe łupy i szukał tych najlepszych, by siać zniszczenie. Furia w Darksiders 3 przemierzała apokaliptyczny świat, który okazał się być bardzo podobny, pod względem wyzwań, do gier souls-like.
Airship Syndicate, twórcy całkiem udanego Battlechasers: Night War stworzyli coś, co zamiast dziwnego podtytułu, powinno mieć po prostu cyfrę „4” na końcu nazwy. Darksiders Genesis wygląda co prawda, jak Diablo 3 i inne współczesne hack’n’slashe, w praktyce jest jednak dość specyficznym eksperymentem, przenosząc rozgrywkę w stylu RPG akcji do rzutu izometrycznego. W tej zabawie formą nie obyło się bez potknięć, ale efekt końcowy jest całkiem satysfakcjonujący.
Darksiders Genesis nie jest typowym hack’n’slashem. Nie ma tu za dużo nabijania poziomów, bo bohaterowie nie awansują w klasyczny sposób, zamiast tego kupując lub znajdując ulepszenia i specjalne umiejętności.
Darksiders Genesis: historia o Waśni i Wojnie
Darksiders Genesis daje nam wreszcie poznać ostatniego z Jeźdźców Apokalipsy, Waśń. Zamaskowany rewolwerowiec jest dużo bardziej wyluzowany od swoich towarzyszy - co chwila podrzuca głupkowate dowcipy i komentarze, mimo tego zdaje się doskonale pasować do świata, który przemierza. Choć jego towarzyszem w przygodzie jest ponury i gburowaty Wojna, między bohaterami czuć niezłą chemię…kiedy akurat nie rzucają jakiegoś wyjątkowo czerstwego dowcipu.
Sama przygoda przesadnie nie porywa – Darksiders Genesis daje nura w skomplikowaną i dziwną historię zakręconego uniwersum, gdzie diabły i anioły tłuką się nieustannie, a Jeźdźcy Apokalipsy służą za pacyfikatorów co bardziej gorliwych przedstawicieli obu stron.
Osoby, które znają i kochają świat tejże serii poczują się tu jak ryby w wodzie, szczególnie, że jedną z kluczowych dla fabuły postaci jest powracający po raz kolejny Vulgrim. Ci, którzy w historię Wojny, Śmierci, Furii i Waśni dotychczas się nie wkręcili, dostaną sałatkę ze znajomych nazw o kompletnie wypaczonych znaczeniach i bajkę odhaczającą większość znanych władców piekła. O to chyba jednak chodzi w tej zabawie.
Darksiders Genesis, czyli skacz, unikaj i rób sztuczki
Choć wiele może na to wskazywać, warto podkreślić jeszcze raz ważną rzecz: Darksiders Genesis nie jest typowym hack’n’slashem. Nie ma tu za dużo nabijania poziomów, bo bohaterowie nie awansują w klasyczny sposób, zamiast tego kupując lub znajdując ulepszenia i specjalne umiejętności.
Ekipa Airship Syndicate stworzyła izometryczną grę, w której wspinamy się po kładkach, przelatujemy nad przepaściami i próbujemy przebiegać przez labirynty na czas. I chociaż wrogów czekających na zabicie jest zazwyczaj od groma, to jednak są oni po prostu kolejną przeszkodą do pokonania, tak jak ruchome kładki czy przyciski do naciśnięcia w określonej sekwencji.
Przez większość czasu wychodzi to Darksiders Genesis całkiem nieźle. Praktycznie każda mapa, jaką odwiedzamy ma nagrody dla zapalonych do eksploracji graczy, a elementy metroidvanii, ścieżki dostępne dopiero, gdy odblokujemy pewne moce, sprawiają, że do przebytych map chce się wracać, na chwilę, żeby zdobyć chociaż jedną nagrodę.
Bardzo pomaga w tym kreatywność twórców, którzy poświęcili sporo uwagi na konstruowanie zagadek tak, by premiować uważne przyglądanie się każdemu zakątkowi planszy. Gadżety, jakie zdobywamy po drodze nie są może przejawem absolutnego geniuszu, ale kilka zagadek związanych z otwieraniem portali (które wykorzystują, podobnie jak Portal, fizykę gry, by pozwalać nam skakać wyżej i dalej!) jest naprawdę bardzo satysfakcjonujących.
Rzecz w tym, że parę elementów związanych z eksploracją przemyślano tak sobie. W Darksiders Genesis perspektywa potrafi być morderczym wrogiem, szczególnie, jeśli próbujemy przelecieć między jedną kładką a drugą, a nasza postać ląduje zupełnie gdzie indziej, niż wskazywałby na to jej cień.
Nie wszystkie skoki da się wygodnie wymierzyć w rzucie izometrycznym, a ustawiona na stałe kamera, choć pozwoliła stworzyć całkiem fajne widoczki, jednocześnie sprawia, że momentami nie możemy dojrzeć wszystkiego, co potrzebujemy. To niby tylko drobne niedogodności, jednak w połączeniu z zacinaniem się o nawet najmniejsze przeszkody, Darksiders Genesis potrafiło być momentami bardzo frustrujące.
Darksiders Genesis – bogactwo i nuda
Najbardziej frustrującym elementem Darksiders Genesis jest jednak mocny kontrast między dwoma kluczowymi aspektami zabawy – rozwojem postaci i walką. Z jednej strony twórcy zadbali, by arsenały dwóch Jeźdźców miały sporo do zaoferowania – odblokowywane w trakcie gry ulepszenia wyglądają i sprawują się naprawdę dobrze. Oczywiście, umiejętności, jakimi dysponujemy są mocno sztampowe, jednak sprawdzają się podczas zabawy i zmieniają ekran w tęczę wybuchów i laserowych wiązek. Ciężko więc na nie narzekać.
Z drugiej strony jednak wrogowie, z jakimi walczymy, są potwornie powtarzalni, a ich różnorodność pozostawia sporo do życzenia. Spotykając w kółko tych samych mini-bossów zacząłem w pewnym momencie wywracać oczami. Każda kolejna walka z tym samym „dużym” przeciwnikiem była nieco mniej ekscytująca od poprzedniej. Szeregowi wrogowie, choć także umiarkowanie zróżnicowani, drażnili podczas zabawy dużo mniej.
Przemierzanie piekieł z Waśnią i Śmiercią w Darksiders Genesis jest trochę jak oglądanie filmu klasy B – choć bohaterowie zachowują się mocno stereotypowo, a wszystko zdaje się poważnie przerysowane, jednocześnie spina się w spójną, satysfakcjonującą całość.
Darksiders Genesis ma dobry styl i fatalną mapę
Niewiele zarzucić można z kolei oprawie audiowizualnej. Momentami widać podobieństwa między środowiskami z Battlechasers: Nightwar i Darksiders Genesis, ale zbytnio to nie przeszkadza. Świat nowszej z gier z uniwersum Darksiders bywa momentami troszkę monotonny i szaro-bury, jednak wobec ilości zajęć i akcji, jaka rozgrywa się na ekranie ciężko się tu do czegoś poważnie przyczepić.
Przy okazji oprawy graficznej warto jednak wspomnieć o mapie w grze, która jest jedną z najgorszych, jakie widziałem w ostatnich latach. Z niezrozumiałego powodu twórcy postanowili nie umieszczać na niej pozycji naszego bohatera, przez co całość staje się potwornie nieczytelna i zamiast pomagać podczas eksploracji rzuca nam kłody pod nogi.
Darksiders Genesis – czy warto kupić?
Darksiders Genesis na niemal każdym kroku daje poznać, że nie powstało przy wsparciu olbrzymiego budżetu. Ale i tak warto po nie sięgnąć, szczególnie, jeśli lubimy tę dziwaczną, postapokaliptyczną serię. Airship Syndicate, choć nie stworzyło kolejnej numerowanej odsłony Darksiders, zdaje się doskonale rozumieć, co w opowieści o Jeźdźcach Apokalipsy gra i działa.
Zręcznościowe elementy rozgrywki sprawdzają się całkiem nieźle w rzucie izometrycznym nawet, jeżeli momentami problemy z perspektywą utrudniają zabawę, a siekanie wrogów wydaje się przyjemniejsze, niż w ubiegłorocznym Darksiders 3.
Przemierzanie piekieł z Waśnią i Śmiercią w Darksiders Genesis jest trochę jak oglądanie filmu klasy B – choć bohaterowie zachowują się mocno stereotypowo, a wszystko zdaje się poważnie przerysowane, jednocześnie spina się w spójną, satysfakcjonującą całość. W odróżnieniu od Furii, czwarty z Jeźdźców ma zresztą choć trochę charakteru i daje nam szansę, by go polubić.
Ocena końcowa Darksiders Genesis:
- ciekawa formuła rozgrywki, łącząca bieganie po platformach z rzutem izometrycznym
- nowy bohater - Waśn, jest całkiem poztywnym Jeźdźcem Apokalipsy
- moce, jakimi dysponują nasi bohaterowie wyglądają momentami bardzo imponująco
- interesujące zagadki, zmuszające do mocnego kombinowania
- sporo nagród za eksplorację
- "finishery" bohaterów
- niezły tryb kooperacji dla dwóch graczy
- problemy z detekcją kolizji i "zacinaniem się" o fragmenty mapy
- mała pula wrogów
- gra została zaprojektowana z myślą o padzie, na klawiaturze i myszy gra się trudniej
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Darksiders Genesis na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Dead Good Media reprezentującej wydawcę gry
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Darksiders 3 - niezbyt udany powrót Jeźdźców Apokalipsy
- Diablo III: Ultimate Evil Edition – Konsolowe szaty króla hack’n’slash. W wersji ostatecznej!
- Najlepsze gry RPG obecnej generacji - TOP 10
Komentarze
2