Twórcy Devil May Cry 5 dali czadu, i to potężnie. Nowa gra to nie tylko powrót na „stare śmieci” i wreszcie „normalny” siwowłosy Dante, ale też świetnie opowiedziana historia pełna widowiskowych akcji i absolutnie fantastyczny system walki, i to w 3 różnych odsłonach.
- niesamowicie widowiskowa, piekielnie dynamiczna i szalenie satysfakcjonująca rozgrywka,; - ciekawa, mocno wkręcająca fabuła,; - 3 grywalnych bohaterów – Nero, V i Dante…; …każdy z własnym, unikalnym stylem walki i zestawem umiejętności,; - rewelacyjnie zaprojektowani bossowie,; - mocno podkręcająca tempo ścieżka dźwiękowa,; - widok innych graczy dodatkowym impulsem do stylowej gry (otrzymywanie oceny po ukończeniu misji),; - świetne modele postaci i znakomite animacje,; - niezła oprawa graficzna.
Minusy- momentami mocno irytująca kamera,; - trochę mało błyskotliwe lokacje.
Jakoś ostatnio nie mamy szczęścia do powracających po latach znanych i lubianych tasiemcowych serii. Nie trzeba nawet daleko szukać, by wskazać tytuły, które nie spełniły pokładanych w nich nadziei. No bo ilu z nas z zapartym tchem czekało choćby na Darksiders 3, Just Cause 4 albo najnowszą odsłonę Fallouta. Jak to się skończyło chyba wszyscy dobrze wiemy. Dość powiedzieć, że tych produkcji raczej nie ma co szukać w zestawieniach najlepszych gier na PS4, Xbox One czy w Top 10 gier PC . Ich pozycja w rankingu gier też nie zachwyca.
Po takiej serii zawodów pojawienie się Devil May Cry 5 jest niczym pierwszy oddech w niesamowicie zielonym lesie, zaraz po opuszczeniu ulic spowitego smogiem miasta. Czyste, świeże powietrze napełnia nam płuca dostarczając tyle tlenu, że popadamy niemal w euforię. I właśnie tak czułem się zaraz po uruchomieniu najnowszej odsłony przygód Dantego, siwowłosego pogromcy demonów. I pal licho, że twórcy znów namieszali z chronologią tej niezwykłej serii.
Diabelsko dobra trójca
Ręka w górę kto dokładnie pamięta poprzednie części serii Devil May Cry? Mówcie co chcecie, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Wszak od ostatniej odsłony tej serii minęło 11 lat. I wiem dobrze, że „po drodze” zdarzył się DmC: Devil May Cry, ale powiedzmy sobie szczerze - nawet jeśli grało się w nią całkiem nieźle, to nowy wizerunek emo Dantego jakoś do tej serii nie pasował. Równie dobrze gra mogłaby nazywać się inaczej i pewnie zostałaby dużo lepiej zapamiętana niż obecnie.
Dość powiedzieć, że nawet twórcy Devil May Cry 5 postanowili spuścić na poprzednika zasłonę milczenia powracając do wątków z pierwszych części i na nowo kreśląc kolejność wydarzeń. I właśnie po to w Devil May Cry 5 znalazła się filmowa prezentacja pokrótce wyjaśniająca całą dotychczasową historię.
Jednak odłóżmy na bok wspominki. Tak naprawdę nie są one nawet potrzebne by świetnie bawić się siekąc kolejne demony w Devil May Cry 5. Twórcom tejże gry udało się bowiem stworzyć naprawdę nieźle wkręcającą fabułę, w której pierwsze skrzypce gra nie jeden, a aż 3 bohaterów – Dante, Nero i tajemniczy V. Każdy niezwykle charyzmatyczny, każdy unikalny, każdy z całą masą świetnie zrealizowanych filmików.
Nie oszukujmy się jednak, to nie fabuła (choć naprawdę niezła) jest tutaj największym magnesem nie pozwalającym nam odejść od monitora bądź telewizora. Bo choć historia w „piątce” zaczyna się od „wysokiego C” czyli walki z maksymalnie dopakowanym demonicznym królem Urizenem, to i tak liczy się tu przede wszystkim rozgrywka. Ta zaś jest kwintesencją tego wszystkiego za co kochamy gry – widowiskowości, stawianych przed samym sobą wyzwań (co? ja nie wykręcę najwyższej oceny za styl?) i hektolitrów miodu płynącego z zabawy.
Stare oceny za styl powracają. Po co poprzestawać na Savege czy Sick Skills skoro można wykręcić „trzy S-ki” czyli Smokin’ Sexy Style
Piekielna satysfakcja
Jak w poprzednich odsłonach serii rozgrywka w Devil May Cry 5 polega na pokonywaniu kolejnych rzucanych przeciwko nam wrogów. Nawet nie trzeba tu za bardzo szukać dalszej drogi, bo większość misji sprowadza się po prostu do parcia naprzód. No może z drobnymi wyjątkami, w których koniecznie jest użycie wcześniej znalezionego przedmiotu bądź też odblokowanie jednej z wielu ukrytych tajnych misji.
Wszystko to jednak i tak koniec końców sprowadza się do efektownie wyglądających starć, u podstawy których leży absolutnie fantastyczny system walki. Co więcej, każdy z 3 grywalnych bohaterów oferuje w tym względzie zupełnie inny styl rozgrywki.
Dante to już ikona serii Devil May Cry więc i jego najnowszy występ może nie robić aż tak wielkiego wrażenia. Owszem, gra się nim świetnie, szczególnie walka nim jest piekielnie dynamiczna. W moim odczuciu jednak, show skradł mu troszkę Nero i V, którego tajemnice musicie poznać sami.
Po części wynika to także z faktu, że Devil May Cry 5 dość specyficznie snuje swoją opowieść bawiąc się chronologią wydarzeń i przerzucając nas w kolejnych misjach pomiędzy bohaterami. A że Dante swoje „właściwe” wejście ma tu dość późno, to i my wcześniej zdążymy poczuć miętę do niesamowitych możliwości ograbionego z ręki Nero, który na polu walki wymiata dzięki nowym protezom, albo lepiej, zakochać się w jakże oryginalnym i cudownie świeżym dystansowym stylu V.
Nero, od którego rozpoczynamy naszą przygodę z Devil May Cry 5, nie robi początkowo aż tak wielkiego wrażenia. Przynajmniej do czasu, gdy zrozumiemy jak istotną rolę w walce ogrywają montowane przez niego protezy ręki.
W grze jest ich naprawdę sporo, bo Nico co chwila zmajstrowuje jakąś nową, z zupełnie odjechanymi funkcjami. Właściwie jest tu chyba wszystko co tylko można sobie zamarzyć – od fali uderzeniowej, poprzez leczenie i odbijający się od wszystkiego laser, aż po spowalnianie wrogów. A to tylko niewielki wycinek tego co wymyślili tu twórcy Devil May Cry 5.
Co ciekawe, na misje możemy ich wziąć kilka różnych protez (które sami wcześniej wybierzemy) i spokojnie dyndają one sobie przypięte do paska naszego bohatera. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, nie da się ich swobodnie zmieniać. By móc założyć kolejną trzeba wcześniej „zużyć” obecną.
Można też w czasie walki stracić cały „magazynek” protez i wówczas dobrze jest bacznie rozglądać się po lokacjach, bo tu i ówdzie da się znaleźć stosowne uzupełnienie. Nero, podobnie zresztą jak każdy z 3 dostępnych bohaterów, ma swoje drzewko dodatkowych umiejętności, które powoli odblokowujemy korzystając ze zbieranych czerwonych kul.
Największą frajdę sprawiały mi jednak misje rozgrywane V. Ten tajemniczy bohater walczy zupełnie inaczej niż Nero i Dante trzymając się lekko na uboczu właściwego starcia. Korzystając z przywoływanych przez siebie demonów osłabia on przeciwników na tyle by móc na koniec wykonać na nich efektownego finiszera z pomocą swojej laski. Raz, że świetnie to wygląda, a dwa, że niezwykle łatwo wykręcić w ten sposób niezły wynik. Co tu dużo mówić, na widok trzech „S” banan od razu pojawia się na twarzy.
Wykręcanie coraz to bardziej wymyślnych kombosów sprawia w Devil May Cry 5 niebywałą wręcz satysfakcję. Wyraźnie czuć tu staroszkolny klimat, w którym liczy się to jak potrafimy wykorzystać coraz większą paletę umiejętności prowadzonego bohatera.
W odczuwaniu frajdy z rozgrywki nie przeszkadzają nawet dość monotonne lokacje. Co prawda, początkowo może to lekko razić, a dość szybko godzimy się z faktem, iż stanowią one jedynie tło do absolutnie wyczesanych starć. I to wystarczy.
Diabeł tkwi w szczegółach
Jak to zwykle bywa nie wszystko w Devil May Cry 5 błyszczy takim blaskiem jak opisany wyżej system walki. O monotonii korytarzowych lokacji już wspomniałem. Nie da się też nie zauważyć, że większości miejscówek brakuje nieco szczegółowości i czegoś co mogłoby wywołać u nas efekt „WoW”.
W ogólnym rozrachunku to jednak drobnostka, która znika, gdy radośnie sieczemy kolejnych przeciwników. Dużo większe zastrzeżenia mam do kamery, która czasami doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Pomijam już fakt, że przy szybkim starciu potrafi się zgubić. Gorzej, że wyczynia piekielne harce podczas eksploracji miejscówek psując nie raz całą frajdę z odkrywania sekretów.
Za to wielkie brawa należą się twórcom za świetne wykorzystanie silnika RE Engine. Tego samego, który wręcz fantastyczną robotę wykonał w zremasterowanym od podstaw Resident Evil 2. Pamiętacie tamtejsze modele postaci? No to w Devil May Cry 5 są one jeszcze lepsze.
Wystarczy zresztą dokładnie obejrzeć któryś ze znajdujących się wyżej zwiastunów, by zrozumieć o co mi chodzi. Co najlepsze, dotyczy to też fenomenalnie zaprojektowanych bossów, którzy nie dość, że za zaskakują wyglądem, to jeszcze za każdym razem przynoszą nowe, unikatowe wyzwanie.
Devil May Cry 5 ma ciekawy patent sieciowy – czasami w naszych lokacjach pojawiają się duchy innych graczy, których poczynania możemy obserwować, a po zakończeniu misji ocenić ich styl rozgrywki
Devil May Cry 5 - czy warto kupić?
Jeśli jesteś fanem poprzednich części tejże serii zapewne wiesz już dobrze, że warto. Ba, być może właśnie ogrywasz nawet swoją kopię gry. Dla pozostałych mam dobrą radę – by docenić Devil May Cry 5 nie potrzebujesz ani świetnie orientować się w dotychczasowej historii pogromcy demonów, ani też być absolutnym wymiataczem w tego typu grach.
Wystarczy, że lubisz widowiskową akcję i cieszysz się na widok coraz bardziej wykręconych ataków i szalonych kombosów, które udało się zrobić, a potem jeszcze raz je powtórzyć. Owszem, co poniektórzy mogą narzekać na nieco niski poziom trudności gry, ale dla mnie, szukającego po prostu dobrej, sprawiającej frajdę rozgrywki Devil May Cry 5 to tytuł wręcz idealny. To piekielnie dobra gra.
Ocena końcowa Devil May Cry 5:
- niesamowicie widowiskowa, piekielnie dynamiczna i szalenie satysfakcjonująca rozgrywka
- ciekawa, mocno wkręcająca fabuła
- 3 grywalnych bohaterów - Nero, V i Dante...
- ...każdy z własnym, unikalnym stylem walki i zestawem umiejętności
- rewelacyjnie zaprojektowani bossowie
- mocno pokręcająca tempo ścieżka dźwiękowa
- widok innych graczy dodatkowym impulsem do stylowej gry
- świetne modele postaci i znakomite animacje
- niezła oprawa graficzna
- momentami mocno irytująca kamera
- trochę mało błyskotliwe lokacje
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
super - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Devil May Cry 5 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Cenega S.A.
Komentarze
13Poczytaj sobie dso.
Wiecej na ten temat można poczytać w necie i artykułach na Polskich i zagranicznych portalach.
I jak zwykle pewnie wersja na PC bedzie najlepsza graficznie a niebieskie fanboje dostaną graficzny ochłap :D
Zgadza się Eurogamer zrobił testy i jemu wyszło 13 kl/s
Wystarczy wpisać sobie u wujaszka google "devil may cry 5 denuvo" i wyskoczy masa artykułów oraz wypowiedzi ludzi i działaniu gry z Denuvo i bez Denuvo.
"Denuvo może spowalniać wydajność w Devil May Cry 5 o 25%"
Jednym słowem totalne przegięcie pały skoro tutaj gra chodzi szybciej i lepiej to inne produkcje gdzie nawet 10 klatek na sekundę zrobiło by nie jednemu różnice za pewne są tez spowalniane o czym już nie mówiło się raz dwa czy trzy ale i dziesiątki razy.
Kupić grę za 250zł żeby mieć mniej klatek na sekundę niż pirat co ściągnie ją z neta za darmo gdzie tu sens gdzie logika ja się pytam?