Seria Just Cause od zawsze stawiała na otwarty świat, widowiskowość i frajdę płynącą z radosnej rozwałki. W Just Cause 4 wszystkiego jest dużo - broni, pojazdów, misji, lokacji i wybuchów. Szkoda tylko, że zabrakło ciekawej fabuły i tak potrzebnego serii powiewu świeżości.
- olbrzymia mapa, pełna ciekawych lokacji i easter eggów; - wyjątkowa swoboda siania chaosu i destrukcji; - nowe mechaniki linki z hakiem = więcej możliwości zabawy; - mnóstwo przeróżnych zadań i dodatkowych wyzwań; - ciekawie rozpisane postaci; - sporo humoru; - latanie wingsuitem wciąż daje niesamowitą frajdę; - efekty pogodowe; - niezły klimat, podkręcany przez motyw walk prowadzonych na linii frontu…
Minusy- …który, niestety, nie ma większego znaczenia dla samej rozgrywki; - niewykorzystany potencjał szalejących tornad; - taka sobie historyjka, która robi w zasadzie tylko za tło; - z czasem misje stają się zbyt do siebie podobne; - irytująca sztuczna inteligencja przeciwników; - przekombinowany interfejs; - doczytujące się tekstury i pojawiające się znikąd obiekty; - masa błędów technicznych
Just Cause to swoisty ewenement. Nie ma chyba drugiej takiej serii gier akcji, która z każdą odsłoną coraz bardziej pogrążałaby się w odmętach szaleństwa. Ale takiego pozytywnego, dającego niezwykłą frajdę z każdej absurdalnej akcji, których w Just Cause jest na pęczki. Przy ogromie otwartego świata i ton przeróżnego uzbrojenia sianie destrukcji na 1001 sposobów to było coś co dawało Just Cause przepustkę do listy najlepszych gier na PlayStation 4, Xbox One czy PC.
No ale tak było kiedyś. Teraz twórcy z Avalanche Studios chyba nieco osiedli na laurach. Po całkiem niezłym, choć nie rewelacyjnym Just Cause 3 „czwórka” jawi się jako spora powtórka z rozrywki. No ale tego można było się spodziewać, bo kolejne odsłony serii to w zasadzie podkręcanie tempa destrukcji. Bardziej istotne jest zatem pytanie ile zostało z szumnych zapowiedzi Just Cause 4 jako najlepszego sandboxa w historii. Cóż, całkiem sporo, o ile tylko zdajemy sobie sprawę z drzemiącego w nim potencjału.
Człowiek-demolka rusza do akcji
Fabularna otoczka Just Cause 4 raczej nikogo nie powali na kolana. Ot, kolejny raz przychodzi nam walczyć z owładniętym manią wielkości dyktatorem, tym razem w niewielkiego, południowoamerykańskiego państewka. Oczywiście, z perspektywy gracza Solis (bo taką nazwę nosi owo państwo) nie jest wcale takie małe. Poszczególne miejscówki potrafią tu dzielić spore odległości - na dobre kilka a nawet kilkanaście minut lotu wingsuitem.
Co ciekawe, nowy świat jest też dużo bardziej różnorodny. Można znaleźć w nim i tereny nadmorskie, i pola uprawne, i dżunglę, i miasta, lotniska, i ośnieżone szczyty górskie. Naprawdę jest tu tego sporo, choć niektóre mogą wydać się nieco puste. A przynajmniej do czasu, gdy nie zaczniemy siać w nich destrukcji.
Klikaj zdjęcia by je powiększać!
Rico Rodrigez to jednoosobowa armia. I to w Just Cause 4 się nie zmieniło. Oczywiście, znów stajemy się dowódcą armii rebeliantów, choć tym razem buntownicy nie bawią się w podchody i partyzantkę tylko ostro walczą na linii frontu z oddziałami ciemiężyciela – zmilitaryzowanej organizacji Czarna Ręka dowodzonej przez Gabrielę Morales.
I tu właśnie pojawia się pierwsza zasadnicza zmiana w rozgrywce. Zamiast wyzwalania pojedynczych miejscówek w Just Cause 4 decydujemy, w którą stronę przesuniemy front. Oznacza to, że nie możemy atakować odległych prowincji, a tylko te w „naszym” bezpośrednim sąsiedztwie. Po wykonaniu specjalnej misji przechodzimy po prostu do mapy świata i tam wydajemy rozkaz zajęcia danego obszaru.
Oczywiście, wciąż istotnym elementem zabawy jest radosna destrukcja. Bez rozwalania wszystkiego co się da, bez kanonady pocisków i ferii spektakularnych wybuchów Just Cause nie byłby Just Cause’em. Sianie chaosu jest wpisane w tę serię i właściwie niemal każda wykonywana w grze aktywność, która kończy się eksplozjami jest tu premiowana. W „czwórce” tego typu misji jest zresztą całkiem sporo, choć i innych nie brakuje.
Pomijając zadania z głównego wątku fabularnego, które potrafią być nawet całkiem interesujące i nieźle przemyślane, nader często musimy zmierzyć się z różnymi wariacjami misji eskortowych czy wyzwań kaskaderskich, które raczej nie grzeszą zbytnią oryginalnością.
I choć tego typu aktywności da się pominąć, trochę żal że nie pokuszono się o stworzenie czegoś ciekawszego. Wyścigi samochodowe na czas jakoś średnio mi pasują do człowieka-demolki. Nawet jeśli dzięki nim dostajemy różnego typu bonusy na przykład dodatkowy samochód w menu zrzutów.
Łopatka w dłoń i siup do piaskownicy
Już w recenzji poprzedniej odsłony serii wspominaliśmy o tym, że Just Cause jest dobre tylko wówczas, gdy jesteśmy w pełni świadomi drzemiących w nim możliwości. Chodzi oczywiście o dostępne w grze zabawki i powiązany z nim model fizyczny.
Pod tym względem Just Cause 4 idzie jeszcze dalej. Po pierwsze gra śmiga na nowym silniku Apex Enigine, który nie tylko pozwala na iście szalone akcje z fizyką, ale też dodaje niezłe efekty pogodowe potrafiące wpływać na inne, znajdujące się wokoło obiekty. Dzięki temu tornado, które jeszcze przed premierą tej odsłony serii stało się jej symbolem, faktycznie porywa w powietrze samochody, drzewa, a nawet całe budynki.
Po drugie – mocno rozbudowana linka z hakiem daje całkowicie nowe możliwości planowania szalonych akcji. Ten ikoniczny gadżet Rico Rodrigeza może teraz nie tylko przyciągać do siebie dwa obiekty, ale też doczepiać do nich małe silniczki rakietowe czy balony fulton rodem z Metal Gear Solid.
Co więcej, w menu ustawień bez problemu stworzymy całe mnóstwo przeróżnych kombinacji działania linki, bo oprócz określenia sposobu jej aktywacji czy siły poszczególnych elementów dostępne są tutaj także specjalne modyfikacje, które wpływają na to jak ostatecznie się ona zachowa.
Brzmi to dość skomplikowanie, ale w czasie zabawy szybko pojmujemy jak z tego patentu kreatywnie korzystać. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie by pozbyć się z drogi czołgu doczepiając do niego kilka balonów, a potem serwując mu dokładkę z małych silniczków rakietowych, które poniosą go gdzieś dalej.
Znając życie gracze znajdą jeszcze więcej sposobów na szalone wykorzystanie linki. Zresztą sami twórcy Just Cause 4 podsycają taka kreatywność poprzez całą masę wyzwań kaskaderskich poumieszczanych w tak dziwnych miejscach, że nic tylko podrapać się po głowie zastanawiając się o co tu biega.
Sam miałem taka zagwozdkę gdy przy jednym z wiatraków na farmie wiatrowej zauważyłem obręcz wyzwania (tak zaznaczane są one w świecie gry) znajdującą się kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w pozycji sugerującej, że trzeba „przejechać” przez nią samochodem w pionie. Dopiero mój syn wpadł na to, żeby doczepić linką auto do jednej z łopat i pozwolić turbinie wiatrowej (i fizyce) zrobić resztę.
Ustawień linki jest w Just Casue 4 całkiem sporo
Radość przez łzy
Tę radosną zabawę w olbrzymiej piaskownicy, którą tak naprawdę sami sobie organizujemy (o ile tylko potrafimy) psuje jednak masa denerwujących rzeczy. Zacznijmy od tego rzuca się od razu w oczy czyli od grafiki. Najwyraźniej nowy silnik nie wyrabia, bo doczytujące się po chwili szczegółowe tekstury (o ile w ogóle się pojawiają) i „wyskakujące” znikąd obiekty na horyzoncie to w Just Cause 4 prawdziwa plaga.
Co gorsze, ilość najróżniejszych błędów, bagów i baboli woła tu o pomstę do nieba. Jeszcze pal licho gdy jedna postaci zamiast stać robi nienaturalne kocie wygibasy, ale już blokowanie się wewnątrz skrzynki elektrycznej, do której faktycznie nie powinniśmy mieć dostępu, to już gruba przesada.
Bo ćwiczyć da się wszędzie, nawet pod ostrzałem:)
Nieco mniej irytujące jest zachowanie naszych przeciwników. W tej serii nigdy nie byli oni zbyt błyskotliwi więc i ich podchodzenie pod naszą lufę to w zasadzie nic nowego. Szkoda jednak, że zupełnie nie wykorzystano potencjału linii frontu.
Tak naprawdę bowiem starcia, które tam mają miejsce to czysta iluzja. Owszem, ciągła wymiana ognia wygląda tam nieźle, ale oprócz tego nic się tam nie dzieje. To typowa wojna pozycyjna, w której żadna ze stron nie uzyskuje przewagi. Zapowiedź dynamicznej kampanii wojennej przyjemnie pobudzała wyobraźnie, a skończyło się jak zawsze – na obietnicach.
Nawet tak szumnie zapowiadane tornada nie przynoszą w Just Cause 4 oczekiwanej świeżości. Po prostu jest ich w grze za mało. Samego przetaczania się takiego wiru przez świat gry nie liczę. No chyba że sami zrobimy sobie z niego mały placyk zabaw i zaczniemy wrzucać doń co popadnie.
Na szczęście Just Cause 4 kontynuuje tradycje najróżniejszych easter eggów. Poznajecie co to?
Just Cause 4 – czy warto kupić?
Jeśli liczyliście na rewolucje, na nową jakość tej zwariowanej serii to niestety, tutaj tego nie znajdziecie. Just Cause 4 to bardziej powtórka z rozrywki, nieco dopakowana, ulepszona, z nowym silnikiem, efektami pogodowymi…i całą masą starych i nowych problemów.
Bieganie po ziemi i strzelanie do przeciwników wciąż jest tak samo drętwe jak wcześniej, a misje poboczne dość szybko zaczynają razić podobnym, oklepanym schematem. Mimo to nowe przygody Rico Rodrigeza potrafią dostarczyć całkiem sporo frajdy, o ile tylko sami będziemy jej autorem.
Na tym zresztą polega cały urok tej serii – by cieszyć się z bezstresowej zabawy trzeba przymknąć oko na niedoróbki i samemu tworzyć scenariusze pokonywania kolejnych misji i wyzwań. Jeśli lubisz takie klimaty - Just Cause 4 spełni pokładane w nim nadzieje. Wszystko działa tu bowiem wedle zasady - skoro masz już zabawki to…baw się sam!
Ocena końcowa Just Cause 4:
- olbrzymia mapa, pełna ciekawych lokacji i easter eggów
- wyjątkowa swoboda siania chaosu i destrukcji
- nowe mechaniki linki z hakiem = więcej możliwości zabawy
- mnóstwo przeróżnych zadań i dodatkowych wyzwań
- ciekawie rozpisane postaci
- sporo humoru
- latanie wingsuitem wciąż daje niesamowitą frajdę
- efekty pogodowe
- niezły klimat, podkręcany przez motyw walk prowadzonych na linii frontu...
- ...które, niestety, nie mają większego znaczenia dla samej rozgrywki
- niewykorzystany potencjał szalejących tornad
- taka sobie historyjka, która robi w zasadzie za tło
- z czasem misje stają się zbyt do siebie podobne
- irytująca sztuczna inteligencja przeciwników
- przekombinowany interfejs
- doczytujące się tekstury i pojawiające się znikąd obiekty
- masa błędów technicznych
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
4Może powrócę do serii właśnie dzięki czwórce.
Misje i fabuła mnie średnio interesują. Ta gra daje tyle możliwości doznawania świata że ja bym się dobrze bawił i bez fabuły :D
Tylko grafika jakby była jeszcze trochę lepsza... mniej cukierkowa.