Zdaniem redakcyjnego sceptyka |
Osobiście uważam jednak, że to świat gry jest jednym z najmocniejszych punktów Dragon Age: Inkwizycja. Imponujące są nie tylko jego rozmiary, ale i fakt, że właściwie nie ma tutaj większych połaci terenu, które sprawiają wrażenie, że zostały dodane tylko w formie „zapychacza”. Wszystkie krainy dostępne w grze mają swój cel, problemy i można rzec, że żyją swoim życiem. Choć oczywiście w pewnym momencie da się zauważyć lekką powtarzalność to nie jest ona tak oczywista jak w innych produkcjach tego typu. I tu kolejne duże brawa dla panów ze studia Bioware. Szkoda, że podobnego podejścia koncepcyjnego nie zastosowano przy projektowaniu sytemu rozwoju postaci, który niestety jest bardzo uproszczony i praktycznie żywcem przeniesiony z poprzedniej odsłony gry. Podobnie jak i sama walka, która przywodzi na myśl produkcję MMORPG, a nie klasyczne RPG. Wynika to głównie z faktu, że pauza taktyczna robi tutaj jedynie za zbędny dodatek, bo jej funkcjonalność jest bardzo mała. Szkoda, ten element zawsze był dla mnie bardzo interesującym rozwiązaniem.
Konsolowym okiem starego zgREDa |
Jak dla mnie ogromną przyjemność sprawiało samo bieganie po świecie gry. Tym bardziej, że pośród tego wielkiego, jakże zróżnicowanego świata ukryto sporą liczbę dodatkowych zadań. Myszkowanie i zbieractwo przeróżnych metali i ziół także przynosi z czasem satysfakcje. Bo choć to wielce żmudne zajęcie (czasami zioła rosną stadami niczym grzyby) to szybko okazuje się, że bez nich nie rozbudujemy broni, nie uwarzymy eliksirów i toników, ani nie dopracujemy ich receptury by były silniejsze. Pomijam już nawet misje zaopatrzeniowe dla tworzonej przez nas Inkwizycji, bo te są z gatunku tych raczej mniej sensownych. Mimo wszystko warto je robić, bo między innymi to one przynoszą nam dodatkowe punkty Władzy – elementu, który w Inkwizycji zrobił na mnie chyba najbardziej pozytywne wrażenie. Nie wnikając w szczegóły, które mogłyby pozbawić Was przyjemności samodzielnego odkrywania tajników nowego Dragon Age’a powiem tylko, że tym razem oprócz typowego biegania w terenie mamy możliwość operowania w świecie gry przez siatkę naszych agentów. Przy stole narad możemy więc przyjrzeć się pojawiającym się na mapie Thedas problemom i odpowiednio na nie reagować – zlecając zadanie jednemu z naszych doradców. Chyba nie trzeba dodawać, że każdy z nich reprezentuje inne podejście do tematu np. wojskowy będzie chciał pacyfikować niepokornego przeciwnika, a „szpiegmaster” wykorzystać swoją siatkę do zasiania fermentu pośród szeregów wroga i zmniejszenia jego wpływów. Każde nasze działanie to pewien koszt z puli Władzy. I nawet jeśli nie przynosi ono widocznych efektów to i tak niezmiernie cieszy.
Na koniec moich 3-groszy dotyczących wrażeń z rozgrywki nie mogę nie wspomnieć o trybie wieloosobowym. Tak, w Dragon Age: Inkwizycja takowy się znajduje, choć mało kto o tym w ogóle wspomina. Jako olbrzymi fan siecowych potyczek w Mass Effect 3 nie mogłem nie spróbować co też teraz BioWare wymyśliło. I cóż…trochę się zawiodłem. Nie chodzi tu nawet o to, że kooperacja przypomina tu trochę bardziej rozbudowane Mass Effect 3 z przechodzeniem pomiędzy lokacjami. Zbyt dużo rzeczy tu po prostu nadal nie gra – od widocznych błędów w kolizji obiektów, po zrywanie połączenia i ogólne kłopoty ze znalezieniem gry. Dość powiedzieć, że na 10 prób udało mi się dostać do gry tylko raz!