Mocne przesłanie w prostej formie, czyli recenzja gry Endling: Extinction is Forever
Endling: Extinction is Forever to doskonały przykład, że gra może być też narzędziem. Recenzowana produkcja służy rozrywce, ale równocześnie zawarto w niej historię, która próbuje przekazać nam, graczom, pewne wartości. Pytanie tylko do kogo trafi ten proekologiczny przekaz.
Endling: Extinction is Forever – wyginięcie z lisiej perspektywy
Ostatnio gry coraz częściej przekazują nam nieoczywistą perspektywę dla opowiadanych historii, rezygnując z ludzkich głównych bohaterów. Mieliśmy przecież prześmiewczy i kultowy już Goat Simulator, a niedawno premierę miało głośne Stray opowiadające o zbłąkanym kocie. Zabieg taki może służyć wyłącznie zmaksymalizowaniu rozrywki, jak w opowieści o szalonych Kórlikach z Rabbids: Party of Legends, ale czasami inne podejście pomaga też w opowiedzeniu ważnej historii.
Tak właśnie jest w przypadku Endling: Extinction is Forever. Już sam tytuł w luźnym przekładzie brzmiałby: Ostatni z gatunku: wymieranie jest wieczne. Brzmi dość ponuro, prawda? Bo taka właśnie jest ta gra. Nie jest typową rozrywką dla każdego, ale prostą i stosunkowo krótką propozycją z przesłaniem dla tych, którzy nie są obojętni na dziejącą się wokół nas krzywdę.
Życie w ciągłej ucieczce
Kontrolę nad lisią bohaterką przejmujemy w momencie, w którym musi ona uciekać z płonącego lasu. Kierując nią już od pierwszych minut widzimy dookoła wielką katastrofę. Dotychczasowy dom stanął w ogniu i trzeba szukać nowego schronienia.
Dzieje się to w możliwie prostej mechanicznie formie, znanej z gier platformowych, dzięki czemu względnie szybko udaje się dotrzeć do pierwszej z jaskiń, w której można odpocząć. Ostrzegam, jeśli nie jesteście w stanie patrzeć na cierpienie zwierząt (choć ukazane możliwie niedrastycznie), to od Endling odbijecie się już w pierwszej scenie.
Chwilę po dojściu do nory jesteśmy świadkami narodzin czterech potomków, z których jeden zostaje… uprowadzony. To nie koniec rozgrywających się dramatów. Każdej nocy trzeba będzie wychodzić na łowy, by zapewnić liskom pożywienie. Równocześnie w tle będziemy obserwowali pracę fabryk, wyniszczającą ludzką aktywność i rozmaite przeszkody, które pokazują dobitnie, że świat człowieka nie jest przyjazny dla zwierząt szukających schronienia.
Tak jak wcześniej wspomniałem, żeby swobodnie grać w Endling: Extinction is Forever, trzeba mieć pewną odporność na smutek wylewający się z ekranu. Co prawda wyjątkowo ciężko jest tu przegrać i choć w teorii młode lisy mogą umrzeć z głodu, to w praktyce gra prowadzi nas za rękę pozwalając na duży margines błędu. Początkujący gracze będą więc mieli ułatwione zadanie, ale pozostali mogą się tu nieco nudzić.
Niestety, opowieść bardzo szybko robi się monotematyczna, a twórcom zabrakło pomysłów na urozmaicenia i dodatkowe wątki. Właściwie każde wyjście z jaskini oznacza szukanie pożywienia, a co kilka takich wypadów otrzymamy nowe wskazówki na temat zaginionego liska, które pchają do przodu główną fabułę.
Prawda jest jednak taka, że całe Endling, trwające niespełna cztery godziny, dałoby się zamknąć w mniej niż połowę tego czasu. Bo tyle mniej więcej jest tu faktycznej historii i przekazu. Reszta to zapychacz będący uproszczoną wersją gry survivalowej.
Prosto, lekko i nie do końca przyjemnie
Mam wrażenie, że twórcy postawili sobie za cel edukowanie na temat szkodliwej działalności człowieka. No i rzeczywiście, ludzie ubrani w kombinezony i maski, brodzący w brudnych rzekach to dość dosadny obraz tego, co robimy z naszym środowiskiem. Wciąż jednak uważam, że w tle mogłoby się dziać znacznie więcej i jeśli już stawiamy na dramat, to można go było w większym stopniu wypełnić treścią.
Jasny przekaz płynący z Endling może trafić do większej grupy graczy przez to, że produkt ten jest prosty, krótki i z łatwą w odbiorze oprawą audiowizualną. Na wyróżnienie zasługują animacje lisków, które naprawdę mogą się spodobać. Mnie osobiście urzekło przepychanie młodego pyskiem przez wąską szczelinę, gdy już jeden z potomków na skutek zaplanowanych przez twórców wydarzeń zyska taką umiejętność. Szkoda tylko, że całkiem niezła oprawa dźwiękowa ginie gdzieś w tle i nie podbudowuje napięcia w niektórych mocniejszych scenach.
Endling: Extinction is Forever okiem starego marudy
Czym zapytacie? A choćby owym komiksowym stylem graficznym, świetnymi animacjami i naprawdę niezłym klimatem. Tło w postaci niszczonej na naszych oczach planety jest niezwykle wymowne, a przesłanie samej gry całkiem mocne. I dobrze się stało, że Endling: Extinction is Forever trafił w ręce graczy właśnie teraz – w szczycie sezonu ogórkowego, bo gdyby ta gra ukazała się w innym czasie pewnie zniknęłaby w tłumie. Naprawdę szkoda by było. Moja ocena: 4/5
Endling: Extinction is Forever – czy warto kupić?
Ta gra to połączenie nieskomplikowanego symulatora przetrwania z grą platformową. Twórcom udało się stworzyć produkt możliwie uproszczony – dzięki temu przekaz proekologiczny może trafić do większej ilości odbiorców, ale jest niewielka szansa, że wciągnie ich na dłużej.
Mimo wszystko, jeżeli sama oprawa i tematyka, przedstawiona chociażby na zwiastunie, do Was trafiają, to warto dać Endling szansę. To krótka historia, która może poruszyć niejednego gracza. Bo przecież gry jako medium to nie tylko pusta rozrywka, ale też okazja do refleksji, prawda? Jeśli macie więc akurat nastrój na grę w takim klimacie, warto choć na chwilę zainteresować się historią o lisiej rodzinie. Żałować nie powinniście, a może coś z tej opowieści w Was jeszcze zostanie.
Opinia o Endling: Extinction is Forever [Playstation 4]
- stonowana i przyjemna oprawa audiowizualna,
- bohaterowie, których można polubić.
- dobrze zaprojektowana mapa z przejściami pomiędzy ścieżkami,
- czytelny w odbiorze przekaz i morał,
- niski próg wejścia dla początkujących graczy,
- jak na grę w przetrwanie, nieco zbyt prosta,
- szybko staje się powtarzalna
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Endling: Extinction is Forever na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy od jej polskiego dystrybutora - firmy Koch Media Poland
Komentarze
1Czytaj: Zagryźć inne zwierzę, czyjąś mamusię albo synka. Life is brutal. Świat nie jest po prostu przyjazny słabszym. 4 godziny monotematycznej rozgrywki za stówkę... Heh :D