Klawiatura, jak już wspominałam, jest płaska. Na szczęście nie ma tu efektu deski, gdzie można w nią walić głową, a przeskoku klawiszy i tak wyczuć się nie da. Tarantula to taki półplatfus, do którego przyzwyczaja się zdecydowanie prościej.
Co dziwne, przechodząc z Merca na zabawkę Razera, nie poczułam się nieswojo, tak jak miało to miejsce w przypadku Logitech G11. Ba, nie było sekundy, bym miała jakikolwiek problem z trafieniem w odpowiednie klawisze, których wymiary - swoją drogą - są ludzkie. Pełnowymiarowy "shift", normalny "ctrl", sensowny backspace, powiększony "delete", tradycyjna klawiatura numeryczna - to mi się podoba, nie tylko dlatego, że często coś kasuję. Malutkie są tylko klawisze "alt", lecz ze względu na swą specyfikę - przyciska się je kciukiem - ich obsługa nie nastręcza kłopotów.
Problemy pojawiają się dopiero przy próbie wciśnięcia klawiszy funkcyjnych "f" lub "insert", "scroll lock", "print screen", "pause/break". Nie to, żeby nie dało się ich wbić w klawiaturę. Po prostu stawiają większy opór przy wciskaniu niż pozostałe, co mi osobiście przeszkadza. Takowy problem nie występuje już, o dziwo, przy dokonywaniu operacji na 10 klawiszach makro po lewej i prawej stronie klawiatury.
Wychodząc dalej na boki klawiatury, na jej nieszczęście problem przycisków funkcyjnych się powtarza. Umieszczone tam apetycznie wyglądające klawisze wciskają się z trudem. Są ładne i przydatne, aczkolwiek to nie wszystko, czego użytkownik oczekuje od klawiatury. I na koniec jeśli chodzi o klawisze, producent twierdzi, że można na niej wcisnąć 10 klawiszy za jednym zamachem bez ryzyka zablokowania tego drogocennego sprzętu. Jednak na moim komputerze testowym klawiatura blokowała się po wciśnięciu około 7-8 klawiszy jednocześnie, zależnie od sytuacji. Mimo wszystko jest to wynik bardzo dobry.
Tarantula ma swoje słabostki. Ma też mocne, czysto gamingowe strony - klawisze do tworzenia makr, powiększone przyciski, przyjemny i szybki klik oraz tajemniczy button "PROFILE". Z konsekwencją pomijałam go do tego momentu, gdyż chciałam połączyć jego obecność ze sterownikami dedykowanymi dla klawiatury. Służy on bowiem do przełączania się pomiędzy setką zapisanych w 32kb pamięci na "pokładzie" urządzenia profili, które mogą zawierać skonfigurowane przez posiadacza Tarantuli układy, np. makr.
Nawiązując do opcji "MACRO", czyli przypisania sekwencji przycisków jednemu klawiszowi klawiatury, działa ona wyłącznie w połączeniu ze specjalnymi buttonami - L1, L2, L3, L4, L5 po lewej stronie klawiatury i R1, R2, R3, R4, R5 po prawej - przez co omawiana makra są dosyć ograniczone. Ich możliwości pomniejsza dodatkowo pojemność buttonów specjalnych. Mieszczą one 8 znaków, co w praktyce przekłada się na możliwość obsłużenia przez jeden przycisk 4 baraków - zaznaczenie budynku i wybranie jednostki x 2 = 8 akcji. Pozostałym, "pozamakrowym" klawiszom przypisać można funkcje klawiszy tradycyjnych.
Sterowniki Tarantuli nie oferują na wzór "Z Engine" modów do gier, a szkoda. Z drugiej strony nie są tak ramożerne. No i jak na drivery spod znaku Razer, są - o dziwo - bardzo stabilne. Oferują udogodnienia do obsługi programów graficznych i odtwarzających dźwięk. Pozwalają zapisywać w pamięci klawiatury własne konfiguracje i profile, dzięki czemu gracz jadący na lanparty nie musi wklepywać ich po dotarciu na miejsce, są przecież wgrane do "środeczka". To znaczące ułatwienie. Szkoda tylko, że makra ograniczone zostały do 8 znaków na przycisk i liczbą buttonów specjalnych. Widocznie nie można mieć wszystkiego.
Jaką klawiaturą jest Razer Tarantula? Po tygodniowych testach stwierdzam, że jest urządzeniem bardzo brudnym. Plastik, z którego została zbudowana, przypomina mi najgorsze wspomnienia z kontaktu z Logitech G1. Brudzi się, łapie kurz, pracuje nawet jako policjant zdejmujący odciski palców, kiedy poczuje odrobinę potu. Pomijając higienę obsługi oraz to, że nie lubię grać na płaskich deskach, Razer Tarantula w jakiś dziwny sposób przekonała mnie do siebie. Jest wygodna, szybka, ma przyjemny, miękki klik klawiszy głównych. Pozwala komfortowo wywoływać makra przyciskami na bokach. I - co ważne - nie jest udziwniona.
Obsługuje się ją naprawdę intuicyjnie, szczególnie w grach FPP typu War Rock, Counter-Strike, czy Quake IV. W RTS-ach - moim zdaniem - sprawdzi się w nieco mniejszym stopniu, głównie u użytkowników przyzwyczajonych do urządzeń płaskich. W końcu w strategie czasu rzeczywistego gra się zupełnie inaczej.
W związku z powyższym, powstaje pytanie ostateczne: czy warto nabyć Razer Tarantula? Producent kusi nas BattleDock, miniportem USB znajdującym się nad klawiszami funkcyjnymi, który ma być sposobem na podłączenie do klawiatury dodatkowych akcesoriów-rozszerzeń spod znaku Razer. Niestety, na chwilę obecną takowych urządzeń na rynku nie ma... 2-portowy hub USB daje nam de facto tylko jeden dodatkowy port, bo jeden (w komputerze) przecież zajmuje. Drogie gadżety są zatem w tym przypadku przede wszystkim... drogie. Jednak klawiaturze nie mogę odmówić udogodnień dla graczy, które w ręku profesjonalisty będą zabójcze dla rywali. Dlatego nie biorąc pod uwagę nieprzyzwoicie wysokiej ceny, oceniam Razer Tarantula na 4 z minusem.
Podsumowanie | |||
Plusy: | Minusy: | ||
|
Komentarze
2