Ekipa pod wodzą Tomka Gopa nie zawodzi dostarczając nam solidne RPG w ponurym, ale jakże interesującym klimacie. Oto jego recenzja i testy wydajności.
głębia rozgrywki; dobrze przemyślany system walki; wymagający bossowie; solidna oprawa audiowizualna; pod wieloma względami to taki Dark Souls 2 na sterydach; trzy różne zakończenia gry
Minusyinterfejs użytkownika trąci myszką; jak na RPG zbyt krótka; nieco uproszczony element tworzenia i rozwoju naszej postaci; optymalizacja wymaga poprawy
Muszę przyznać - po tych wszystkich szumnych zapowiedziach, wywiadach z Tomkiem Gopem miałem spore obawy czy Lords of the Fallen spełni pokładane w nim nadzieje. Na całe szczęście najnowsze dzieło studia City Games nie zawodzi dostarczając nam masę dobrej zabawy w bardzo ładnym opakowaniu. Jeśli podobało się wam Dark Souls to możecie praktycznie w ciemno kupić Lords of the Fallen. Te dwa tytuły są do siebie bardzo podobne, przy czym owe podobieństwo dotyczy jedynie najlepszych cech tego pierwszego. I żebyście nie odnieśli mylnego wrażenia – Lords of the Fallen to w żadnym przypadku nie jest dosłowną kalką Dark Souls, zwyczajnie wykorzystano w nim sprawdzone schematy z uznanej produkcji studia From Software. W końcu dobre pomysły należy powielać. Nie ma sensu wymyślać koła na nowo, choć warto podkreślić, że produkcja CI Games oferuje również kilka świeżych, interesujących rozwiązań.
Zabawę standardowo rozpoczynamy od stworzenia naszej postaci. Ok, może takie określenie nie do końca pasuje do oferowanego tu systemu. Bohater jest bowiem zawsze ten sam, my tylko decydujemy o jego klasie startowej. Wybór jest raczej skromny i bardzo oklepany – możemy zostać wojakiem, łotrzykiem lub klerykiem. Oczywiście ta decyzja niesie za sobą wszystkie logiczne konsekwencje poczynając od preferowanego stylu i tempa walki, rodzaju oręża jakim będziemy się posługiwać, a kończąc na rozwijaniu określonych atrybutów naszej postaci. W sumie nic odkrywczego, no ale trudno w tej kwestii być oryginalnym. Warto w tym miejscu zwrócić jednak uwagę na fakt, że początkowy wybór klasy nie odcina nas od możliwości korzystania z oręża przeznaczonego dla pozostałych. Jest to o tyle ważne, że podobnie jak w innych produkcjach tego typu łupy są generowane losowo, a więc może się zdarzyć sytuacja, że grając np. łotrzykiem znajdziemy świetny kostur czy ciężką zbroję. Dzięki nieco luźniejszej formule możemy skorzystać zarówno z jednego jak i drugiego, choć są tutaj pewne, logiczne ograniczenia.
Zanim jednak przejdę do opisu samej rozgrywki kilka słów o fabule i naszym bohaterze, który nosi jakże urokliwe imię – Harkyn. W tym miejscu pojawia się pierwsza niespodzianka. Bowiem jeśli ktoś myśli, że poprowadzi do boju dosłownego bohatera to grubo się myli. Nasza postać jest… rasowym przestępcą. Dość powiedzieć, że w świecie gry każdy występek jest karany stosownym tatuażem na ciele delikwenta, a Harkyn ma takowych wiele, bardzo wiele. No, ale jak to bywa w życiu – los bywa przewrotny i tak oto nasz „bohater” w okolicznościach, które zostaną wyjaśnione w trakcie rozgrywki dostanie misję swojego życia (a przy okazji wyjdzie z więzienia) – zabić wszelkie plugawe istoty. A tych ostatnich na swojej drodze spotkamy wiele. Bestiariusz nie jest może zbyt bogaty, ale wystarczający różnorodny, aby zapewnić nam systematycznie nowe wyzwania. O fabule napiszę tylko tyle, że dla graczy, którzy lubią zagłębiać się w historię oraz ogólnie lore danego RPG-a czeka tutaj wiele miłych niespodzianek. Wiem jednak, że nikt nie lubi spoilerów, na tym zakończę więc ten wątek.