Metal Gear Solid V: Ground Zeroes – najdroższe demo w waszym życiu
Nowe przygody Snake’a to pozycja wyłącznie dla największych fanów serii MGS.Reszta spędzi tu jakieś 2 godziny i zapewne szybko pożałuje wydanych pieniędzy.
świetna oprawa wizualna – zarówno na konsolach poprzedniej jak i nowej generacji; swoboda i otwartość w podejściu do zadań;
Minusykrótka jak diabli, a dodatkowe misje to tylko słabe wariacje tej pierwszej; mała ilość gadżetów na wyposażeniu Big Bossa; Kiefer Sutherland to nie David Hayter; nieadekwatny stosunek ceny do zawartości
Ech, Ground Zeroes. I cóż ja mam z tobą najlepszego zrobić? Ładny jesteś, no i nawet fajnie się w ciebie gra. Z serią Metal Gear też znam się nie od wczoraj, więc wiesz jak mnie podejść. W dodatku na powrót zabrałeś mnie właśnie w okolice mojego ulubionego okresu w twoim portfolio – w skórze Big Bossa znowu włóczę się po kubańskich okolicach, wsłuchując się w takie hasła jak Zimna Wojna, organizacja Cipher i FOX. Kiedy to jednak ja zaczynam dopiero się rozkręcać, ty strzelasz mi z plaskacza w pysk gdy na ekranie pojawiają się napisy końcowe. Spore niedowierzanie to mało powiedziane, no bo przecież nie minęła nawet godzina. No jak to tak…
Biggu Bossu!
O Metal Gear Solid V: Ground Zeroes pewniakiem można powiedzieć trzy rzeczy. Po pierwsze primo, zawarta w nim opowieść (a w zasadzie opowiastka) kontynuuje wątek podjęty i całkiem zręcznie przedstawiony nam w MGS: Peace Walker. Sporo tu nawiązań, odwołań i kaset magnetofonowych zawierających informacje na temat fabuły produkcji oryginalnie debiutującej na PlayStation Portable, a następnie przerobionej na wydanie HD dla „dużych” konsol. Powraca całe mnóstwo znanych z tamtej gry postaci i wątków, jednak samo Ground Zeroes nigdy ich nie rozszerza, ani też nie rzuca na nie nieco innego światła. Owszem – wyjaśnia i przypomina „jak to było”, ale nie dopowiada nic nowego.
Po drugie, najnowszy Metal Gear Solid bardziej płatne demo niż pełnoprawna gra. I tak, to prawda, ten tytuł da się przejść w 12 minut. Ale można też grać w nią minut 45, 50, a nawet i 6 godzin, jeśli tylko zdecydujemy się na ukończenie pełnego zestawu 4 misji, różniących się wytycznymi i porami dnia, dodatkowo starając się „wymaksować” produkcję na 100 procent. Nie zmienia to jednak faktu, iż zastosowany przez Kojimę zabieg to najzwyklejsze mydlenie oczu, bo żonglując oświetleniem oraz celami takich rzekomo odmiennych zadań naprodukować można i okrągłą setkę, albo i więcej. Ciągle poruszamy się tu bowiem po jednym terenie (Obozie Omega). Sytuacji nie poprawia fakt, iż zebranie pełnego kompletu lokalnych znajdziek odblokowuje nam jeszcze jedną misję. Wtedy jest ich pięć. Istne szaleństwo.
Po trzecie, Ground Zeroes to chyba najbardziej przystępny MGS w historii. I nie chodzi tu tylko o maksymalnie zredukowaną ilość tak charakterystycznych dla poprzednich części niesamowicie długich przerywników filmowych, przegadanych dialogów czy nieskończenie dzwoniącego komunikatora. Hideo wyrzucił również ze swojego magnum opus takie dziwności jak krycie się w kartonach, podrzucanie strażnikom „kolorowych czasopism” w celu odwórcenia ich uwagi czy ratowanie zakładników przy pomocy wystrzeliwujących ich w niebiosa balonów. Nawet poczciwy Snake nie porusza się już w tak staroszkolno-kultowo- sztywny sposób. Takie „unormalnienie” gry kryje w sobie oczywisty potencjał przyciągnięcia całkowicie nowej klienteli. Starsi fani mogą jednak w tym przypadku nieco powzdychać i pokręcić nosem, choćby ze względu na brak dawnych, jakże uroczych głupotek. Sorry Hideo, wszystkim nie dogodzisz – taki mamy klimat.
Okiem starego zgREDa Barona |
Skradanka à la Nippon
Czego pewniakiem określić się już nie da, to indywidualny poziom zadowolenia każdej osoby, która Metal Gear Solid V: Ground Zeroes zakupi. Jeśli wasz znak zodiaku to Solidny Wąż i nie przeraża was perspektywa spędzenia od 4 do 6 godzin przy produkcji opierającej się w zasadzie cały czas na tym samym, kręcąc się po jednej okolicy – ten zgrabny prolog do zapowiedzianego na przyszły rok Phantom Pain w pełni was zaspokoi. Jeśli jednak nie czujecie fenomenu Metal Gear Solid... no cóż, w takim wypadku lepiej trzymajcie się z daleka od Ground Zeroes. Ewentualnie możecie też poczekać na naprawdę solidną obniżkę jego aktualnej ceny. Wężowo solidną.
Moja ocena: | |
Grafika: | dobry |
Dźwięk: | zadowalający plus |
Grywalność: | słaby plus |
Ogólna ocena: | |
Sugerowana cena w dniu publikacji testu: ok. 120 zł (PS3/XBOX 360) |
Komentarze
30BTW. nawet dobre recki dostaje to Ground Zeroes