Oreshika: Tainted Bloodlines (PS Vita) – Na bezrybiu i jRPG ryba!
Gry na konsole

Oreshika: Tainted Bloodlines (PS Vita) – Na bezrybiu i jRPG ryba!

przeczytasz w 5 min.

Ostatnio PS Vicie nie brakuje chyba tylko japońskich erpegów. Pośród nich zdarzył się prawdziwy oryginał – gra pozwalająca na budowę własnego klanu zabijaków?

Ocena benchmark.pl
  • 3/5
Plusy

oryginalna oprawa audiowizualna; klimat; pomysł na rozgrywkę – budowa własnego klanu; możliwość dostosowania długości gry według własnych upodobań (od 30 do 100 godzin); głębia warstwy RPG

Minusy

przytłaczająca liczba informacji do przyswojenia na „dzień dobry”, na dłuższą metę irytująca muzyka w trakcie starć; garść nie do końca przemyślanych rozwiązań – fabularnych i gameplay’owych; spadki framerate’u; przekombinowany system zrzutów ekranu

Dawno, dawno temu na łamach naszego serwisu opowiedzieliśmy Wam historię o tym, jak to wbrew wszelkim przekonaniom, na najnowszej „kieszonsolce” od Sony zaiste jest w co pograć. I wiecie co? Tej wysnutej w przeszłości tezy jesteśmy w stanie bronić w dalszym ciągu – chociaż nie da się już ukryć, iż repertuar produkcji wydanych od tamtego czasu dla PS Vita uległ delikatnej zmianie.

Bo choć „następca PSP” zniknął nieco z radarów Europejczyków i przedstawicieli kraju Wujka Sama, wśród wyspiarskiego rodu Japonii sprawa ma się delikatnie inaczej. I to właśnie dlatego lwia część „dużych” produkcji ukazujących się teraz na Vitę macha do nas spod sztandaru japońskich erpegów – i właśnie dlatego chciałbym opowiedzieć Wam dzisiaj o Oreshika: Tainted Bloodlines.

Oreshika: Tainted Bloodlines – postacie

Dobrego gniazda dobre plemię

Historia przedstawiona w Tainted Bloodlines w centrum wydarzeń wrzuca pewien niesłusznie (?) oskarżony klan. Albowiem, gdy z lokalnej świątyni znika piątka artefaktów zesłanych ludzkości przez bogów, a w chwilę po tym na kraj spada szereg kataklizmów, pewien wredny czarnoksiężnik podpowiada władcy, by winę za ten cały bajzel zrzucić na wojowników strzegących pałacu i wyciąć ich wszystkich w pień.

Tak oto do krainy nigdy nierozpadającego się sushi zesłani zostają nie tylko klanowi mężczyźni, ale również kobiety i dzieci, dodatkowo w trakcie odprawy otrzymując dwie, dość krzywdzące klątwy. Na mocy pierwszej z nich – w przypadku, gdyby jakaś inna siła zdołała przywrócić klan do życia – jego członkowie żyć będą wyłącznie 24 miesiące, a druga nie pozwoli im współżyć z nikim, kto sam nie jest już obarczony inną klątwą, bądź… jest bogiem. Ciężki temat, przyznać trzeba.

Oreshika: Tainted Bloodlines - bohaterki

Jak można się jednak domyślić, żądni zemsty wojownicy na mocy łaski pewnej nieznanej wstępnie czarodziejki i zadziornego boga powracają na ziemski padół. W tym momencie do akcji wkracza również gracz, bo to właśnie na jego barkach spocznie obowiązek utrzymania tytułowej splamionej linii krwi.

Początkowo z bazy naszego klanu w bój poprowadzimy wyłącznie trzech klanowiczów (stworzonego w całkiem niezłym edytorze awatara i dwóch wygenerowanych przez grę kompanów), ucząc się podstaw i nerwowo zerkając na uciekający czas. Ten gra tu bowiem bardzo kluczową rolę, płynąc nieustannie w trakcie naszych wypraw czy też przebywania w „lochach”, jak i występując w postaci „waluty” za różne akcje wykonywane w siedzibie (np. odpoczynek zabierający z naszego krótkiego żywota cały miesiąc). Nie ma zatem szans, by własnoręcznie nazwanym klanem zemścić się w ciągu pierwszych dwóch lat, więc jak tylko gra na to pozwoli, trzeba zabrać się za reprodukcję. W jaki sposób?

Oreshika: Tainted Bloodlines - walka

Podpis: W walce albo koncentrujemy się na eliminacji lidera grupy (co automatycznie kończy starcie) i z miejsca zgarniamy wylosowane na początku przez grę łupy, albo bawimy się w likwidację każdego z wrogów z osobna, kosząc więcej punktów XP. W tej drugiej opcji szef ugrupowania może jednak czmychnąć, a „fanty” przepadną. Co wybieracie?

Było dwóch braci mądrych, a trzeci żonaty

Każda wyprawa w teren i likwidacja kręcących się po lokacjach demonów (oczywiście na bazie turowych starć) wzbogaca naszą pulę punktów odpowiedzialnych za możliwość przeprowadzenia rytuału, pozwalającego na związanie się z konkretnym bóstwem. Im bóg lub bogini potężniejsza, tym więcej punktów będzie nas kosztować, ale i też zwiększa szansę na lepsze statystyki w konkretnej dziedzinie u nowego potomka.

Ten prześwietny i oryginalny system to zdecydowanie jeden z ciekawszych „ficzerów” opisywanej produkcji, bo w całej reszcie każdorazowo natknąć musiałem się już na jakiś babol. A to „torba” na zdobywane przedmioty okazywała się zbyt maleńka, a ja co rusz musiałem zapylać do miasta by opróżnić ją z gratów, a to walki za proste, bo likwidacja lidera atakującej nas grupy zawsze prowadzi tu do zakończenia starcia, niezależnie od liczby pozostawionych na placu boju gagatków. I chociaż ten pierwszy przypadek można jeszcze jakoś przeboleć, a drugi znika po podniesieniu poziomu trudności, Oreshika potyka się jeszcze w kilku innych miejscach.

Oreshika: Tainted Bloodlines - rozmowa postaci

W Tainted Bloodlines rzeczy do zrobienia i ogarnięcia jest naprawdę całkiem sporo. Niemniej jednak, gra od samego początku wybiera sobie bardzo kiepski sposób na nauczenie gracza, z czym to się wszystko je. Rozbudowa lokalnej wioski, w której zakupić możemy przydatne w walce przedmioty, broń i pancerz, zarządzanie klanem, surowcami czy też ustalanie planu działań na kolejne miesiące – wszystko to zostaje nam przedstawione za sprawą statycznych plansz, często zawalonych od góry do dołu suchym tekstem. Co więcej, te w trakcie pierwszych godzin z grą pojawiają się jeszcze na tyle często, iż bezstresowe przyswojenie sobie tego nadmiaru informacji przyszło mi z małym trudem.

Koniec końców niby nie ma tego złego, bo część wymienionego przed chwilą bajzlu oddać możemy tu w ręce Kochin – przemienionej w dziewczynkę łasicy służącej nam jako swoista sekretarka – jednocześnie jednak po części pozbawia to nas poczucia pełnej kontroli nad całą sytuacją.

Oreshika: Tainted Bloodlines - przerywnik

Co w rodzinie, to nie zginie

Gdy zaś wkręcimy się już w pełni w produkowanie potomków i przekazywanie zdobytych umiejętności naszych wojowników (łuczników, halabardników i samurajów) na dalsze pokolenia, na jaw wyjdzie jeszcze kilka innych „problemów” związanych z obecnymi w Tainted Bloodlines pomysłami. Po pierwsze, nawet przy najniższym, ustawionym na trzydzieści godzin poziomie trudności tempo rozgrywki Oreshiki jest naprawdę nieśpieszne. Przez to, ostateczny cel – zemsta na głównym złym – szybko umyka nam gdzieś w trakcie.

Z jednej strony super, bo tak naprawdę przez cały czas jesteśmy tu kowalem własnego losu i równie dobrze możemy całkowicie skupić się na rozbudowie naszego drzewa genealogicznego. Z drugiej zaś, w chwili przejedzenia powyższym patentem sens dalszej zabawy znika bezpowrotnie, bo kolejne wyprawy do ciągle tych samych lokacji w poszukiwaniu Festiwalu Demonów (występującego raz w miesiącu wydarzenia najczęściej popychającego fabułę do przodu) po prostu tracą sens.

Oreshika: Tainted Bloodlines - bohaterki menu

Pomimo tego, ciężko jest mi jednak nie polecić tej gry komukolwiek – i to niezależnie od tego czy dana osoba w grach z Kraju Kwitnącej Wiśni się kocha, czy wręcz omija je z daleka. Stylizowana na japońskie malowidła oprawa graficzna może i nie wyciska z Vity ostatnich soków, jednak w duecie z równie oryginalną ścieżką dźwiękową w sposób idealny buduje unikatowy klimat Oreshiki. „Grindowania” i włóczenia się po tych samych miejscówkach może i też jest tu nieco ponad miarę (a jeden, zapętlony utwór obecny w trakcie starć na dłuższą metę doprowadza do szewskiej pasji), jednak sam w ten specyficzny układ wkręciłem się całkiem szybko – tym bardziej, że tytuł naprawdę pozwala na niesamowitą elastyczność, oddając nam nawet do dyspozycji możliwość określenia czasu, jaki chcemy przy grze spędzić. Nie masz go zbyt wiele i chciałbyś zobaczyć napisy końcowe mniej więcej za 30 godzin od rozpoczęcia zabawy? Okej, produkcja podporządkuje upływ czasu i tempo levelowania bohaterów do Twoich potrzeb. A może 100 godzin z Oreshiką i rozbudową wirtualnej rodziny to właśnie coś, czego aktualnie potrzebujesz? Proszę bardzo, mówisz – masz.

Oreshika: Tainted Bloodlines - przerywnik

I dlatego też z ręką na sercu prawię – warto Tainted Bloodlines dać szansę. A nuż wspomniana produkcja okaże się waszą furtką do przygody z gatunkiem gier, które jak dotąd unikaliście niczym ognia. Tylko pamiętajcie, że to mimo wszystko dosyć specyficzne doświadczenie.

Ocena końcowa:

  • oryginalna oprawa audiowizualna;
  • klimat;
  • pomysł na rozgrywkę – budowa własnego klanu;
  • możliwość dostosowania długości gry według własnych upodobań (od 30 do 100 godzin);
  • głębia warstwy RPG
     
  • przytłaczająca liczba informacji do przyswojenia na „dzień dobry”,
  • na dłuższą metę irytująca muzyka w trakcie starć;
  • garść nie do końca przemyślanych rozwiązań – fabularnych i gameplay’owych;
  • spadki framerate’u;
  • przekombinowany system zrzutów ekranu
Grafika: zadowalający plus
Dźwięk: zadowalający
Grywalność: zadowalający

Ocena ogólna:

60%

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!

Witaj!

Niedługo wyłaczymy stare logowanie.
Logowanie będzie możliwe tylko przez 1Login.

Połącz konto już teraz.

Zaloguj przez 1Login