Dobry, mroczny horror nie zawsze potrzebuje wiader krwi i hiperrealistycznej grafiki, by trzymać w napięciu. Oxenfree może być tego najlepszym dowodem.
- wybory naprawdę wpływają na przebieg fabuły,; - wiarygodnie stworzone postacie,; - naturalne, zabawne dialogi,; - ciekawy pomysł sterowania radiem.
Minusy- Stosunkowo krótka,; - Fabuła pozostawia spore niedopowiedzenia,; - Brak polskiej wersji językowej może utrudniać rozgrywkę,; - Brakuje opcji konfiguracyjnych.
Niezależne studia najczęściej nie mogą pozwolić sobie na ogromne produkcje z zaawansowanymi silnikami fizycznymi i olśniewającą grafiką. W efekcie, gry indie często zachwycają głównie stylem, klimatem i ciekawą opowieścią.
Podobną próbę podjęli twórcy Oxenfree, dając nam tytuł bogaty w dialogi, chwile pełne napięcia, a także fabułę naprawdę dostosowującą się do wyborów graczy. Gra po premierze na Xbox One i PC, w końcu pojawiła się także na konsolach firmy Sony.
Posiadacze PlayStation 4 już od niemal roku mają możliwość zabawy z bohaterami innego horroru - Until Dawn. Ta wydana w ubiegłym roku gra czerpie całymi garściami z filmów typu „slasher”, w których niemal zawsze znajduje się grupa nastolatków wplątujących się w śmiertelne tarapaty.
Oxenfree jest bardzo podobne, przynajmniej jeśli chodzi o sam gatunek. Jednak typowo dla tytułów niezależnych, klimat jest tu cięższy, większą rolę odgrywają dialogi, a sama tematyka jest momentami bardziej poważna.
Miłe złego początki
Historia zdaje się na pozór banalna – piątka nastolatków postanawia spędzić kilka dni na niemal całkowicie opustoszałej wyspie. Taki początek aż prosi się o dodanie postaci seryjnego mordercy lub tajemniczych, nadprzyrodzonych zjawisk. O dziwo, całość jest tu jednak dużo mniej naiwna i przerysowana, niż w typowych horrorach.
Każda z poznanych postaci przywozi bowiem ze sobą na wyspę pewien bagaż emocjonalny. Od pierwszej sceny, aż do napisów końcowych, główną rolę odgrywają tu dialogi, dzięki którym poznajemy bohaterów i ich przeszłość.
I choć przez cały czas kontrolujemy niebieskowłosą Alex, to jednak w równym stopniu możemy wczuć się i w historię życia jej, jak i towarzyszących jej kompanów.
Co najlepsze, w Oxenfree nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy tylko elementem opowieści, a nie jej główną osią. Bohaterowie stale ze sobą rozmawiają, a to od nas zależy kiedy i w jaki sposób włączymy się do dialogu.
Nad głową Alex często pojawiają się trzy dymki z dostępnymi kwestiami. Czasem lepiej jest milczeć. Innym razem odpowiednio poprowadzona dyskusja może zupełnie zmienić zakończenie gry. To wrażenie bycia jedynie częścią przygody jest bardzo pozytywne. Czuć, że nie działamy w pojedynkę.
Twórcy Oxenfree bardzo starali się zbudować naturalność dialogu poprzez możliwość wzajemnego przerywania sobie w pół zdania. W praktyce jednak nie możemy dosłuchać do końca tekstu innej postaci, bo powoli znikają nasze „dymki”, sygnalizując upływ czasu wyznaczonego na dokonanie wyboru.
Sporadycznie zdarza się jednak, że nasza bohaterka doczekuje do końca wypowiedzi innej postaci i dopiero wtedy sama zaczyna mówić. Szkoda, że występuje to tak rzadko, bo wciskając przyciski odpowiedzialne za kolejne słowa, mam wrażenie że bezpowrotnie tracę cenne informacje.
Gdy potwory wychodzą spod łóżek
Już od samego początku wycieczka, w którą udają się postacie, jest dość niepokojąca, a to ze względu na wyczuwalne napięcia między bohaterami, a to przez ponure miejskie legendy opowiadające o wyspie. Szybko jednak wyrazistość klimatu rośnie jeszcze bardziej, przede wszystkim za sprawą świetnego patentu, jakim jest w Oxenfree użycie radia.
Poruszając gałką pada lub suwając po panelu dotykowym DualShocka 4, możemy dostrajać je do dowolnej częstotliwości. Często będziemy trafiali na niezwykłe komunikaty, które nie przypominają standardowych stacji radiowych, a odkrycie ich nadawców stanie się jednym z głównych motywów przygody.
W grze zastosowano kilka pomniejszych sztuczek, które świetnie wpływają na ogólny jej odbiór i sprawiają wrażenie świeżości. Subtelne zabawy z zakrzywianiem czasoprzestrzeni dają nam nadzieje na to, że być może jesteśmy w stanie wpłynąć na wydarzenia z przeszłości.
Dodatkowo wprowadzono interesujące efekty graficzne – w obrazie często występują zakłócenia, a kilkukrotnie jest on wręcz wywracany do góry nogami. Potęguje to wrażenia zagubienia bohaterów, które udziela się także graczom. Dzięki temu można momentami naprawdę poczuć się nieswojo.
Zbyt szybko jednak twórcy odkrywają przed nami wszystkie karty. Prawda opisująca horrory mówi, że kropla krwi straszy bardziej, niż jej wiadro. W Oxenfree taki kubeł tajemniczości rozlewa się niemal od razu.
Gdy już zdamy sobie sprawę z tego do kogo należą tajemnicze głosy, przestajemy zadawać sobie pytanie: „Co się tu, u licha, dzieje?”. Zamiast tego zastanawiamy się: „No dobra, wszystko wiadomo, to którędy do mety?”.
Koniec może być początkiem
Sama gra jest bardzo krótka. Już po około pięciu godzinach możemy po raz pierwszy zobaczyć końcowe napisy i fotografie podsumowujące wydarzenia. Mimo to, twórcy złapali mnie na pewien haczyk – na szczęście jego połknięcie okazało się dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Mam tu na myśli możliwość różnorodnego poprowadzenia ścieżek dialogowych.
W zasadzie już od drugiej rozmowy zastanawiałem się, co by było gdybym zaraz zaczął zabawę raz jeszcze i wybrał inną opcję.
Z tego powodu uruchomiłem Oxenfree po raz kolejny, i to niemal od razu po zakończeniu pierwszej przygody. Na całe szczęście wiele zdarzeń może potoczyć się w zupełnie odmienny sposób. W efekcie mamy do wyboru kilka zakończeń, a to do którego z nich dojdziemy nie zawsze jest oczywiste i na jeden konkretny finisz pracujemy przez całą rozgrywkę.
Zobacz, usłysz i uwierz w duchy
Grafika w Oxenfree rodzi skojarzenia z produkcjami studia Amanita Design, takimi jak Machinarium. Ma ona swój specyficzny, rysunkowy klimat. Do tego całość utrzymana jest w mrocznej konwencji. Na tym tle bardzo ciekawie prezentują się dodatkowe, już wspomniane efekty, takie jak „szumy” obrazu.
Niestety, gra w formie konsolowej jest nieco mniej czytelna niż na pecetach. Zarówno napisy, jak i postacie wydają się zbyt drobne. Dodatkowo, w trakcie rozgrywki odkrywamy poukrywane tu i ówdzie informacje o historii wyspy, co do których także miałem wrażenie, że na 22-calowym monitorze komputera dużo łatwiej było odnaleźć.
Z kolei dość mieszane uczucia mam wobec ścieżki dźwiękowej. Z jednej strony wprost rewelacyjną pracę zrobili aktorzy podkładający głosy pod konkretne postacie. Linii dialogowych jest prawdziwy ogrom, porównywalny z dużymi produkcjami RPG. Praktycznie bez przerwy przynajmniej dwie osoby prowadzą między sobą wymianę zdań.
Genialnym pomysłem było też wykreowanie „obcych” głosów przez sklejenie ze sobą pojedynczych słów, wypowiadanych różnymi głosami, wyrwanymi z odrębnych zdań.
Na drugim biegunie muszę jednak umieścić muzykę. Już w pierwszej lokacji zdawała mi się ona zwyczajnie za głośna i przeszkadzająca w grze. Dodając do tego fakt, że postacie wchodzą sobie w słowa, nakładając na siebie swoje głosy, a w tle często słychać komunikaty radiowe, to dodatkowe dźwięki zwyczajnie utrudniają skupienie się na tym, co jest istotne. Co więcej, w grze brakuje jakichkolwiek opcji audio. Nie ma więc możliwości ściszenia żadnego z elementów.
Oxenfree, czyli miniaturka dużej produkcji
W przeszłości dużo czasu spędziłem przy darmowych, przeglądarkowych grach, stylizowanych na dużych produkcjach. Jednym z takich tytułów była internetowa wersja Portal od Valve, stworzona w technologii Flash. Dała mi ona sporo zabawy, ale i przedsmak tego, co czekało mnie w „pełnej” grze.
Wrażenie bardzo podobnej zależności miałem przy okazji grania w Oxenfree. Gdybym miał podsumować grę jednym zdaniem, byłoby to: „prostsza, niezależna edycja Until Dawn”. Jest tu bowiem horror, swojego rodzaju „efekt motyla” wpływający na dalsze zdarzenia, a nawet odliczanie czasu do świtu.
Różnicą jest jednak klimat. W dziele Night School Studio otrzymujemy cięższą tematykę, z poważnymi problemami i dylematami postaci. Nie wykonujemy także szybkich akcji. Oxenfree jest raczej grą „chodzoną”, z wieloma wyborami dialogowymi i ledwie paroma zagadkami. Jest to także platformówka 2D, a nie filmowa superprodukcja.
Przed oceną całości, muszę jednak ostrzec rodzimych graczy – tytuł ten dostępny jest tylko w języku angielskim. Niestety, brak jego znajomości w znaczący sposób utrudnia zabawę, a na pewno odbiera sporo radości. Jedyne dwie zagadki mogące wpłynąć na przebieg fabuły opierają się bowiem na sprawdzeniu tego, co zapamiętaliśmy z licznych wypowiedzi.
Mimo to jednak każdy, kto lubi podejmować niejednoznaczne wybory (i nie jest na bakier z językiem Shakespeare’a), powinien dać Oxenfree szansę. Ten tytuł jest tego wart. Choćby ze względu na świetny klimat i możliwość samodzielnego kształtowania fabuły. I pomyśleć, że ten indyk zapowiadał się tak skromnie...
Ocena końcowa:
- wybory naprawdę wpływają na przebieg fabuły
- wiarygodnie stworzone postacie
- naturalne, zabawne dialogi
- ciekawy pomysł sterowania radiem
- kilka różnych zakończeń
- stosunkowo krótka
- fabuła pozostawia spore niedopowiedzenia
- brak polskiej wersji językowej może utrudniać rozgrywkę
- brakuje opcji konfiguracyjnych - szczególnie dotyczących dźwięku
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dostateczny plus - Grywalność:
dobry
Komentarze
4Dialogi są napisane świetnie, wydają się naturalne a nie wrzucone na siłę, dodatkowo głosy postaci również bardzo dobre. Trzeba pochwalić osoby które podkładały głos. Widać, że twórcy włożyli sporo pracy w stworzenie historii i bohaterów, bo są oni bardzo dobrze napisani, nie są płascy jak to ma miejscu w wielu podobnych produkcjach.
Co do wady, że "są niedopowiedzenia" otóż to nie jest wada. Wiele tych niedopowiedzeń eliminujemy poprzez używanie radia. Po mapie są pozaznaczane miejsca (np. poprzez ułożone w stos kamienie) gdzie na różnych częstotliwościach można złapać sygnał. Wtedy odbieramy różne wiadomości i przesłuchując wiadomość po wiadomości bardzo dużo się wyjaśnia. Zakończenie mimo wszystko pozostaje "otwarte" (a przynajmniej tak mi się wydaje), ale mam tu swoją teorię na ten temat.
Mam nadzieję, że twórcy zaskoczą nas kolejną świetną grą tego typu.