Po 4 latach kuszenia ciekawą koncepcją Quantum Break w końcu mierzy się z rzeczywistością. A ta bywa sroga. Na szczęście tytuł ten ma kilka asów w rękawie.
- świetna, trzymająca w napięciu opowieść,; - rozwidlenia fabularne na które mamy wpływ,; - nieźle zrealizowany, choć wcale nie najnowszy pomysł manipulacji czasem,; - moce głównego bohatera,; - rewelacyjna budowana atmosfera załamywania się czasu,; - ciekawe postacie i mocna obsada aktorska,; - interesujące połączenie gry z serialem.
Minusy- brak polskiego tłumaczenia, choćby napisów,; - problematyczny system chowania się za przeszkodami,; - miejscami dość przeciętna oprawa graficzna i wolne doczytywanie tekstur.
Oj długo kazał na siebie czekać Quantum Break, długo. Patrząc jednak przez pryzmat tych wszystkich szumnych zapowiedzi i prezentacji gry na Xbox One można zrozumieć jak ciężkie zadanie postawiło przed sobą studio Remedy Entertainment, twórcy nieśmiertelnego Maxa Payne’a.
Pomysł z załamywaniem się linii czasu i podróżami w przeszłość, choć niezwykle intrygujący, rodzi spore obawy o spójność opowiadanej historii. Wszak w czasie zgubić się łatwo. Idę jednak o zakład, że mało który gracz myślał o tym oglądając naszego przyszłego bohatera poruszającego się w rumowisku zatrzymanego w czasie wybuchu. Wówczas chyba każdy z nas pytał w duchu błagalnym tonem „a kiedy będę mógł w to zagrać?”.
Pamiętacie pierwsze zdjęcia z Quantum Break?
Ale tak było kiedyś, a jak jest teraz? Co by nie mówić Quantum Break przez ostatnie miesiące nabrał charakteru, zyskał potężną i znaną obsadę oraz stał się pierwszym tytułem, którego zapis można dzielić pomiędzy wersją Xbox One a PC (cross-save). I choć całość prezentuje się nader zgrabnie, to nie obyło się bez potknięć.
Fringe? A nie, to Quantum Break
Wspomnienie Fringe: Na granicy światów znalazło się tu nieprzypadkowo. Pod względem opowiadanej historii i budowanej atmosfery nowa gra Remedy nie ustępuje temu kultowemu serialowi. Powtarzające się, widowiskowe anomalie czasoprzestrzenne stanowią wręcz idealne tło dla dużo poważniejsze i bardziej skomplikowanej fabuły.
A wszystko zaczyna się dość niewinnie – oto nasz bohater, Jack Joyce (grany przez Shawna Ashmora) wraca do rodzinnego miasteczka, by odwiedzić dawno nie wiedzianego przyjaciela - Paula Serene’a (pamiętny Littlefinger z Gry o Tron).
Ten ostatni chce pochwalić się wehikułem czasu stworzonym wspólnie z bratem Jack’a. I jak to w grach zwykle bywa eksperyment kończy się burzliwie pojawieniem się „nowego, odmienionego” Paula z armią zbirów, a my zdajemy sobie sprawę, że wpakowaliśmy się w niezłą kabałę. Mówicie sztampa? Nie, nie tym razem.
Już od samego początku gry targają nami wątpliwości. No bo co spowodowało, że wieloletni przyjaciel pragnie naszej śmierci? Co ma do tego wszystkiego istniejąca od wielu lat korporacja Monarch Solutions przeciwko której protestują studenci? I dlaczego całe zdarzenie na uniwersytecie wygląda jak ściśle zaplanowane? Pewne jest jedno – świat stoi na krawędzi zagłady, końca czasu.
Nie chce zdradzać Wam za dużo, bo Quantum Break fabułą stoi i jakiekolwiek szczegóły mogłyby zniszczyć całą misternie tkaną przez twórców intrygę. Muszę jednak powiedzieć, że dawno nie czułem takich emocji obserwując i powoli odkrywając prawdziwe intencje każdej z pojawiających się na ekranie postaci. Tym bardziej, że akcja dzieje się tu dwutorowo i czasami zamiast Jacka Joyce’a wskakujemy w skórę Paula Serene’a, by przy jego pomocy dokonać wyboru.
W ten oto sposób dotarliśmy do czegoś co twórcy Quantum Break nazwali węzłami fabularnym. Dwie drogi - dwie różne ścieżki fabularne. Przynajmniej w teorii. W praktyce trzon opowiadanej historii pozostaje niemal identyczny, a różnice to tak naprawdę detale. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że sama realizacja tego pomysłu jest genialna.
Posiadając umiejętność zaglądania w przyszłość Paul może bowiem podejrzeć pewne fragmenty wybranej ścieżki. Nie poznamy dzięki temu faktycznych konsekwencji naszych działań, ale mając świadomość tego co zapewne się wydarzy niemal każdy wybór to emocjonalna huśtawka. Szczególnie w późniejszych etapach gry. Realne skutki naszej decyzji pokaże nam jednak dopiero serial wyświetlany w przerwach pomiędzy kolejnymi aktami Quantum Break.
Wstawienie do gry czterech 20 minutowych odcinków serialu telewizyjnego było wyjątkowo ryzykowne. Raz, że gracze chcą najczęściej grać a nie oglądać, a dwa – że każdy epizod trzeba w jakiś sposób „dociągnąć”, bo na Xbox One nie stanowią one integralnej części gry. Pozostaje albo streaming albo niemal 76 GB paczka!
Ja wybrałem bramkę nr 2, bo pomimo, iż grałem jeszcze przed premierą oglądając transmisję na żywo przerywaną ciągłym buforowaniem nabawiłbym się pewnie nerwicy w oczekiwaniu na kolejny fragment właściwej gry.
Wracając jednak do samego serialu – choć daleko mu do wysoko budżetowych produkcji oglądało mi się go całkiem przyjemnie. Stanowi on niezłe uzupełnienie fabuły i pozwala lepiej poznać postaci drugoplanowe. Szkoda jedynie, że nie każdy potrafił wcielić się tak dobrze w swoją rolę jak Lance Reddick.
Władca czasu
Fabuła fabułą, ale bez porządnej akcji nie mielibyśmy tu co robić. Stąd i specjalne moce naszego bohatera, które nabył on w trakcie incydentu na uniwersytecie. Dzięki nim możemy między innymi tworzyć tarczę czasową, robić błyskawiczne uskoki, a nawet zatrzymywać przeciwników w specjalnej bańce kumulującej wystrzelone doń pociski.
Oczywiście wszystkie te umiejętności możemy rozwijać wydłużając czas ich trwania , siłę bądź obszar, który obejmą. Do tego potrzebne są jednak punkty, które otrzymujemy za znajdywanie chrononów – hipotetycznych kwantów czasu.
Podczas walki nie obejdzie się jednak bez standardowego arsenału broni. Bo choć moce dają niezłego kopa to większość z nich stanowi jedynie wsparcie podczas potyczki. Tarcza, szybkie podbiegnięcie do przeciwnika, sprzedanie mu piąchopiryny, unik, bańka na kolejnych wrogach i magazynek prosto w jej środek – tak mniej więcej wygląda starcie z grupą przeciwników w Quantum Break. No może jeszcze obieganie co silniejszy adwersarzy by dostać się do ich mniej chronionych „tyłów”.
Nie myślcie jednak, że dzięki super mocom jesteście niezwyciężeni. Gra dość często pokazywała mi, jak kiepski jestem w efektywnym korzystaniu z posiadanych zdolności. Ale nawet śmierć nie przeszkadzała mi w dobrej zabawie, bo każdy rzucony pocisk czasowy, dobrze postawiona bańka czy skutecznie użyta tarcza robi tutaj kolosalne wrażenie. I tego nie jest w stanie oddać żaden statyczny obrazek.
Czas zamknięty
Zachwycać można się jednak w Quantum Break nie tylko tym jak wyglądają nasze moce, ale i tym jak prezentują się niektóre lokacje objęte anomalią temporalną. I nie chodzi nawet o jakość oprawy graficznej, bo z tą na Xboksie bywa różnie, ale o absolutnie unikatową atmosferę w takich miejscach. Rzućcie okiem chociażby na poniższy obrazek – tu czas zatrzymał się w momencie gdy Jack został osaczony w windzie.
Nie myślcie jednak, że wszystko wygląda tu tak różowo. Niektóre miejscówki wieją pustką i nudą. Nie pomagają im ani zagadki przestrzenne, których poziom jest tylko kapinkę wyższy od banalnego ani poutykane tu i ówdzie przeróżne znajdźki.
Owszem, ciekawie rozbudowują one fabułę niejednokrotnie ukazując zakulisowe intrygi w szeregach Monarch Solutions, ale przez ich poszukiwanie drastycznie spada tempo gry. Nie pomaga wyraźne zaznaczenie każdego wartego uwagi przedmiotu - po prostu przechodzenie od jednego do drugiego i czytanie bądź słuchanie ukrytej w nim treści szybko zaczyna nużyć. Widać to szczególnie w trzecim akcie gdzie miejscami "znajdźka" leży koło znajdźki.
Nie byłoby to może aż tak męczące gdyby Microsoft zdecydował się tu na kinowe spolszczenie. Niestety, gra wydana została w całości po angielsku. I nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi tu o brak umiejętności językowych, a o ilość tekstów, która po kilku otwartych „mailach” może przytłoczyć. Szczególnie, że niektóre mają tyle wspólnego z samą otoczką fabularną co zeszłoroczny śnieg.
Jeszcze gorzej sprawa wygląda z komunikatami radiowymi, które w większości nie posiadają nawet angielskich podpisów.
Unikatowy czasoumilacz
Od Quantum Break oczekiwałem bardzo wiele. Chciałem, żeby Remedy znów mnie czymś zaskoczyło dostarczając nie tylko frajdy ze strzelania, ale i poznawania ciekawie skrojonej intrygi. I wiecie co? Właściwie wszystko to otrzymałem. Owszem, powodów do narzekań kilka się znajdzie. Zachwyt grą też nie przychodzi od razu. Jednak wystarczy godzinka by wsiąknąć w ten świat, chłonąc każdy najmniejszy okruch kapitalnej historii opowiedzianej nam w tak filmowy sposób. I choć z zapowiadanej w Quantum Break rewolucji niewiele zostało, jednego można być pewnym - Max Payne doczekał się godnego następcy.
Ocena końcowa:
- świetna, trzymająca w napięciu opowieść
- rozwidlenia fabularne, na które mamy wpływ
- nieźle zrealizowany, choć wcale nie najnowszy pomysł manipulacji czasem
- moce głównego bohatera
- rewelacyjnie budowana atmosfera załamywania się czasu
- ciekawe postacie i mocna obsada aktorska
- interesujące połączenie gry z serialem
- brak polskiej wersji językowej, choćby napisów
- problematyczny system chowania się za osłonami
- miejscami dość przeciętna oprawa graficzna i wolne doczytywanie tekstur
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry plus
Komentarze
20- brak polskiego tłumaczenia, choćby napisów,
Żaby było śmieszniej. OFICJALNE materiały jakimi reklamują grę zawierają napisy POLSKIE! -> https://youtu.be/wGe_fl9yI1g?t=12m23s
Czy nie jest to robienie w ch*ja graczy?
Podziękuje, bo dla jednej gry, nawet fajnej to nie będę zmieniał windowsa. A i cena lekko zaporowa. Ale ostatnio widać ceny gier na PC zbliżają się do konsolowych. Byle gra wchodząc na rynek ma cenę 160-170 zł.
To pewnie w ramach "walki z piractwem"...
Uncharted 4 własnie poszedł w odstawke zanim na dobre sie pojawił :DDD
tutaj pare screenshotów z neogafa
http://s156232.gridserver.com/u/Screenshot_14.png
http://s156232.gridserver.com/u/Screenshot_10.png
http://s156232.gridserver.com/u/Screenshot_11.png
http://s156232.gridserver.com/u/Screenshot_13.png
http://s156232.gridserver.com/u/Screenshot_16.png
Wcale jakoś te rozmazane tekstury nie rzuciły mi się o oczy (może to kwestia jakości YT), ale zwróciłem uwagę na tiesamowite modele postaci, faktura ubrania, włosy, wręcz czasem miałem wrażenie, że to jakiś render.