Recenzja Rollerdrome – gry, w której kręcąc triki będziesz strzelać do wielkich robotów. Prawdziwa jazda bez trzymanki
Łączenie gatunków to ryzykowna zabawa. Rollerdrome sięga po świeże rozwiązanie - zręcznościowa gra sportowa spotyka się z trzecioosobową strzelanką. Na pewno jest to pomysł warty sprawdzenia. Tym bardziej, że klimatyczna oprawa uprzyjemnia tę nietypową rozrywkę.
Rollerdrome – znane obszary z nowej perspektywy
Pewnie nie wiecie, ale twórcą Rollerdrome jest studio Roll7, które na swoim ma między innymi grę OlliOlli World będącą najnowszą odsłoną całkiem udanej serii. Serii, dodajmy, która proponuje dość nietypowe spojrzenie na jazdę na deskorolce. I nie inaczej jest tym razem. Bo choć pozostajemy w temacie gier zręcznościowych i ogólnie pojętego „skatingu”, to Rollerdrome jest dużo bardziej oryginalne.
Jeśli jednak chodzi o sam model jazdy i podstawowe triki, to poczułem się tu niemal identycznie jak jeszcze niedawno, odświeżając sobie Tony Hawk’s Pro Skater 1+2. Zdziwiłem się tylko, że sztuczki są kończone automatycznie, nie da się tu upaść, a także nie ma mowy o utracie równowagi. Do tego wszystkie ślizgi można kontynuować w nieskończoność.
Szybko jednak okazało się, że takie uproszczenia są tu niezbędne, bo gracz ma sporo innych rzeczy, o które trzeba się martwić. Każda wykonana sztuczka zwiększa liczbę zdobytych punktów, ale co ważniejsze, odnawia zapas amunicji i efektu spowolnienia czasu. To z kolei przyda się, by wykorzystać kwintesencję Rollerdrome, którą jest… strzelanie do wrogów i unikanie ich pocisków, połączone z kręceniem rozmaitych akrobacji. I na tym właśnie polega cały pomysł Rollerdrome – skating i strzelanie.
Chleba i igrzysk!
Wprowadzeniem do całej zabawy jest opowieść o dystopijnym społeczeństwie w alternatywnym roku 2030. Muszę przyznać, że zbudowano tu całkiem niezły klimat, chociażby za sprawą komiksowej oprawy graficznej oraz elektronicznej muzyki synthwave przywodzącej na myśl film Drive. Prawda jest jednak taka, że fabuła jest do bólu sztampowa. Ot, zła korporacja daje ludziom nowy sport, próbując odciągnąć uwagę od swoich brudnych interesów. My wcielamy się w Karę Hassan, która ma szansę zostać debiutantką na prostej drodze do mistrzostwa w popularnych rozgrywkach.
Jak widzicie, fabuła pełni tu raczej rolę drugoplanową i choć nieźle buduje atmosferę gry, to można o niej powiedzieć, że… po prostu jest. Zdarza się, że pomiędzy kolejnymi meczami będziemy przechadzać się po szatni czy pociągu jadącym prosto na mistrzostwa. Wtedy mamy szansę obejrzeć rozmaite przedmioty bądź przeczytać pozostawione gdzieniegdzie notatki. Szkoda, że tych elementów jest tu niewiele i że poza tworzeniem wizji świata nie opowiadają konkretnej historii.
Przy okazji, krótkie fragmenty „chodzone” sprawiają wrażenie doklejonych na szybko tuż przed premierą gry. Widać, że główną uwagę w Rollerdrome poświęcono właściwej rozgrywce, opartej na jeździe na wrotkach. Tam, gdzie przemierzamy szatnię, czułem się jak w wersji demo silnika graficznego.
Ot, sterujemy pojedynczym punktem, nie widzimy nóg ani rąk postaci i „pływamy” po lokalizacji z teksturami o słabej rozdzielczości, oglądając kolejne porozrzucane przedmioty. A szkoda, bo większa dbałość o tę część Rollerdrome pozwoliłaby dobudować treść do klimatu, mającego przecież niezły potencjał.
Zabawa na całego z saltem i wybuchami
Najważniejszy aspekt Rollerdrome, czyli jeżdżenie na wrotkach połączone ze strzelaniem wypada z kolei bardzo… nierówno. Momentami bawiłem się naprawdę dobrze, zwłaszcza na początku gry. Sterowanie można łatwo opanować (zalecany jest kontroler), a podstawowe akcje szybko stają się bardzo intuicyjne. Tu wyskoczyć, tam zahaczyć o punkt premiowy, a gdzie indziej wykonać salto. Szybko też udało mi się przyzwyczaić do strzelania, unikania pocisków snajperskich i dobierania odpowiedniej broni do konkretnych przeciwników.
Problemy są jednak co najmniej dwa. Pierwszy to powtarzalność. Zgoda, wrogowie są zróżnicowani, ale każdorazowo trzeba po prostu doładować amunicję kręcąc piruety i potem korzystając z niej posyłać przeciwników do piachu. Po jakimś czasie zaczyna to nużyć. Drugi problem jest taki, że im dalej w grze jesteśmy tym robi się ona trudniejsza. Powiecie pewnie teraz – no i w czym problem, przecież tak być powinno.
No i właśnie, nie do końca. Rollerdrome potrafi bowiem przeistoczyć się z łatwiutkiej przejażdżki na wrotkach w prawdziwie wymagającą bestię. A jak to zwykle w tego typu tytułach bywa by odblokować dalsze lokacje, należy zaliczyć odpowiednią liczbę wyzwań na poprzednich poziomach.
Ten myk z szybko rosnącą trudnością przypomina mi trochę sztuczkę z Tony Hawk’s Pro Skater. Pamiętam, że w trzeciej części gry z tej serii sięgnąłem po kody, żeby odblokować wszystkie mapy bez wbijania wymaganych kombinacji trików czy zbierania wszystkich „znajdziek”. W Rollerdrome jest trochę prościej, ale tu też po pewnym czasie skorzystałem z opcji „wspomagania”, umieszczonych od razu w menu ustawień.
Co więcej, o ile w Tony Hawk’s Pro Skater kolejne poziomy miały odmienny klimat i całą masę „smaczków” oraz ukrytych przejść, tak w Rollerdrome są one raczej powtarzalne i bez dodatkowych atrakcji. Mamy tu zatem kilka głównych typów map - skatepark, kamieniołomy, pokryte śniegiem dachy i supermarket. Poza stylistyką, nic specjalnego poszczególnych lokacji nie wyróżnia – to nie jest tak, że w galerii handlowej będziemy odbijali się od wózków sklepowych, a na pustynnym terenie poskaczemy przez kaktusy. Innymi słowy, w Rollerdrome szybko wkrada się nuda.
Rollerdrome (PS5) okiem redakcyjnego marudy
Początkowo nawet rozgrywka w Rollerdrome dawała mi sporą satysfakcję. Szybko jednak w zabawę wkradła się nuda, powtarzalność i…mocna irytacja. Niestety, ja do spokojnych graczy nie należę. Raczej nazwałbym siebiepodręcznikowym przykładem choleryka i to takiego, który rzuca myszkami i gamepadami po ścianach, gdy coś mu nie wychodzi. Dlatego właśnie, choć komiksowa oprawa graficzna Rollerdrome mnie urzekła, postanowiłem, dbając o swoje zdrowie psychiczne, odłożyć ten tytuł na „półkę wstydu”. Kto wie, może kiedyś do niego wrócę. Ale z pewnością jeszcze nie teraz. Moja ocena: 3/5
Rolledrome – czy warto kupić tę grę?
Pomysł na Rollerdrome na pewno jest oryginalny. Przez pierwszych kilka misji bawiłem się naprawdę dobrze. Potem jednak robi się coraz trudniej i na tyle często moja postać ginęła, że zdecydowałem się na aktywację wspomagania. Wtedy co prawda mój wynik nie mógł być wpisany na listę rekordów, ale przynajmniej zaliczyłem wszystkich 11 poziomów.
Mam też wrażenie, że potencjał nie został tu w pełni wykorzystany. Mapom brakuje szczegółów wpływających na zabawę, a historia w połączeniu z niecodzienną oprawą audiowizualną ma intrygujący klimat, ale nic poza tym. A szkoda, bo miejsca na narrację zostało tu sporo.
Myślę, że fani gier zręcznościowych powinni spróbować Rollerdrome, zwłaszcza jeśli będzie dostępny w korzystnej promocji. To dynamiczna rozrywka, w którą na pewien czas można się wciągnąć. Nie liczcie jednak na to, że poza świeżym pomysłem dostaniecie tu detale, które z całkiem niezłej produkcji tworzą hit. Tu zatrzymano się na przyzwoitym poziomie, który chętnie sprawdziłbym ponownie w ewentualnej, bardziej rozbudowanej kontynuacji.
Ocena gry Rollerdrome (PC):
- ciekawy pomysł, dobrze rozwiązany mechanicznie
- intuicyjne sterowanie przy wykorzystaniu kontrolera
- oprawa audiowizualna buduje ciekawy, dystopijny klimat
- łatwa do nauczenia, trudna do pełnego opanowania
- powtarzalna rozgrywka
- w późniejszych etapach poziom trudności staje się mocno wyśrubowany
- niewielkie zróżnicowanie map
- grafika jest oryginalna, ale momentami słabej jakości
Ocena końcowa
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Grę Rollerdrome na potrzeby recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Kool Things rerezentujacą wydawcę
Komentarze
1To po co te karty graficzne po 3-4 tys zł...???