Jeszcze jeden przejazd! Wygląda na to, że od OlliOlli World niełatwo będzie się oderwać
OlliOlli World było dla mnie niemałym odkryciem. Dość powiedzieć, że jeśli czujesz, że możesz wciągnąć się w dynamiczną platformówkę, to lepiej wyglądaj jej premiery. Ta mocno pokręcona jazda na deskorolce ma zaskakująco dużo do zaoferowania.
Gdyby wpisać w Google frazy związane z grami deskorolkowymi, to okaże się, że fani tego sportu na przestrzeni lat mieli całkiem sporo lepszych lub gorszych okazji do wirtualnego kręcenia trików. Bo chociażby Tony Hawk’s Pro Skater 1+2 Remastered przyciągnął graczy na nowo, kiedy blask serii THPS wydawał się już dawno wyblakły. A przecież wydany został też symulacyjny Skater XL, EA pracuje już nad Skate 4, a w międzyczasie pojawiają się takie niedorzeczne wariacje jak Skatebird. Czy naprawdę w takim tłumie jest miejsce na kolejny, wirtualny skateboard? OlliOlli World pokazuje, że jeśli inaczej podejdzie się do tematu, to wszystko może wydawać się świeże.
Choć jest to już trzecia część serii, to poprzednie dwie miały mocne cechy gier niezależnych mogące zawęzić potencjalne grono odbiorców. Rozpikselowana grafika i wyśrubowany poziom trudności podwyższały dość znacząco próg wejścia dla nowych graczy. Przy OlliOlli World widać, że twórcy mają ambicję na dotarcie do szerszego odbiorcy niż miało to miejsce 7 lat temu przy okazji premiery poprzedniej odsłony. Zmienił się przede wszystkim styl wizualny, ale i sama rozgrywka została znacznie urozmaicona.
Na początek... Ollie
Nieobeznanym w temacie wyjaśnię, że ollie to nazwa sztuczki polegającej po prostu na podskoczeniu razem z deskorolką. To element wyjściowy do bardziej zaawansowanych trików, takich jak jazda po rurkach czy obroty w powietrzu. Z kolei w grze platformowej praktycznie już szybka jazda i skok wystarczają, by dobrze bawić się w odpowiednio skonstruowanych poziomach.
Na szczęście, twórcy OlliOlli World stopniowo dodają kolejne ruchy do naszego arsenału, przez co po przejściu trzech z dostępnych pięciu światów będziemy już korzystać praktycznie ze wszystkich przycisków pada (polecane użycie kontrolera, zamiast klawiatury i myszki, nawet jeśli gra się na komputerze).
Będziemy więc robić grindy, wall-ride'y, manuale, gripy i sporo innych. W uproszczonym tłumaczeniu tych nazw - żeby pokonać kolejne etapy niezbędne będzie ślizganie się po rurkach, jeżdżenie po ścianach czy łapanie dłońmi części deskorolki lub łączenie sztuczek w combo, by pobić rekordy punktowe.
A wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Żeby świetnie bawić się w OlliOlli World w ogóle nie trzeba nawet lubić jazdy na deskorolce. Dlaczego? Bo to żaden symulator, ani nawet zręcznościówka pokroju Tony Hawk's Pro Skater. To tylko i aż szalona platformówka, w której skateboarding jest wykorzystany jako pretekst do zwariowanej jazdy przed siebie. I to się sprawdza, a kolejne kilkuminutowe przejazdy będziecie chcieli wykonywać jeden po drugim bez przerw, czerpiąc satysfakcję z pokonywania coraz trudniejszych etapów.
Bogowie Gnarvany czekają właśnie na Ciebie!
Nie jestem ekspertem od odmiennych stanów świadomości, ale gdybym miał wskazać kogoś, kto zna się na kontrolowanych halucynacjach, to poza twórcami filmu Las Vegas Parano z Johnnym Deppem od teraz mógłbym też wybrać zespół stojący za OlliOlli World. Wymyślili oni bowiem, że aby osiągnąć stan Gnarvany i móc komunikować się z bogami skejtu, trzeba przejść całą, nieco oniryczną krainę nazwaną Radlandią. I to oczywiście na deskorolce. A sam ten świat jest kolorowy i dość... niecodzienny.
Paczka bohaterów, którzy planują wyszkolić gracza na najlepszego skejta często mówi więc o grzybach, kosmitach, lewitujących kryształach i gigantycznych żabach. Ścieżka dźwiękowa też odbiega od amerykańskiego punk-rocka utożsamianego ze skateboardingiem za oceanem. Tu dla odmiany dostajemy kawałki idealnie komponujące się z psychodelicznymi wizjami kolorowego i nieprzewidywalnego uniwersum.
Pokuszę się jednak o stwierdzenie, że przy takim natężeniu absurdu chciałoby się odrobiny więcej humoru. Żarty nie są jakoś specjalnie wyczuwalne, a część z nich zostaje niestety „zabita” przez polskie tłumaczenie. Przykładowo, jeden z bohaterów mówi, że jego duma z gracza jest niczym grupa lwów. Rozbawiło Was to? Pewnie nie, ale musicie wiedzieć, że po angielsku stado drapieżnych kotów to „pride”, czyli w podstawowym tłumaczeniu właśnie „duma”. To trochę jakby chcieć zażartować: „odkryłem klucz do rozwiązania problemu… jest jak grupa frunących ptaków”. Suchar, owszem, ale szkoda, że nie przetłumaczono go zgrabniej. Mimo to, cieszę się, że lokalizacja w OlliOlli World jest w ogóle obecna.
OlliOlli World wybacza błędy, ale tylko przy grze na pół gwizdka
Przez pierwszych kilka etapów tak bardzo wciągnąłem się w OlliOlli World, że powtarzałem poziomy raz za razem, by odblokować wszystkie wyzwania a co za tym idzie otrzymać dodatkowe ubrania, akcesoria i inne elementy kosmetyczne. To ogromna frajda nauczyć się fragmentu trasy na pamięć i wiedzieć już automatycznie, kiedy wyskoczyć, na której przeszkodzie się wybić i jaką ścieżkę wybrać, żeby zaliczyć wszystkie dostępne cele.
Niestety, im dalej w las tym więcej wywrotek. Dodanie kolejnych sztuczek i możliwości sprawiło, że próbując odhaczyć każde możliwe zadanie, kląłem pod nosem popełniając raz za razem rozmaite błędy. Finalnie, po kilku godzinach gry zdecydowałem się, by przejść OlliOlli World "jako-tako", a potem ewentualnie wrócić do nabijania "gwiazdek". I słusznie, bo dopiero po jakimś czasie poznajemy nowe sztuczki, z którymi warto wrócić do wcześniejszych lokacji, by tam pobijać rekordy punktowe.
Poziom trudności OlliOlli World może czasem frustrować. Tym bardziej, że niekiedy nawet zwykły przejazd od startu do mety wymaga precyzyjnego wymierzenia momentu wybicia się z rampy. Robi się jeszcze trudniej, gdy zależy nam na zaliczeniu zadań opcjonalnych, takich jak na przykład unikanie dmuchanych kotów, przybijanie piątek z członkami ekipy czy pokonywanie tras bez korzystania z punktów kontrolnych.
OlliOlli World - czy warto na to czekać?
W tej platformówce uwielbiam to, że każdy kolejny etap jest nie tylko dynamiczny, ale i szybki do przejścia. Z wyłączeniem tych fragmentów, w których zacinałem się na wyjątkowo wrednej przeszkodzie, postępy w grze robiłem bardzo szybko. Dzięki temu aż chciało się powtarzać poziom, żeby pobić swój wynik albo po prostu brnąć dalej.
Całkiem przyjemna grafika OlliOlli World sprawiła zaś, że chciało mi się tworzyć kolejne odsłony mojego awatara i uzbrajać go w zdobywane elementy odzieży czy chociażby nowe kółka do deski. Co więcej, po osiągnięciu pewnego etapu można bawić się także w asynchroniczny tryb wieloosobowy. Wystarczy stworzyć poziom korzystając z suwaków w generatorze i udostępnić unikatowy kod, pozwalający dowolnemu innemu graczowi na wejście do naszego świata i bicie rekordów.
Twórcy gry mają jeszcze kilka tygodni do premiery. Fakt, że nie mogłem napisać o wszystkich udostępnionych mi elementach każe sądzić, że jeszcze cześć z nich pewnie ulegnie zmianie. Jak na moje, zbyt wiele ich już nie potrzeba, bo w obecnym kształcie OlliOlli World potrafi wciągnąć.
Owszem, po pewnym czasie staje się trochę monotonna i w mojej osobistej ocenie traci na wysokim poziomie trudności w późniejszych etapach, ale to wciąż jedna z bardziej dynamicznych platformówek w jakie grałem. Do tego jest dość zabawna i przedstawiona za pomocą intrygującej oprawy audiowizualnej. Spróbujcie dać się porwać tej jeździe bez trzymanki. Co tu dużo pisać, to będzie dość unikatowe doświadczenie. I pamiętajcie, premiera OlliOlli World już 8 lutego 2022 roku.
Opinia o OlliIOlli World [Playstation 5]
- świetna platformówka z wysokim tempem rozgrywki,
- dość absurdalny humor i unikatowy świat,
- intrygująca oprawa audiowizualna,
- duża ilość trików do wykorzystania na trasie,
- prosty, ale ciekawy generator poziomów,
- stosunkowo trudna, zwłaszcza przy zadaniach pobocznych,
- Po odkryciu wszystkich ruchów rozgrywka staje się nieco powtarzalna.
Komentarze
2