Implanty, neony i przyszłościowa dystopia, a to wszystko serwowane ze sporą dawką przemocy. Ruiner udowadnia, że Polacy potrafią tworzyć naprawdę świetne gry.
- świetna mechanika walki,; - możliwości rozwoju bohatera,; - wyborny klimat cyberpunku,; - niezła oprawa audiowizualna,; - ciekawy system walki,; - dość wysoki poziom trudności…
Minusy…który może niektórych zniechęcić do zabawy,; - nieprecyzyjne celowanie na padzie,; - walki bywają chaotyczne.
Ruiner nie bierze jeńców
Zresztą wystarczy chwila spędzona w dusznych, przesyconych neonowym światłem lokacjach aby zrozumieć, że z potencjalnych jeńców po prostu niewiele zostanie. Ruiner uderza przy tym w podobne tony jak Hotline Miami, ale robi to na własny, unikatowy sposób łącząc w sobie cechy zarówno zręcznościówki jak i brutalnej gry akcji.
Za Ruinera odpowiada Reikon Games - niewielkie studio założone przed trzema laty w Warszawie. Niech jednak nikogo nie zwiedzie młody wiek zespołu, ponieważ w jego skład wchodzą ludzie pracujący nad najgłośniejszymi polskimi produkcjami ostatnich lat, m. in. This War Of Mine, serii o Wiedźminie czy Dead Island. I to się czuje.
Świat przedstawiony w Ruiner nie jest ani sympatyczny, ani przyjemny. To przesycona brutalnością i narkotykami dystopia roku 2091, gdzie więzi międzyludzkie zostały zastąpione przez implanty oraz nanotechnologie. Dodajmy do tego podziały klasowe oraz wszechwładną korporację Heaven, która uzależniła ludzi od swoich produktów, a otrzymamy całkiem klasyczną, cyberpunkową mieszankę.
Z jednej to strony nic nowego, bo podobne rzeczy widzieliśmy już w Ghost in The Shell albo w Łowcy Androidów, jednak Ruiner nie próbuje być na siłę oryginalny. Znaczy to tyle, że nikt tutaj nie wynajduje koła na nowo. I dobrze. Bo Ruiner najlepszy jest... no właśnie w rujnowaniu.
KILL THE BOSS
Już od pierwszych minut Ruiner pokazuje, że został skrojony na miarę. Sama opowieść zaczyna się całkiem prosto. Wcielamy się w rolę bezimiennego mordercy, który otrzymuje tylko jedno zlecenie: KILL THE BOSS. A dopaść mamy nikogo innego jak właśnie szefa korporacji Heaven. Podejmujemy się tego oczywiście w najbardziej ofensywny sposób, czyli torując sobie drogę przez zastępy strażników.
Właśnie w tym miejscu zacząłem dostrzegać pazury, którymi Ruiner zaczepił się we mnie i nie chciał puścić. Im dłużej grałem, tym mocniej się trzymał. Walka jest zdecydowanie najmocniejszym elementem gry i przynosi mnóstwo satysfakcji. Kiedy więc dotarłem do finału pierwszego rozdziału byłem wymęczony poziomem trudności, a równocześnie nakręcony tempem w jakim rozgrywałem kolejne starcia.
Jednak rozgrywka w Ruinerze nie ogranicza się tylko do masakrowania przeciwników, zdarzają się też spokojniejsze etapy, kiedy zwiedzamy mniej lub bardziej zapuszczone zakątki Rengkok, pełniącego w grze rolę huba, do którego wracamy między kolejnymi misjami.
Samo Rengkok to zresztą doskonały przykład tego jak ekipa z Reikon Games czuje cyberpunk. Miasto składa się z kilku dzielnic, a o możliwości zamieszkania w nich decydują pieniądze, czy też ich growy odpowiednik - karma.
Od majętności danego obywatela zależy więc możliwość zamieszkania w lepszej lub gorszej dzielnicy. My oczywiście lądujemy w najgorszej możliwej, na samych obrzeżach, w południowym Rengkok.
Widać, że świat Ruinera został poukładany z sensem. Mamy tu typowe dla cyberpunku rozwarstwienie społeczne, wszechwładne korporacje, dehumanizację i dominację technologii nad człowiekiem. A wszystko odpowiednio skatalogowane w dostępnej w menu bazie danych.
To całkiem niespodziewane w produkcji nastawionej przede wszystkim na rozwałkę, choć nawet bez tego Ruiner doskonale broni się jako zręcznościowa gra akcji.
Gazruką przez łeb
I nie tylko gazrurką. Broni w Ruinerze jest naprawdę sporo i strzela się z nich całkiem przyjemnie. Przynajmniej w wersji na PC, o czym za moment. Zadowoleni będą fani tłuczenia i siepania oraz amatorzy wszelkiego rodzaju miotaczy śmierci i zniszczenia.
Mamy więc kilka rodzajów strzelb i karabinów, do tego katany i płonące piły łańcuchowe. Słowem, każdy powinien znaleźć coś dla siebie, choć mi zdecydowanie bardziej pasowało posługiwanie się bronią białą.
Dlaczego? Ponieważ grałem na konsoli i musiałem się użerać z nieprecyzyjnym celowaniem. Niestety pomysł aby lewą gałkę przypisać do ruchu postaci, a prawą do kierunku w którym ją obracamy uważam za nietrafiony. I to tak bardzo, że momentami miałem ochotę rzucić padem o podłogę.
To co sprawdza się w grach FPP, niestety nie pasuje do ukazanej w rzucie izometrycznym dynamicznej strzelaniny. W efekcie lwią część czasu (i życia) podczas walki tracimy na próby wycelowania w nacierającego przeciwnika, zwykle strzelając gdzieś obok niego. Trochę kiszka. A wystarczyło aby postać obracała się w kierunku, w którym wykonuje uniki, w grze nazywane zrywami.
Zrywy to zresztą nie jedyne umiejętności, z których korzystamy. Za otrzymane w walce punkty doświadczenia możemy na przykład rozwinąć zdolność regeneracji zdrowia, tarczę ochronną, a nawet możliwość hakowania umysłów przeciwników tak, aby walczyli po naszej stronie.
I znowu, niby nic nowego, a jednak przynosi masę frajdy w walce. W praktyce wygląda to tak: szybkie, agresywne zrywy, kilka ciosów gazrurką i zryw do kolejnego przeciwnika, włączamy tarczę ochronną, seria z karabinu, zryw, spowolnienie czasu aby przeskakując zygzakiem od jednego do drugiego strażnika wykończyć wszystkich w jednej, długiej kombinacji. Słowa nie oddadzą jak intensywna jest walka w Ruinerze. Warto przekonać się o tym samemu. Nawet na konsoli.
Satysfakcja w cierpieniu
Taką zasadę głosi Kościół Niepokoju wchodzący w skład bogatego uniwersum Ruinera. I w jakiś sposób dobrze obrazuje to moje uczucia do tej gry. Ruiner jest trudny i bezwzględny. Giniemy przez nieuwagę, przez głupi zryw wykonany do przeciwnika z granatnikiem, przez to że w ferworze walki zapomnieliśmy się uleczyć. Do tego dochodzą jeszcze wymagające starcia z bossami.
A jednak mimo to grałem, przechodziłem kolejne poziomy, kręciłem się po orientalnym Rengkok, zdobywałem ulepszenia, tłukłem kolejnych przeciwników, a wszystko w rytmie świetnej, elektronicznej muzyki. Graficznie też trudno cokolwiek Ruinerowi zarzucić - animacja jest płynna, a efekty towarzyszące walce ogląda się po prostu przyjemnie. Czego chcieć więcej?
Na pewno większej precyzji w strzelaniu na padzie. Bez niej łatwo się pogubić, kiedy na ekranie dużo się dzieje. Jednak nawet ten mankament można przeboleć, ponieważ w Ruinera po prostu gra się wyśmienicie.
Czy będzie to najlepsza polska gra tego roku? Trudno powiedzieć, mamy przecież równie dobrego Observera, także mocno osadzonego w cyberpunku. Dla fanów brutalnych i dynamicznych zręcznościówek Ruiner to pozycja obowiązkowa, a dla innych graczy... w sumie też. Pod warunkiem, że lubicie wyzwania.
Ocena końcowa:
- świetna mechanika walki
- możliwości rozwoju bohatera
- wyborny klimat cyberpunku
- niezła oprawa audiowizualna
- ciekawy system walki
- dość wysoki poziom trudności...
- ...który może niektórych zniechęcić do zabawy
- nieprecyzyjne celowanie na padzie
- walki bywają chaotyczne
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Komentarze
7Przecież wszystkie gry na pady mają auto-aim ta gra po prostu go niema czyli jest pod myszkę i klawiaturę czyż nie?
- świetna mechanika walki,
(...)
- ciekawy system walki,"
Zapomnieliście tylko wspomnieć, że mechanika walki jest ciekawa ;)