Jedna z najgorętszych premier tego roku już za nami. Panowie ze studia Monolith stworzyli tytuł, który dostarcza masę rozrywki na najwyższym poziomie.
zróżnicowany i wielce satysfakcjonujący system walki; otwarty świat bogaty w detale; przyzwoite możliwości rozwoju postaci; system Nemezis to strzał w dziesiątkę; dodatkowe tryby rozgrywki; dobra oprawa audiowizualna; umiarkowane wymagania sprzętowe
Minusyfabuła choć dość interesująca jest raczej banalna; walki są nieco zbyt łatwe, powtarzalne misje poboczne;
Na początek przyznaje się, jestem wielkim fanem uniwersum stworzonego przez Tolkiena, szczególnie, jeśli mówimy o książkach. Fantastycznie opisany, bogaty w detale i przeróżne smaczki świat fantasy zdecydowanie do mnie przemawia. Ekranizacje pomimo, że uznaje za udane nigdy nie wywarły na mnie podobnego wrażenia, a w temacie gier – za wyjątkiem strategii The Battle for Middle-Earth 1 i 2 praktycznie żadna nie wzbudziła we mnie większego entuzjazmu. Dlatego też po pierwszych zapowiedziach Shadow of Mordor nie obiecywałem sobie za wiele po tej produkcji. Dopiero w trakcie prezentacji na jednej z imprez w ramach Nvidia GAME24 wzbudził moje zainteresowanie. I całe szczęścia, bo dawno się tak dobrze nie bawiłem przy skradance / slasherze. Nie zrozumcie mnie źle, Shadow of Mordor to w dużej mierze połączenie najlepszych elementów serii Assassin’s Creed z Batmanem plus kilka innowacyjnych pomysłów. Świetny przykład na to, że nie trzeba wymyślać koła na nowo, aby stworzyć bardzo grywalny tytuł.
Wcielamy się w postać Taliona, gondorskiego strażnika, który już w trakcie wstępu do gry będącego jednocześnie samouczkiem zostaje zabity, tak jak i jego cała rodzina z ręki Czarnej Dłoni - wysokiego rangą poplecznika Saurona. Jak już jednak nie raz bywało w świecie wykreowanym przez Tolkiena - śmierć rzadko jest definitywnym końcem, a często dopiero początkiem. Tak więc nasz bohater powraca do życia za sprawą pewnego upiora, którego przeszłość owiana jest tajemnicą. Jak nietrudno się domyśleć wątkiem przewodnim Shadow of Mordor jest zemsta oraz przywrócenie utraconych wspomnień naszemu „towarzyszowi”, z którym jesteśmy dosłownie zespoleni. Historia jakich wiele, niby nic szczególnie oryginalnego, ale dzięki zgrabnemu połączeniu wątków autorzy gry tworzą bardzo udane złudzenie mrocznej i jakże interesującej przygody.
Nasz bohater posługuje się trzema rodzajami broni: łukiem, sztyletem i mieczem. Każda z nich ma swoje konkretne przeznaczenie. Sztylet służy do cichego zabijania wrogów, miecz do otwartej walki, a łuk, co oczywiste to likwidowania przeciwników z większej odległości. Do tego należy doliczyć możliwość korzystania z mocy upiora, do której powiązane są różnorakie zdolności w drzewku rozwoju naszego bohatera. To ostatnie jest dość proste, ale z całą pewnością dodaje rozgrywce głębi. Po zdobyciu określonej ilości doświadczenia możemy odblokować wybraną umiejętność o ile znajduje się ona poziomie siły, do którego mamy już dostęp. Te natomiast odblokowujemy wykonując określony rodzaj zadań oraz poprzez eksterminowanie przeciwników o randze kapitana lub wyższej.
Wracając jeszcze na chwile do oręża – każda broń może zostać ulepszona za pomocą run, które dają przeróżne bonusy. Zdobywamy je poprzez zabijanie kolejnych kapitanów i generałów Uruków w określonych zadaniach. Ilość run w jaką możemy wyposażyć daną broń warunkują stosowne umiejętności, które należy odblokować w drzewku rozwoju oręża. Ogólnie system rozwoju postaci jak i broni jest z całą pewnością mocną stroną Shadow of Mordor. Pogłębia rozgrywkę i sprawia, że zabijanie kolejnych przeciwników ma na celu nie tylko przeżycie, ale i rozwój naszego bohatera. Miłym dodatkiem jest również fakt, że wszystkie umiejętności, które możemy odblokować są nam najpierw przedstawione w bardzo zgrabnym podglądzie. Ten drobiazg zdecydowanie ułatwia dokonanie wyboru i pokazuje, że autorzy starali się pomyśleć o wszystkim.