Co by nie powiedzieć o wątku fabularnym Shadow of Mordor, to sama rozgrywka, a raczej ciągłe eksterminowanie Uruków połączone z wieloma ciekawymi dodatkami dostarcza wiele dobrej zabawy. Trup sieje się tutaj gęsto, jeśli tak zdecydujemy. Sposobów na dosłowne wykończenie wroga jest co najmniej kilkanaście – większość z nich wygląda naprawdę efektownie. Ogólnie sam system walki, pomimo, że dość prosty dostarcza wiele satysfakcji. Element skradania do złudzenia przypomina ten z Assassin’s Creed włącznie z bezproblemowym wspinaniem się, chodzeniem po linie czy skakaniem. Interesująco natomiast prezentują się moce upiora, które służą nie tylko do zabijania przeciwników, ale i zdobywania cennych informacji. Nie wspominając już o możliwości ujeżdżania potężnych Karagorów, o ile posiadamy odblokowaną adekwatną umiejętność.
Największą atrakcją gry w mojej opinii jest autorski system Nemesis. W skrócie jego idea jest dość prosta – świat żyje, dosłownie. Niezależnie od naszych poczynań, Urukowie walczą między sobą i w ten sposób ustalają hierarchię. Ci bardziej zdolni mogą zostać awansowani do rangi kapitana. Tak się zazwyczaj dzieje w przypadku Orka, który nas upoluje. Choć bardziej przebiegłe jednostki mogą osiągnąć identyczny lub nawet lepszy rezultat w znacznie prostszy sposób, ale nie będę w tym miejscu zdradzał fabuły. Dodatkowo kapitanowie oraz generałowie mają swoje mocne i słabe strony, które możemy poznać posługując się mocami upiora na określonych przeciwnikach lub wykonując poboczne zadania. Ponadto jeśli w jakimkolwiek momencie zabawy zginiemy to czas w świecie gry się nie zatrzymuje. Tak samo jak i wszystkie mniej lub bardziej losowe zdarzenia. Mało tego, każdy przeciwnik w grze ma swoje cele, a raczej aspiracje oraz pamięć. W skrócie oznacza to tyle, że jeśli wcześniej z nami walczył lub nas zabił to przy kolejnej potyczce o tym wspomni. Śmierć w Shadow of Mordor jak już wspomniałem na wstępie ma niewielkie znaczenie – po każdej takowej zwyczajnie „odrodzimy” się w najbliższej kuźni. Ten proces trwa jednak dłuższą chwilę. W ładnym menu widzimy, jak w tym czasie kapitanowie Uruków walczą między sobą, kto ginie, a kto zyskuje kolejne poziomy doświadczenia. W mojej opinii to świetny pomysł, który został tutaj prawie doskonale zrealizowany. Nie wspominając już o możliwości zdominowania naszych przeciwników, co w konsekwencji pozwala nam na stworzenie własnej siatki szpiegów i wojowników w obozie wroga.
Jednym z większych minusów produkcji panów ze studia Monolith jest z pewnością wielkość świata. W pierwszej chwili tego nie widać, ale po już po kilku godzinach zabawy da się zauważyć, że większość lokacji jest bardzo powtarzalna. Ma to tym większe znaczenie, że całościowa mapa gry jest stosunkowo niewielka. Dodatkowo Shadow of Mordor nie grzeszy różnorodnością misji co w połączeniu ze wspomnianą powtarzalnością może wywołać lekkie znużenie, szczególnie po kilkunastu godzinach gry. Oczywiście trochę się tutaj czepiam, szczególnie, że mój licznik czasu spędzonego w Shadow of Mordor w momencie pisania tej recenzji pokazuje blisko 34 godziny, a jestem pewien, że nie jest to jeszcze ostateczna liczba.