Zastanawialiście się kiedyś co mogłoby powstać z połączenia Incepcji, czyli grzebania w ludzkiej świadomości, z pętlą czasową rodem z Deathloop? Synapse przynosi na to odpowiedź. I pomysł na rozgrywkę jest tu nawet niezły, ale do naprawdę potężnego hitu trochę jednak zabrakło.
Chyba nikt nie zaprzeczy, że po całkiem niezłym starcie o goglach PlayStation VR2 ostatnio mocno ucichło. Jasne, wciąż pojawiają się nań jakieś tam tytuły, ale właściwie nic co mogłoby sprawić, że sprzęt ten znów znalazłby się w centrum zainteresowania. Synapse, ze swoim charakterystycznym stylem graficznym, miał szansę to zmienić. Dlaczego? Bo umiejętnie mieszał dynamiczne strzelanie i telekinetyczne moce dorzucając do tego jeszcze legendarny już w branży elektronicznej rozrywki głos Davida Haytera. Nie kojarzycie człowieka? A serię Metal Gear Solid pamiętacie? Jeśli tak to i jego znać musicie.
Co tu dużo pisać – Synapse „na papierze” wyglądało super. Zwiastuny sugerowały dobrą zabawę, a i niecodzienna, monochromatyczno-kolorowa grafika mogła się podobać. Gdzie więc to rozczarowanie? No cóż…
Synapse, czyli zabawy w umyśle Solid Snake’a/Big Bossa
Pewnie wyjdę na dziwaka, ale przez dobre kilkadziesiąt pierwszych minut spędzonych w Synapse przed oczami ciągłe stawały mi obrazy z kolejnych odsłon Metal Gear Solid. David Hayter jako Pułkownik Peter Conrad, zbuntowany agent, w którego umysł się zapuszczamy, brzmi tutaj, jak dla mnie, niemal identycznie jak Solid Snake czy Big Boss.
Sam pomysł jednak na grzebanie w świadomości człowieka, by odkryć znajdujące się tam tajemnice, jest wyśmienity. Jasne, ktoś może powiedzieć teraz, że to przecież nic nowego – podobny patent widzieliśmy już przecież we wspomnianej przeze mnie wcześniej Incepcji. Ba, jest tu przecież nawet obrona „śniącego”, która chce wyrzucić intruza z jego świadomości. Najważniejsze jest jednak to jak zostało to w Synapse zrealizowane i za ten element należą się twórcom gromkie brawa.
Kojarzycie może początek filmu Inferno z Tomem Hanksem? Chodzi o scenę, w której Bertrand Zobrist podczas ucieczki przed agentami popełnia samobójstwo by nie ujawnić im miejsca ukrycia mającego zdziesiątkować ludzkość wirusa. No to początek Synapse jest w zasadzie podobny, choć tutaj niczego nie oglądamy, a jedynie zdajemy się na ustną relację o znalezieniu Pułkownika Petera Conrada, całego we krwi, u stóp Pomnika Waszyngtona wykrzykującego coś o nadchodzącym biologicznym Armagedonie.
Nie da się z nim porozmawiać, bo został wprowadzony w śpiączkę. Jedynym sposobem jest więc wydobycie tych danych wprost z umysłu naszego głównego antagonisty, który oczywiście będzie się przed tym świadomie bądź nieświadomie bronił. I tu właśnie zaczyna się cała zabawa, bo wraz z zagłębianiem się w zakamarki podświadomości pułkownika (czytaj – przechodzeniem kolejnych stref, będących czymś w rodzaju poziomów) będziemy też odkrywać kolejne tajemnice uzupełniając tym samym brakujące nam elementy fabularnej układanki.
Co istotne, by poznać całą historię trzeba ukończyć gry 3 razy, przy czym każde kolejne podejście jest trudniejsze od poprzedniego. A mówiłem już, że Synapse to strzelankowy rogalik (roguelite)? Nie? No to teraz mówię, bo tez bez tej informacji mogłoby się Wam wydawać, że gierka jest bajecznie prosta. Nie, nie jest!
Być jak niczym Darth Vader
Żeby gra zaliczyła nam „przejście” musimy ukończyć z marszu 9 kolejno następujących po sobie poziomów. Śmierć oznacza bowiem cofnięcie nas do synaptycznego „przedsionka” umysłu Pułkownika i konieczność rozpoczynania wszystkiego od początku. I gdyby pozostawiono grę w takim stanie pewnie po kilku minutach zabawy rzuciłbym ją w kąt. I nie tylko dlatego, że strzelanie bywa czasami irytujące, a sama rozgrywka potrafi stanowić spore wyzwanie.
Synapse, mimo całkiem pokaźnej liczby ustawień dotyczących sterowania, dość szybko wywoływał u mnie dyskomfort lokomocyjny – najpierw zimne poty, a potem motyle w brzuchu i rosnące zmęczenie. Oczywiście, wiem jak sobie z tym radzić - wskazówki jak bezpiecznie zacząć przygodę z PS VR2 znajdziecie zresztą na naszej stronie. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie ciekawie pomyślana mechanika rozwoju naszego bohatera Synapse szybko wylądowałby na mojej kupce „kiedyś się jeszcze to sprawdzi”.
Gra posiada bowiem całą rozgałęziającą się listę mniejszych bądź większych wyzwań pokroju „pokonaj 10 przeciwników uderzając im przedmiotami”, „wyeliminuj iluś tam wrogów zza zasłony” czy „wydaj tyle i tyle waluty gry”. Niektóre są szalenie proste, inne – nieco trudniejsze. Najważniejsze jednak, że za ich zrealizowanie otrzymujemy punkty przenikliwości (Insight), za które możemy „wykupić” umiejętności, będące już stałymi ulepszeniami (w przeciwieństwie do tych zdobywanych w czasie gry, które przepadają wraz ze śmiercią naszej postaci).
No dobra, ale co to zmienia? Co takiego dają te umiejętności, że chciało mi się po niezbędnej dla złapania oddechu przerwie znów zakładać gogle i wracać do gry. Ano dają całkiem sporo. Początkowo bowiem nie mamy zbyt wielkiego wachlarza zdolności – ot, możemy strzelać do przeciwników, czasami wymieniając broń na inną, a także skorzystać z mocy telekinetycznych by przesunąć pomosty, aktywować windy, chwytać pudła, by na przykład rzucić nimi we wrogów.
Repertuar możliwości wydaje się zatem dość skromny, choć nie da się zaprzeczyć, że patent ze zgniatanymi przez nas beczkami przy mocniejszym naciśnięciu przycisku L1 jest absolutnie fenomenalny. Nabywane z czasem umiejętności (zgodnie z zasadą im więcej grasz tym więcej masz) sprawiają jednak, że gra nabiera prawdziwych rumieńców. A to dochodzi nam już od startu druga broń, a to znowu nasze zdolności kinetyczne pozwalają nam odrzucać granaty, a nawet chwytać wrogów i ciskać nimi po planszy. Czy gra robi się przez to prostsza? Niekoniecznie. Czy jest przyjemniejsza? I to jak.
Czego więc zabrakło to wielkiego hitu?
Przede wszystkim różnorodności. Po jakiś dwóch godzinach zabawy, powtarzając stale te same lokacje, prędzej czy później zaczniemy odczuwać znużenie. Nie ma tu za wiele broni, wrogowie pojawiają się z grubsza w tych samych miejscach, a celność naszych pukawek potrafi czasami doprowadzić do białej gorączki. Nie przekonuje mnie też za bardzo wielkość gry – 9 poziomów, które trzeba przejść 3 razy, nawet przy rosnącym stopniu trudności to jak dla mnie wciaż trochę mało.
Synapse – czy warto zagrać?
Zagrać jak najbardziej warto. Synapse to naprawdę przyjemny strzelankowy rogalik, z robiącą niezłe wrażenie oprawą graficzną i świetnym dubbingiem, który na dodatek pokazuje jak ciekawie wykorzystać gogle PlayStation VR2 i możliwości kontrolerów PSVR2 Sense.
Szczerze, to chciałbym zobaczyć tak dobrze opracowane sterowanie, z unikami poprzez chwytanie się przeszkód i mocą poruszania obiektów, w jakiejś dynamicznej grze ze świata Star Wars. To mogłoby być naprawdę coś. Synapse wygrywa tymczasem jedynie mocnym wejściem – gra pojawiła się w dobrym czasie, bez żadnej większej konkurencji na ogonie. Gdyby ta była to pewnie tak entuzjastycznego przyjęcia byśmy teraz nie oglądali.
Opinia o Synapse (PS VR2)
- intrygująca historia
- świetne wykorzystanie telekinezy
- sprawiające niezłą frajdę potyczki z przeciwnikami
- ciekawie zaprojektowany system progresu naszego bohatera
- niesamowicie klimatyczny dubbing w wykonaniu Davida Haytera (słynnego Solid Snake’a) i Jennifer Hale
- potrafiąca zrobić fenomenalne pierwsze wrażenie grafika…
- ...która niestety z czasem staje się nieco zbyt monotonna
- celność broni potrafi czasem mocno zirytować
- niewielka różnorodność misji, wrogów i broni
- zasada "im więcej grasz, tym więcej masz" nie wszystkim może się podobać
- dynamika rozgrywki i dość duża swoboda poruszania się mogą szybko wywołać objawy choroby lokomocyjnej
- Grafika:
- Dźwięk:
- Grywalność:
Ocena końcowa
Grę Synapse (PSVR2) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od reprezentującej producenta firmy RednerPR
Komentarze
521 wiek a gra przypomina graficznie gry z Amigi 500...
Otóż przez przypadek odkryłem super fajową aplikacje która nazywa się CryptoCom i wiesz co? Możesz w niej bezpiecznie kupić Bitcoin, Ethereum, BNB, XRP, Solana, Atom i setki innych kryptowalut. Super co nie?
A teraz najlepsze kupiłem w niej kryptowaluty za 1000$ a po tygodniu moje kryptowaluty były warte 100 milionów$!!! Niesamowite co ziomek?
A po misiacu 100 miliardow$!!! A po roku miałem na koncie trylion$!!!!
Dlatego ziomeczku mam dla ciebie propozycje bo ja hajsu nie poczebuje mam więcej niż lodu!!!
Otóż zarejestruj się w tej zarąbistej apce CryptoCom z mojego linka, przejdź proces KYC i zamów czerwona kartę Rubi a otrzymasz na start az 25$ za friko!!! Czaisz ziomek czaczę??
Za frikora, nula, zero!!! Oto mój link klikaj w niego teraz, w tym momencie!!! Promocja jest ograniczona wiec szybko się spiesz bo inni mogą być szybsi od ciebie a wiesz mi ze tego nie chcesz bracie! Dawaj, dawaj, dawaj ziomek i klikaj!!!! Miliardy, biliony$ czekaj właśnie na ciebie!!!!
https://crypto.com/app/jjey2xxs9c